
W klubie Easy Rider we Wrocławiu odbyła się impreza, której uczestnicy hailowali, mówili "Sieg Heil", a grające tam zespoły "sławiły białą rasę". Po tym, jak koncert opisały media, wydarzeniem zajęła się policja. Jak się teraz okazuje, funkcjonariusze wiedzieli wcześniej, że coś takiego może się wydarzyć, ale... zignorowali doniesienie o tym.
REKLAMA
Ekscesy skrajnych narodowców w klubie Easy Rider opisała pod koniec lutego "Gazeta Wyborcza". Na imprezie wystąpiło tam kilka zespołów "sławiących białą rasę" czy nawet, w niektórych przypadkach, rasistowskich. Uczestnicy hajlowali, krzyczeli "Sieg Heil" i bawili się w najlepsze. Wszystko – w teorii – ku czci Żołnierzy Wyklętych.
Po tym, jak media podchwyciły sprawę, zajęła się nią z urzędu policja, a na jej rozwiązanie - jak pisze "GW" - "naciskają" MSW i Komenda Główna Policji. Jak teraz jednak pisze gazeta, dzień przed wydarzeniem do Komendy Wojewódzkiej we Wrocławiu, ale i do komendy miejskiej, trafiło zgłoszenie Dariusza Paczkowskiego z Fundacji Klamra w Żywcu.
Paczkowski i fundacja, w której pracuje, zajmują się zwalczaniem rasizmu. Zainteresowany podał dokładną lokalizację koncertu, skład i opisy zespołów. Policja zignorowała jednak jego maile. Jak mówi "Wyborczej" Paczkowski, to "nawet nie skandal, ale głupota". I pyta, jak to możliwe, że lokalne służby nie wiedziały o imprezie, skoro informacje na ten temat dotarły do Żywca? Na to pytanie nie znamy jednak odpowiedzi - policja bowiem nie skomentowała tych doniesień.
Źródło: "Gazeta Wyborcza"
