Dancingi powracają. A wraz z nimi piękne damy, przystojni absztyfikanci, mocny zapach perfum, powłóczyste suknie i czar przedwojennej Warszawy. To wszystko w rytm dawnych szlagierów, granych na żywo przez eleganckich muzyków. Taki klimat znów można odnaleźć w stolicy, gdzie organizuje się coraz więcej dancingów. A te już nie kojarzą się wyłącznie z zabawami w nadmorskich sanatoriach.
O typowe dancingi dużo łatwiej latem, ale nie trzeba czekać na nie aż do czerwca. Niedawno miał miejsce zorganizowany z dużym rozmachem Dancing w Reducie Banku Polskiego, a dziś taneczny wieczór na międzywojenną modłę odbędzie się w NaLato. Goście powrócą do wspomnień z najlepszych lat Warszawy. Beztroskiej i roztańczonej.
Jak już pisałam, współczesny dancing to nie „sanatorium”. Organizatorzy nie sprecyzowali jasno grupy docelowej, do której skierowane jest dzisiejsze wydarzenie, lecz najczęściej NaLato odwiedzają osoby między 25 a 35 rokiem życia i to zapewne one będą stanowiły większość gości na dancingu. - Niemniej jednak ucieszymy się, gdy pojawią się u nas osoby w różnym wieku, a impreza będzie miała charakter międzypokoleniowy – mówi jeden ze „sprawców zamieszania”, Igor Konefał, pracujący w NaLato i w 1500m2 do wynajęcia.
Kotyliony, flirt i szampan
– Z doświadczenia wiem, że imprezy przy muzyce naszych rodziców i dziadków nie mają sobie równych, pod względem ilości osób tańczących na parkiecie. Większość ludzi chodzi do klubów, żeby po prostu spotkać się ze znajomymi. Dziś chcemy trochę zamieszać i ułatwić im trochę szerszą interakcję ze wszystkimi osobami, które do nas przyjdą – opowiada Igor Konefał.
W jaki sposób? Organizatorzy przygotowali dla gości kotyliony, z których każdy ma swoją parę. Jeden dla pana, drugi dla pani, przydzielane losowo. W momencie, gdy właściciele takich samych kotylionów się odnajdą, dostaną kieliszki szampana (który zresztą według zapowiedzi ma lać się obficie), na rozpoczęcie nowej znajomości.
Nieśmiałym osobom, czerwieniącym się nawet podczas próby powiedzenia niewinnego komplementu, z pomocą przyjdzie flirt towarzyski, którego karty, przygotowane na dzisiejszy wieczór, inspirowane były autentyczną, przedwojenną grą. Widnieją na nich takie hasła jak: „Pozwól niech Tobie rączkę ucałuję” i „Motyl wiosenny nie jest tak zmienny jak Ty!”, choć nie brakuje także bardziej współczesnych tekstów.
Kurz na garniturze
Igor liczy na to, że ośmielone towarzystwo ruszy wprost na parkiet. – Ściągnęliśmy Warszawskie Combo Taneczne, pod dyrekcją Janka Młynarskiego, które będzie grało przedwojenne szlagiery, oraz pojawią się fordanserzy. Ich zadaniem stanie się nakłanianie ludzi do tańca. W trakcie organizowania wieczoru staraliśmy się dowiedzieć o tego typu imprezach jak najwięcej. Dodatkowo, dzwoniąc do rodziców i dziadków, przygotowaliśmy specjalne menu w klimacie dancingowym, w którym znalazły się miedzy innymi jajka casino, pasztet i kurczak w galarecie – mówi współorganizator.
Janek, który dancingi ma we krwi i zdarł na nich niejedne buty twierdzi, że większość gości, którzy na nie przychodzą, świetnie zna konwencję i wie czego się spodziewać. – Są często przebrani, kojarzą doskonale muzykę z tamtych lat. Gdy pojawia się impreza w stylu Warszawy Tyrmanda, mężczyźni przychodzą w wyszperanych w lumpeksach garniturach, a kobiety we własnoręcznie stworzonych spódnicach. Są też kolorowe skarpetki i krawaty z motywem Atolu Bikini – opowiada Jan.
– Głównymi uczestnikami takich imprez są ludzie w wieku 30 lat, którzy dojrzeli już trochę do tego, aby "spojrzeć wstecz" i mają dystans do minionych czasów. Dancingi cieszą się sporą popularnością, jednak trudno mówić o tym, aby takie wydarzenia były alternatywą dla imprez, które rządzą co weekend naszym miastem. Są raczej uzupełnieniem dla nich – twierdzi Jan.
A szkoda, ponieważ powrót do tradycji dancingów, oraz uczynienie z nich modnej formy imprezowania, zdaje się mieć same zalety. Przede wszystkim, w natłoku podobnych do siebie imprez, wieczory taneczne są obecnie zjawiskiem nietypowym, które przez jakiś czas nie powinno się z nudzić. Poza tym, wymuszają u gości inny, bardziej widowiskowy rodzaj tańca, niż leniwe przystępowanie z nogi na nogę. Warto także na taką okazję wyciągnąć z szafy garnitur, który smutno pokrywa się kurzem, bo nie ma go kiedy założyć, w momencie gdy do teatru przychodzi się „luźniej” niż kiedyś i jedynymi eleganckimi wyjściami stają się wesela i egzaminy.
Od teraz dołączają do nich także dancingi. Załóż wygodne buty – parkiet jest twój.
A jeśli nadal masz wątpliwości, możesz zastanawiać się jeszcze do wakacji. Wtedy dancingów jest dużo więcej. Od lipca można odwiedzać w tym celu mieszczącą się przy Nowym Świecie restaurację Dawne Smaki, gdzie na taneczne wieczory zaprasza telewizja Kino Polska i Fundacja Kultury Polskiej. Cykl imprez pod nazwą „Pani Minister tańczy w Dawnych Smakach”, to nie tylko okazja do obejrzenia najlepszych polskich filmów z okresu międzywojennego, ale także do udziału w niezapomnianych dancingach (przy muzyce zespołu Tomasz Bielski Retro Band), które pokazują na nowo piękno przedwojennej stolicy.
Jednak warszawskie dancingi to nie tylko retro dekoracje, perły i szale boa. Są też imprezy „bez spiny” i kostiumów. Gorąco robi się na Chłodnej, gdzie taneczne wieczory odbywają się latem co tydzień. O tej porze roku ruszają także świetne Dancingi Międzypokoleniowe, organizowane przez fundację Nizio, które sprawiają, że emeryci żwawo tańczą do muzyki Kanye Westa, w towarzystwie ludzi w wieku swoich wnuków.