Oscary to dla miłośników kina noc spędzona przed telewizorem, choć w niedzielę oscarowa historia tworzyła się gdzie indziej: na Twitterze. Oscary 2014 to przede wszystkim jedno, wykonane telefonem, zdjęcie – na którym prowadzącej galę, Ellen DeGeneres, udało się „upchnąć” plejadę gwiazd. Opłaciło się. Selfie, udostępnione na Twitterze ponad 2 miliony razy, zdetronizowało w social mediach fotografię Baracka Obamy.
Ellen DeGeneres – powrót w „swoim” stylu
Siedem lat po swoim debiucie w roli gospodyni Oscarów, Ellen DeGeneres dostała kolejną szansę, żeby poprowadzić galę: „Prowadziłam tę imprezę siedem lat temu. Jestem zaszczycona, że zaprosili mnie tak szybko z powrotem” – żartowała.
Również w tym roku nie przepuściła żadnej okazji, żeby zaprezentować poczucie humoru, za które pokochała ją Ameryka. Na scenie pojawiła się m.in. w przebraniu wróżki.
DeGeneres znana jest także z licznych przyjaźni z gwiazdami. Nie musi zabiegać o kontakty z celebrytami, to oni robią wszystko, żeby znaleźć się w jej otoczeniu, a przynajmniej tak to wygląda na „najwspanialszym selfie w historii”. Na zdjęciu, które błyskawicznie obiegło świat, znaleźli się oprócz Ellen: Jennifer Lawrence, Channing Tatum, Meryl Streep, Julia Roberts, Kevin Spacey, Bradley Cooper (będący jednocześnie autorem), Brad Pitt, Lupita Nyong (i jej brat), trochę tylko widoczna Angelina Jolie i jeszcze mniej z Jareda Leto. „Gdyby tylko Bradley miał dłuższe ramię” – wzdychała DeGeneres, sugerując, że selfie nie wyczerpało potencjału znanych twarzy.
O swoje miejsce na historycznej fotografii bardzo walczyła Liza Minelli – niestety w tym roku się nie udało, a szkoda, ponieważ oficjalnie to już najpopularniejsze zdjęcie w historii Twittera, a przeróbek i memów stworzonych na jego podstawie nie ma końca. Wyrazów współczucia można szukać w internecie pod tagiem #PoorLiza.
Tym gwiazdom, które nie załapały się na oficjalne i pozowane zdjęcia, pozostał „photobombing”, czyli celowe „psucie” cudzych ujęć. Na Twitterze Akademii Filmowej zobaczyć możemy m.in. Anne Hathway wyłaniającą się zza pleców Jessiki Biel czy Benedicta Cumberbatcha wyskakującego ponad Bono podczas robienia „rodzinnej” fotografii członków U2.
Happy
Podobnie jak Ellen DeGeneres, również Pharrellowi Williamsowi udało się tego wieczoru wciągnąć do swojego show gwiazdy. Muzyk wystąpił ze hitem „Happy” (ze ścieżki dźwiękowej do filmu „Despicable Me 2”). Do tańca porwał Lupitę Nyong'o, Amy Adams, a także… Meryl Streep.
Aktorka nominowana w tym roku za rolę w filmie „Sierpień w hrabstwie Ostage”, hipnotyzując wokalistę, przypomniała, że wciąż świetnie sobie radzi w roli wymagającej tanecznych umiejętności (taką ją pamiętamy z musicalu „Mamma Mia!”).
Jeśli zaś chodzi o samego Williamsa, tego wieczoru muzyk przełamał oscarowy dress code. Najpierw pojawił się na czerwonym dywanie w marynarce od smokingu domu mody Lanvin i w...krótkich spodniach, zaś na scenie wystąpił w bluzie marki Adidas.
Lupita Nyong'o nową Jennifer Lawrence
Niekwestionowaną królową wieczoru była Lupita Nyong'o, aktorka nagrodzona za najlepszą rolę drugoplanową w filmie „Zniewolony. 12 Years a Slave”. W tej kategorii Lupita wyszła zwycięsko z pojedynku z ubiegłoroczną laureatką, Jennifer Lawrence, nominowaną za rolę w „American Hustle”.
Lupita przykluła uwagę już z chwilą pojawienia się na czerwonym dywanie. Aktorka miała na sobie jasnobłękitną suknię Prady, którą sama zaprojektowała. Wyglądała niczym Kopciuszek na balu. Podobno swoje przemówienie miała wykute na blachę i wielokrotnie przećwiczone, ale gdy odbierała nagrodę emocje wzięły górę i od płaczu przechodziła do krzyku.
„To radość mojego życia. Ta złota statuetka niech przypomina mi i każdemu małemu dziecku, że nieważne skąd jesteś, twoje marzenia są ważne”. Komentatorzy napisali, że oto narodziła się gwiazda, nie hollywoodzka primadonna, ale dziewczyna z marzeniami, tak samo bezpretensjonalna jak Jennifer Lawrence rok wcześniej. Ona również walczyła tego wieczoru o uwagę. Postawiła na sprawdzone metody: suknię Diora, naszyjnik zarzucony na plecy i zakończone upadkiem potknięcie.
Megalomania Matthew McConaugheya
Można się wzruszać, dziękować wszystkim dookoła i z góry przepraszać tych, o których się zapomniało, a można wprost przeciwnie... Przemówienie Matthew McConaugheya zaczęło się tradycyjnie, konwencjami i kurtuazjami. Potem aktor przeszedł do zagadki, której rozwiązanie dla wielu było dużym zaskoczeniem.
„Każdego dnia potrzebuję trzech osób. Jednej, którą mógłbym brać za wzór, drugiej, na spotkanie z którą bym oczekiwał i trzeciej, z którą bym się ścigał” - ten wstęp publiczność przyjęła brawami. Po chwili aktor zdradził, że pierwszą z osób jest sam Bóg. Potem podziękował swojej rodzinie, zwłaszcza nieżyjącemu ojcu, który „prawdopodobnie tańczy teraz z radości”. Kim była tajemnicza trzecia osoba stawiana przez McConaugheya na równi z Bogiem i ukochanym ojcem?
„Kiedy miałem 15 lat ważna dla mnie osoba zapytała, kto jest moim bohaterem. Powiedziałem, że muszę o tym pomyśleć. Dwa tygodnie później powiedziałem, że to ja sam za 10 lat. Ta sama osoba zapytała mnie po dziesięciu latach, czy jestem dla siebie bohaterem. A ja nawet się do tego nie zbliżyłem. Odpowiedziałem, że mój bohater to ja w wieku 35 lat”. I nagle stało się jasne, że od tej pory Matthew McConaughey będzie już mówił tylko o sobie.
Pizza time!
I znowu Ellen DeGeneneres i jej sprawdzone metody na dobrą zabawę. Pizza! Komentatorzy wspominają, że to najbardziej surrealistyczny moment gali – ubrana w biały garnitur, Ellen ruszyła w stronę publiczności z trzema pizzami na wynos. Pomagał jej, wyraźnie speszony swoją rolą, dostarczyciel pizzy. Myśleliście, że Oscarowa publiczność niczego nie boi się tak, jak węglowodanów? O wiele większa była obawa, że nie dla wszystkich wystarczy, jak również to, kto powinien za pizzę zapłacić...
Kawałek chciały Julia Roberts i Meryl Streep, pizzą nie pogardzili także Brad i Angelina, Harrison Ford, Martin Scorsese i Jaret Leto. Odmówił jedynie Leonardo DiCaprio, który najwyraźniej stracił apetyt. Wiadomo, że Leo nie był tego wieczoru Happy. Swoją solidarność ze złotym chłopcem Hollywood, który nie ma szczęścia do złotej statuetki internauci wyrazili tagiem #PoorLeo.