Jednym z głównych argumentów zwolenników debaty premiera z prezesem PiS jest fakt, że potrzeba nam "merytorycznej dyskusji" o systemie opieki zdrowotnej. Fakt, może i potrzeba, ale nic nie wskazuje na to, by mieli postarać się o nią właśnie ci dwaj politycy. Przeciwnie, debata łatwo zamienić się może w dobrze znaną pyskówkę z wyliczanką cen, mierzeniem długości kolejek i wezwaniami do dymisji. Zobaczcie, jakich pytań po Tusku i Kaczyńskim trzeba się spodziewać.
Klasyczny chwyt Tuska wypróbowany w decydującej debacie z Kaczyńskim w 2007 roku, kiedy lider PiS poległ na pytaniach o ceny kurczaków, jabłek czy ziemniaków. Zamiast polopiryny można by tutaj wstawić każdy inny popularny lek. Nieważne jaki, bo nie o zdrowie tu chodzi, a o to, by pokazać całej Polsce, że Kaczyński w temacie jest zielony. Oczywiście to wniosek bardzo grubymi nićmi szyty, jednak tak efektowny, że grzechem byłoby nie skorzystać. A że nic do dyskusji o problemach służby zdrowia nie wnosi? Trudno, przecież tak naprawdę gra toczy się o retoryczne zwycięstwo.
Jak możecie krytykować, skoro za waszych rządów było gorzej?
Niezbędnik każdego polityka: krytykują cię, powiedz, że oni zawalili. Podaj ze dwie liczby: że w kolejkach do danego specjalisty osiem lat temu trzeba było czekać o 10 minut dłużej, a na służbę zdrowia wydawano 10 mln złotych mniej. Dokładnie według takiego wzoru politycy koalicji bronili polityki ministra Bartosza Arłukowicza, kiedy do Sejmu trafiały wnioski o wotum nieufności. "Dzisiejsze porażki to także wasza wina" – mówili do polityków PiS. Ten sam wzór zastosowałby też pewnie premier Tusk, bo nic tak nie działa na wyobraźnię, jak porównanie: "dziś jest tak sobie, ale wczoraj było jeszcze gorzej".
O co wam chodzi? Przecież mamy ambitne plany
Tusk rządzi już od sześciu lat, ale w odpowiedzi na zarzuty opozycji, że czegoś nie zrobił, zawsze jest skłonny powiedzieć: "dopiero mamy to w planach". Tak samo jest ze służbą zdrowia. O skróceniu kolejek do lekarzy mówił już kilka lat temu, jednak dopiero w grudniu ubiegłego roku zobowiązał ministra Arłukowicza do przedstawienia planu działań. "W 2015 roku będziemy dostrzegali stopniowe zmniejszanie się kolejek do lekarzy specjalistów" – potwierdził potem sam Arłukowicz.
Jak to się ma do debaty? Ano tak, że każde zastrzeżenie można zbić tym samym argumentem: "już za chwileczkę, już za momencik". Na takiej zasadzie wystąpienie premiera przerodziłoby się w spis pobożnych życzeń – rzeczy, których nie udało się zrobić tylko dlatego, że rząd był zajęty rozwiązywaniem innych ważkich problemów. Tylko czy po sześciu latach komukolwiek będzie się chciało tego słuchać?
PiS niejednokrotnie dawał do zrozumienia, że w temacie służby zdrowia chodzi o wywrócenie stolika, a nie o to, by usiąść przy nim do rozmowy. W ewentualnej debacie pierwszym i najważniejszym postulatem Kaczyńskiego byłaby więc dymisja ministra Arłukowicza. To na nim personalnie (a nie merytorycznie) skupiają się pretensje. – Bez jego dymisji nie ma szans na ponadpartyjne porozumienie w sprawie służby zdrowia – mówił nam niedawno poseł PiS Bolesław Piecha. Jest poważne ryzyko, że zapowiedzi poważnej dyskusji PDT i JK szybko rozbiłyby się z hukiem właśnie o osobę ministra.
"Czy nie uważa pan, że to przez nadzorowany przez pana system zmarła córka polskiego olimpijczyka Bartłomiej Bonka?"
Zarzut bardzo ciężkiego kalibru, ale łatwy do wyobrażenia w debacie Tusk-Kaczyński. Przede wszystkim dlatego, że tragedią zwykłego człowieka w takiej rozmowie zagrać można skutecznie, wywołując u widzach poczucie niesprawiedliwości i kreując wizerunek bezdusznego systemu (córeczka Bonka zmarła, bo ordynator oddziału zbyt późno podjął decyzję o cesarskim cięciu - red.). Już teraz na prawicowych portalach nazwisko Tuska wpisuje się w historię rodziny olimpijczyka. "Mała Julia mogłaby żyć, gdyby nie system nadzorowany przez Tuska i Arłukowicza" – przekonuje publicysta portalu Karnowskich. Dlaczego Kaczyński miałby z tego nie skorzystać? "Human story" to przecież debatowy samograj.
Dlaczego chce pan służby zdrowia tylko dla bogatych?
Na koniec coś, co stałoby się prawdopodobnie motywem przewodnim w wypowiedziach obu dyskutantów, choć najbardziej jednak u prezesa PiS: ogół i banał. Ewentualna debata byłaby pojedynkiem dwóch medialnych gęb, a nie ekspertów, więc trudno się spodziewać konkretów. Zamiast tego mielibyśmy okrągłe hasełka: "Chcecie sprywatyzować służbę zdrowia". "Chcecie opieki dla elit i bogatych, a nie dla biednych", "Ministerstwo sięga do kieszeni pacjentów", "Skandal w państwie, które szczyci się solidaryzmem społecznym" (cytaty z posłów PiS).
– W gadce też bywam niezły, więc jeśli trzeba będzie się spierać na słowa, to jestem do dyspozycji – zapowiedział już premier Tusk. Ręka do góry, komu taka gadka jest potrzebna...