
Gdyby za naszą wschodnią granicą panował spokój, nad Wisłą jednym z głównych tematów dziś na pewno byłaby debata Donalda Tuska z Jarosławem Kaczyńskim. Jeszcze kilkanaście dni temu wiele wskazywało, że 3 marca obaj politycy po latach znowu staną twarzą w twarz przed kamerami. Dziś nie pamięta o tym już nikt. A szkoda, bo obecne zawieszenie broni między PiS i PO paradoksalnie może oznaczać, że obie partie jeszcze długo nie podejmą prawdziwego dialogu.
Zamiast spotykać się na neutralnym gruncie i przed kamerą, był i obecny premier wreszcie spotkali się osobiście na specjalnym posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Narodowego poświęconej konfliktowi na Krymie. Okrzyknięto to długo oczekiwanym przełomem na polskiej scenie politycznej. Zupełnie zapomnieliśmy, że gdyby do debaty najbardziej wpływowych liderów wreszcie doszło, dyskutowaliby oni nie o losach naszego sąsiada, a codzienności przeciętnego Polaka. W tym głównie o kryzysie w służbie zdrowia, który może zebrać o wiele większe śmiertelne żniwo niż kryzys na Krymie.
Chora służba zdrowia
Kolejny rok rozpoczyna się kryzysem w systemie opieki zdrowotnej i nic nie wskazuje na to, że sytuacja może ulec poprawie. Rząd powinien przestać łudzić Polki i Polaków, że działania podejmowane przez Ministerstwo Bartosza Arłukowicza mają służyć poprawie stanu polskiej służby zdrowia. CZYTAJ WIĘCEJ
- Gdyby PiS i PO chciały debat, mogłyby znaleźć mnóstwo okazji do ich przeprowadzenia. Myślę, że kryzys u naszego południowo-wschodniego sąsiada nie był więc jedynym powodem, dla którego ta ostatnia inicjatywa debaty poszła w zapomnienie - pesymistycznie komentuje jednak dr. Rafał Chwedoruk z Instytutu Nauk Politycznych UW. - Obawiam się też, że gdyby tę debatę przeprowadzić rzetelnie i bez elementów reżyserii, obaj panowie mogliby mówić w zasadzie jednym głosem. Bo przecież tyle ich łączy, co i dzieli - dodaje.
Od kilku dni łączy ich jednak wspólna sprawa na Ukrainie. - Jesteśmy blisko stanu, w którym można mówić o jedności - oznajmił Jarosław Kaczyński po wyjściu z trzygodzinnego spotkania z prezydentem Bronisławem Komorowskim i premierem Donaldem Tuskiem. Brzmiał zupełnie inaczej niż kilka dni wcześniej, gdy na warunki debatowania postawione przez premiera odrzekł: - Uznam, że merytorycznej dyskusji premier się boi, że po prostu stchórzył.
Socjalistyczny paternalizm
Tak w największym skrócie okresliłbym istotę programu PiS, przedstawionego przez Prezesa Kaczyńskiego na konferencji w Warszawie. CZYTAJ WIĘCEJ
"Zepsuta narracja"
To dla PiS jedyne wyjście. Gdyby do debaty doszło lub ostentacyjnie zrezygnowano z niej, partia podkreśliła by bowiem swój największy atut - bycie najtwardszą opozycją. Teraz partia Kaczyńskiego jest w kropce, bo nie może być w kontrze do działań na Ukrainie, ale spotkania z rządzącymi sprawiają, że topnieć może twardy, antyplatformerski elektorat. - Tymczasem zawsze jest tak, że sytuacja zagrożenia zewnętrznego dla państwa sprzyja temu, kto aktualnie rządzi. Tak zyskiwali w przeszłości przecież Margaret Thatcher, czy George W. Bush - przypomina Rafał Chwedoruk.


