Co trzeci młody Polak jest na garnuszku rodziców, a 14 proc. z nich to osoby po trzydziestce. W mediach bez przerwy pisze się o ich trudnej sytuacji, że są "straconym pokoleniem" wypalonym na starcie. Rzadko zwraca się jednak uwagę na rodziców, którzy "muszą" pomóc swoim dzieciom, co odbija się na ich życiu. Otóż wcale nie muszą, tylko często po prostu nie umieją im się przeciwstawić.
Oczywiście są sytuacje, kiedy nawet 40-letniemu "dziecku" coś w życiu pójdzie nie tak i będzie potrzebna pomoc rodziców. Nagłe zwolnienie z pracy, choroba czy nawet problemy małżeńskie, kiedy syn czy córka nie mają się gdzie podziać. Od tego właśnie jest rodzina, aby wspierać się w takich sytuacjach. Chyba każdy z nas zna jednak przypadki, gdy dorosły człowiek mieszka z rodzicami, a niekiedy nawet żyje na ich koszt, bo po prostu tak jest mu wygodnie. Jemu, ale niekoniecznie rodzicom.
Z pomocy rodziny korzysta 60 proc. osób do 25. roku życia i co czwarta osoba między 25. rokiem życia a trzydziestką – informuje "Rzeczpospolita". Prawie 30 proc. młodych ludzi dostaje pieniądze od rodziców. Na bilety, na czynsz, na rachunki... Część z nich jednak nie podejmuje nawet wysiłku, aby znaleźć sobie własne cztery kąty. Bo skoro rodzice mogą zapewnić nie tylko spanie ale i pełną lodówkę, to po co się wysilać? Ci, którzy na to pozwalają, robią krzywdę nie tylko swojemu "dziecku", które wegetuje zamiast się rozwijać, ale również, a może przede wszystkim, sobie.
"Nie wyrzucę dziecka"
Jedną z osób, które mają " wielki problem" z dorosłym synem żyjącym na ich koszt, jest Pani Marta. Marek ma 25 lat, nie uczy się, nie pracuje i oczywiście mieszka z nimi. Próbował studiować i to nawet dwa razy, ale było to albo za trudne, albo nieciekawe. Kilka miesięcy nawet pracował, ale kiedy zamówienia w tamtej firmie się skończyły, nie szukał nowego zajęcia.
Pani Marta czuje, że ta sytuacja powinna zakończyć się jak najszybciej, ale nie jest w stanie nic zrobić. Z jednej strony (praktycznej) nie umie, a z drugiej, jako matka, po prostu nie potrafi... – Jest mi go naprawdę żal, bo widzę, że się miota i sam nie wie, co ze sobą zrobić. Ale wraz z mężem jesteśmy już zmęczeni i źli z powodu tej sytuacji – wyznaje nieco zrezygnowanym głosem moja rozmówczyni. I dodaje po chwili. – Nie wyrzucę jednak dziecka z domu... – dodaje.
"Mali" szantażyści
W internecie można znaleźć wiele postów napisanych przez zdesperowanych rodziców, których dorosłe dzieci nie tylko nie dokładają się do niczego, ale wręcz codzienne pytają "mamo, co na obiad", jakby gotowanie było matczynym obowiązkiem aż do śmierci. Tacy rodzice marzą wręcz o tym, aby poczuć syndrom "opuszczonego gniazda", na które uskarżają się samotni, starsi ludzie.
Trudno nie marzyć o rozstaniu z własnym dzieckiem, gdy trafi się na równie "ciężki przypadek", jak twórca wpisu na jednym z forów. Jego autor to 26-latek, który próbował kilku prac, ale kończyły się one po "całkowicie wycieńczającym psychicznie dniu". Twierdzi, że nie potrafi pracować z ludźmi, przez co nie może znaleźć pracy gwarantującej mu środki na terapię. – I kółko się zamyka – pisze.
Na koniec swojego wpisu 26-latek radzi zachowanie ostrożności wszystkim rodzicom, którzy myślą o pozbyciu się dorosłego dziecka z domu. – Dostając kopa może się wziąć za siebie, albo olać wszystko i skończyć ze sobą – pisze mężczyzna. I poniekąd ma rację, bo bywają jednostki nieprzystosowane. Czy jednak oznacza to, że rodzice mają na niego łożyć do końca życia, a on z uwagi na trudne czasy ma zatruwać ich życie latami?
Tam są drzwi!
Powiedzenie swojemu dziecku, że ma wyjść z domu i radzić sobie samemu, jest jednocześnie najtrudniejszym i najłatwiejszym rozwiązaniem opisywanej sytuacji. Psychologowie radzą zatem zachowanie umiaru, który jednak nie może przerodzić się w stagnację. Aby temu zapobiec, rodzice dorosłego dziecka powinni mu wyznaczyć "mapę drogową" wychodzenia z tej sytuacji. Konstytutywną cechą tej mapy powinna być zaś konsekwencja.
Psycholog Andrzej Plewa przestrzega przed sytuacją, kiedy rodzice nie stawiają wymagań "dorosłemu dziecku". – Można się z nim dogadać, że dajemy mu rok, dwa czy nawet półtora i chcielibyśmy, abyś przez ten czas dokonał konkretnych kroków. Jeśli przejdziemy nad sytuacją do porządku dziennego i stwierdzimy, że syn czy córka nic nie musi, zrobimy mu krzywdę – mówi psycholog z kliniki GabClinic.com w Warszawie.
Musimy znaleźć balans między tym, co dajemy, a co otrzymujemy od dziecka. – Wspierajmy ich, ale nie bezwarunkowo. Piekło jest wybrukowane dobrymi chęciami, więc pomagajmy mądrze. Jeśli syn żeruje na rodzicach, to jest to dla niego sytuacja komfortowa przez pewien czas. Ale rodziców kiedyś zabraknie i będziemy mieli pokolenie 40-latków, którzy w życiu społecznym będą się zachowywali jak nastolatki – mówi psycholog. Andrzej Plewa radzi również, aby rodzice zainwestowali w pomoc specjalisty, psychologa lub coacha, który pomoże wrócić młodemu człowiekowi na drogę zawodową.
– Komunikat, że tam są drzwi, powinien mieć miejsce na samym końcu. Jeśli dziecko obarcza rodziców finansowo, bo każdy młody człowiek ma jakieś potrzeby takie jak ubrania czy kino, a nie przestrzega umowy z rodzicami, to bądźmy konsekwentni i ograniczajmy dawane mu pieniądze. Czasem zaś trzeba użyć wspomnianego argumentu, że "tam są drzwi". Trzeba stawiać granicę – radzi psycholog i coach Andrzej Plewa.
Jest na naszym utrzymaniu, a nie jest nam lekko, bo sami ledwo wiążemy "koniec z końcem". Poza tym nawet nie pomaga w domu, albo pomaga niechętnie. Kiedy próbujemy go jakoś zmobilizować, aby poszedł do pracy, odpowiada, że pracy nie ma, a jak się znajdzie, to pójdzie. Jednak widzimy, że w ogóle pracy nie szuka, a ta przecież sama go nie znajdzie.
26-latek mieszkający z rodzicami
Mam o tyle dobrze, że rodzice nie zmuszają mnie do wyprowadzki. Nawet jakbym zarabiał mógłbym zostać i jeśli nie zarabiałbym minimum 2000, to nigdzie bym nie szedł, bo szkoda żyć samemu w biedzie ledwie wiążąc koniec z końcem skoro można żyć z rodziną i mieć trochę pieniędzy na zbyciu. Inna sprawa, że jakby rodzice zmuszali mnie do wyprowadzki znając mój stan, to bym sobie po prostu poszedł w piz*** i tyle by mnie widzieli. CZYTAJ WIĘCEJ
Mgr Andrzej Plewa
psycholog kliniczny, psychoterapeuta, coach
Jeśli dziecko podwinęła się noga i musi wrócić do domu, to dajmy mu tę przestrzeń i wsparcie. Ale to nie może pójść w stronę kolejnych pięciu lub więcej lat spędzonych na garnuszku rodziców. Z każdym rokiem będzie mu trudniej.