Gdy Sejm zaczął pracę nad projektem materialnego wsparcia dla byłych opozycjonistów i osób represjonowanych w czasach PRL, SLD postanowił upomnieć się o tych, których w ubóstwo wpędziły reformy Balcerowicza. Rzecznik partii mówi o ponad milionie zwolnionych wówczas osób i najbiedniejszym z nich chce płacić 200 zł miesięcznej zapomogi.
– Odwoływanie się do sentymentów, że kiedyś było bezpieczniej, może zadziałać, bo w trakcie kryzysu rośnie negatywne nastawienie do transformacji – komentuje w “Rzeczpospolitej” nowy pomysł SLD politolog dr Norbert Maliszewski przyznając, że partia ze swoim planem wprowadzenia zapomogi dla “ofiar reform Balcerowicza” dobrze wczuła się w społeczne nastroje. A co dokładnie planuje Sojusz?
Partia z pieniędzy pochodzących m.in. z prywatyzacji chce stworzyć fundusz, z którego najbiedniejsze obecnie osoby poszkodowane w latach transformacji dostawać będą do 200 zł miesięcznie – chodzi o ok. 1,2 mln osób, które wedle wyliczeń SLD straciły w wyniku tzw. planu Balcerowicza pracę na przełomie lat 80-tych i 90-tych. Rocznie kosztować będzie to ok. 3 mld zł.
– Najwyższy czas, by państwo zajęło się ofiarami transformacji, bo na niektórych terenach mamy już do czynienia z dziedzicznym ubóstwem – mówi o planie SLD jego rzecznik Dariusz Joński.
Joński nie ukrywa, że pomysł jest bezpośrednią odpowiedzią na omawiany właśnie w parlamencie projekt wsparcia dla byłych opozycjonistów. – Nie może być tak, że państwo pamięta o jednej grupie, a o innej zapomina – mówi “Rzeczpospolitej”.
Odwołujący się do socjalnego elektoratu pomysł sojuszu potępili zgodnie politycy PiS i PO, z którymi rozmawiała “Rz”. – Reformy musiały być przeprowadzone, a koszty są niższe niż te, które państwo by poniosło, gdyby przemian nie podjęto. Bylibyśmy dzisiaj w takim stanie jak Ukraina. Nie chodzi o kwestie polityczne, ale o bankructwo – mówił dziennikowi Adam Szejnfeld.