Premier, kandydat na prezydenta, lider opozycji, prezydent – taką drogę przeszedł prezydent Ukrainy Wiktor Janukowycz. Wielu dopisałoby jeszcze pewnie: za młodu kryminalista, potem oszust i złodziej, a w końcu krwawy dyktator.
Dzisiejszy obraz Janukowycza - tyrana, który morduje obywateli, zdecydowanie odbiega od wrażeń, jakie pozostawiał po sobie, kiedy za kulisami rozmawiał z europejskimi, także polskimi, politykami.
Europoseł Marek Siwiec, który zna prezydenta Ukrainy od 12 lat, nigdy nie przypuszczał, że może tak się zachować. – Widziałem go w różnych rolach: najpierw premiera rządu, później kandydata na prezydenta, lidera opozycji, premiera, prezydenta… To, co się w tej chwili dzieje, ten rozlew krwi, nie pasuje do jego wizerunku. Oczekiwane byłoby pewnie, bym powiedział, że widziałem krew na jego rękach od pierwszych dni. Ale tak nie było – mówi naTemat.
Dumny, ale nudny – taki według niego jest prywatnie. – Sprawiał wrażenie człowieka spokojnego, które życia coś nauczyło. Ma dość specyficzny styl, który nie porywa. Nie jest to styl ludzi, którzy dużo mówią i się śmieją. Raczej milczek. Sztywny, ale nie władczy czy autorytatywny, raczej sympatyczny. Preferował dosyć podniosły styl uprawiania polityki. Bardziej przemawiał niż mówił, a jego słowa to nie były jakieś lotne kawałki – opowiada eurodeputowany.
Były bokser, którego wychowała ulica
Sam Janukowycz wielokrotnie podkreślał, że życie dało mu ciężką lekcję. "Moje dzieciństwo było trudne i ubogie. Dorastałem bez matki. Zmarła, kiedy miałem dwa lata. Chodziłem boso po ulicach" – wspominał w kampanii prezydenckiej. W Jenakijewem w obwodzie donieckim Ukraińskiej SRR wychowywała go babcia i koledzy z podwórka (ojciec odszedł). Do dzisiaj wytyka się mu, że długo mówił jedynie po rosyjsku i dziś ten język faworyzuje. Ukraińskiego nauczył się dopiero, gdy z woli Leonida Kuczmy został premierem.
Chciał być bokserem. Koledzy nazywali go "Witia Byk" i to właśnie z nimi stawiał pierwsze kroki, które doprowadziły go do polityki. Po technikum został ślusarzem samochodowym i szybko awansował na szefa bazy transportowej. Potem skierowano go szczebel wyżej, na stanowisko szefa obwodowego przedsiębiorstwa transportowego. Ze znajomymi z bokserskiego ringu po raz kolejny spotkał się dopiero w latach 90., już po rozpadzie Związku Radzieckiego. Dziś "ekipa Janukowycza" nie boksuje, a rządzi i zarabia na Ukrainie.
Oskarżony o udział w zbiorowym gwałcie, skazany za rabunek
"Jeszcze mieszkając w rodzinnym mieście Jenakijewo Janukowycz zorganizował grupę przestępców, którzy bestialsko pobili i zgwałcili kobietę" – takie oskarżenie pod adresem obecnego prezydenta Ukrainy sformułował w 2009 roku jeden z deputowanych Bloku Julii Tymoszenko. Powołał się przy tym na dokument przygotowany w 2004 roku przez współpracownika Wiktora Juszczenki, w którym pojawiły się informacje o kryminalnej przeszłości Janukowycza.
Przypomniano tam, że polityk dwukrotnie (w 1968 i 1970 roku) był skazywany za kradzież i uszkodzenie ciała, a w kolonii karnej spędził w sumie 3,5 roku. Nowością był jednak właśnie zarzut udziału w gwałcie. Na ile prawdziwy? Żadnych dowód nie przedstawiono, a trwała kampania wyborcza, w której podobne zbrodnie przypisywano współpracownikom Tymoszenko….
W 2011 roku Janukowycza oskarżono o plagiat. Według dziennikarzy portalu "Ukraińska Prawda", bezprawnie skopiował do swojej książki fragmenty 23 publikacji różnych polityków i działaczy.
Z syna dentysty zrobił milionera, z żoną jest w separacji
Janukowycz zasłynął z tego, że potrafi zadbać o rodzinę. Ma dwóch synów. Młodszy w wieku 25 lat został deputowanym Partii Regionów do Rady Najwyższej i zasiada tam już drugą kadencję, choć wcześniej nie był szczególnie aktywnym działaczem partyjnym. Starszy, Ołeksandr, stomatolog z wykształcenia, działa w branży budowlanej i bankowej. Za prezydentura Ojca zgromadził w sumie 187 mln. dol (nieoficjalnie jego majątek szacuje się na kilka miliardów), a już rok po wyborach prezydenckich wszedł do rankingu "100 najbogatszych Ukraińców".
Obaj synowie stronią od kontaktów z mediami, podobnie jak żona Janukowycza Ludmiła. W jej kontekście mówi się nawet o "izolacji", bo przy prezydencie Ukrainy pokazała się tylko raz - podczas zaprzysiężenia. Nie mieszkają razem: Wiktor w Kijowie, ona w Doniecku, a ukraińska prasa donosi, że żyją w separacji.
Nie jest tajemnicą, że dla Janukowycza nawet ważniejsza jest "Familia", czyli klan lojalnych i posłusznych mu polityków, którego nieoficjalnym przywódcą jest Ołeksandr Janukowycz. Ludzie prezydenta kontrolują dziś niemal wszystko: rząd, instytucje finansowe, państwowe spółki, a także struktury siłowe.
Rocznie kosztuje dwa razy więcej niż brytyjska królowa
1,02 mld hrywien rocznie, czyli w przeliczeniu 400 mln zł lub 95,7 mln euro – tyle, jak wyliczył ukraiński "Fokus", utrzymanie Janukowycza rocznie kosztuje państwo. Da porównania, budżet kancelarii prezydenta Bronisława Komorowskiego wynosi około 180 mln zł, a brytyjskiej królowie Elżbiecie II wystarcza rocznie 38,2 mln euro.
Prezydent Ukrainy wydatki ma spore, bo urządził sobie królewskie życie. Mieszka w 135-hektarowej rezydencji Meżyhiria pod Kijowem, gdzie zbudowano m.in. klub konny, klub golfowy, przystań dla jachtów. Znajdują się tam też sztuczne jeziora, sztuczne groty, ptaszarnie, szklarnie oraz lądowisko dla helikopterów. Gdyby jednak tam mu się znudziło, może się przenieść do jednej z 10 pozostałych rezydencji.
Według nieoficjalnych wyliczeń jego majątek wart jest 200 mln dolarów. W oficjalnym zeznaniu podatkowym podana jest jednak inna kwota – niecałe 3 mln dolarów.