Zwykły człowiek, który nie zamierza nic publicznie podsumowywać, bo - jak mówi - od podsumowań ma swojego spowiednika. Otwarty, cierpliwy i uśmiechnięty. Taki obraz papieża wyłania się z wywiadu, którego Franciszek udzielił włoskiemu dziennikowi "Corriere della Sera" z okazji zbliżającej się rocznicy pontyfikatu. Papież z "końca świata" komentuje mity, które o nim krążą, mówi roli kobiet w Kościele i zostawia otwarte drzwi dla homoseksualnych związków partnerskich.
"Małżeństwo to związek kobiety i mężczyzny. Kraje laickie chcą zalegalizować związki partnerskie, by uregulować rozmaite sytuacje współżycia - aspekty ekonomiczne i względy związane z opieką zdrowotną. Mowa o rozmaitych formach wspólnego życia(...). Trzeba patrzeć na różne przypadki i oceniać je zgodnie z ich różnorodnością" - powiedział papież w odpowiedzi na pytanie o związki partnerskie. Media na całym świecie natychmiast podchwyciły ten fragment wywiadu, wieszcząc kolejną papieską rewolucję.
Do rewolucji na razie daleko, faktem jest jednak, że w przeciwieństwie do swojego poprzednika, który otwarcie wypowiadał się przeciw związkom osób tej samej płci, Franciszek od początku pontyfikatu pokazuje dużą otwartość. "Jeśli ktoś jest homoseksualistą(...) to kim ja jestem, żeby go oceniać?" - powiedział w głośnym wywiadzie z ubiegłego roku.
Związki partnerskie to nie jedyny kontrowersyjny temat, w którym papież zabiera głos. Głośno mówi także o tym, że większa powinna być rola kobiet w Kościele."Prawdą jest, że kobieta może i musi być bardziej obecna w miejscach decyzyjnych Kościoła(...) Wystarczy pomyśleć, że "la Chiesa" (wł. "kościół") ma w języku rodzaj żeński. Maryja jest ważniejsza od każdego z kardynałów i każdego z apostołów".
Kiedy 13 marca 2013 roku z balkonu bazyliki Św. Piotra ogłoszono nazwisko nowego papieża, większość zebranych na placu ludzi nie wiedziała, kim jest kardynał Bergoglio. - Nie wiem, który to kardynał - szeptano w tłumie. Nowy papież zaczął podbijać serca katolików już w momencie, kiedy ogłoszono imię, jakie wybrał. Skromnym "buonasera" (wł. "dobry wieczór") zachwycił zebrane na placu tłumy.
Niezwykłymi, prostymi gestami szybko zyskiwał kolejnych fanów. Nie wprowadził się do papieskich apartamentów, zrezygnował ze złotego krzyża na piersi, wprowadził nowe porządki wśród przyzwyczajonych do przepychu kardynałów. Robi sobie z wiernymi zdjęcia i zdarza się, że dzwoni do ludzi, którzy do niego piszą. Najbardziej lubi rozmawiać z pewną 80-letnią wdową, która niedawno straciła syna. "Dzwonię do niej co miesiąc. Ona jest szczęśliwa, a ja jestem księdzem. Podoba mi się to"- mówi papież.
To właśnie takie gesty sprawiły, że świat oszalał na punkcie papieża. On sam ma jednak do franciszkomanii duży dystans."Lubię być między ludźmi, odwiedzać parafie. Nie lubię interpretacji ideologicznych, mitologii papieża Franciszka. Jak wtedy, kiedy mówi się, że nocami wychodzi z Watykanu, by zanieść jedzenie bezdomnym na via Ottaviano (ulica przy Watykanie). Nigdy mi to nie przyszło do głowy"- mówi papież. Dodaje także, cytując Freuda, że w każdym rodzaju idealizowania jest pewna doza agresji. "Przedstawianie papieża jako rodzaj supermana, gwiazdy - wydaje mi się obraźliwe. Papież to człowiek, który śmieje się, płacze, śpi i ma przyjaciół jak wszyscy. To normalna osoba"- konstatuje.
Ta "normalna osoba", jezuita, który żelazną ręką rządzi rzymską kurią, lubi filmy Wajdy i Felliniego. Odnowił ostatnio paszport, ale do rodzinnej Argentyny się nie wybiera. Miał kiedyś dziewczynę. "W seminarium pewna dziewczyna zawróciła mi w głowie na tydzień"- mówi. Jak to się skończyło? "O tym rozmawiałem z moim spowiednikiem" - uśmiecha się papież.