– Można było przewidzieć, że kiedyś znajdzie się władca taki jak Putin, który będzie chciał odbudować wizerunek imperialnej Rosji i odzyskać Krym. Premier Tusk miał tę świadomość. Tylko co można było zrobić? – mówi w "Bez autoryzacji" posłanka PO Julia Pitera.
W sprawie Ukrainy, z wyjątkiem kilku zgrzytów, między PO i PiS zapanowała jedność. Cieszy to panią? Docenia pani gesty prezesa Kaczyńskiego, który przekonuje, że trzeba mówić jednym głosem?
Julia Pitera: Nie mogę powiedzieć, że się cieszę. Raczej byłabym zaniepokojona, gdyby w tak ważnej sprawie jakakolwiek partia opozycyjna przyjęła postawę konfrontacyjną. To jest dla mnie scenariusz wręcz niewyobrażalny. Dlatego takie zachowanie opozycji jest naturalne. W grę wchodziło przecież bezpieczeństwo państwa. W ostatnich dniach wszyscy byli mocno przestraszeni. Widziałam tę atmosferę w Sejmie, którą spowodował akt agresji Rosji. To trochę ostudziło konfrontacyjny zapał niektórych polityków.
Prawica triumfuje, bo od lat ostrzegała przed Putinem. PiS miał rację w sprawie Rosji?
O rację można się kłócić co do metod, a nie co do diagnozy. Diagnoz jest zawsze wiele, ale niekoniecznie idzie za nimi scenariusz postępowania. Tak właśnie było w przypadku PiS-u. Ja pamiętam chociażby ciągłe mówienie o konieczności dywersyfikacji dostaw gazu, a żaden rząd nie mógł tego zrobić. Dopiero ten tak naprawdę doprowadził do tego, że zmalał procent gazu z Rosji. Budujemy też port gazowy, są łupki… Nie przypominam sobie, by realne działania podejmował rząd PiS. To było raczej retoryczne potrząsanie szabelką. Politycy tej partii uważali, że twarda ocena Rosji i tak silny krytyczny głos będzie dobrze odbierany przez elektorat. To wszystko. Tyle że elektorat musi być chroniony przez rządzących.
A to nie jest tak, że ugodowa polityka Tuska wobec Rosji, szczególnie po katastrofie smoleńskiej, poniosła klęskę?
Nie, oczywiście, że się sprawdziła. Od lat wszyscy doskonale wiedzieliśmy, że punktem zapalnym jest Krym i trudno było uwierzyć, że Rosja już nigdy nie spróbuje go odzyskać. Każdy, kto zna historie, doskonale to rozumie. Można było przewidzieć, że kiedyś znajdzie się władca taki jak Putin, który będzie chciał odbudować wizerunek imperialnej Rosji.
Premier tego chyba nie przewidział.
Jest historykiem, więc na pewno miał tę świadomość. Tylko co można było zrobić? Mówić o tym? Nie widzę sposobu, jak można było temu zapobiec. Konieczne było budowanie takich relacji międzynarodowych, które by ideę odzyskania Krymu osłabiły. I to się udawało.
"Najpierw Gruzja, później Ukraina, a na końcu Polska". Lech Kaczyński miał rację?
Znowu: co z tego wynika, że często cytujemy takie niby prorocze słowa. Politycy mówią mnóstwo podobnych rzeczy. Doszukiwanie się wizjonerstwa, robienie z Kaczyńskich braci Wernyhorów, jest dla mnie czymś niezrozumiałym. Dziwi mnie to. Każdy z nas powiedział przynajmniej raz coś, co później się sprawdziło. Powtarzam: nie jest ważne, co się mówi. Ważny jest scenariusz postępowania.
Wizyta Kaczyńskiego w Gruzji miała, może symboliczne, ale jednak znaczenie.
Symboliczne. Znowu mówimy o symbolu. Symbole mają znaczenie wtedy, jeśli coś finalizują. Tak było w przypadku słów Reagana w Berlinie, który mówił "zburzcie mur". Słowa Kaczyńskiego to nie jest to samo. To była czysta retoryka.
Jak dzisiaj wyobraża sobie pani stosunki z Rosją? Nie ma powrotu do sytuacji sprzed kryzysu?
Jak zawsze w takich przypadkach ocena jest trudna, bo musimy oddzielić imperialne ciągoty władcy od narodu rosyjskiego. Przecież nie wszyscy Rosjanie są zwolennikami polityki Putina. To są normalni ludzie, którzy chcą normalnie żyć. Absolutnie nie można więc uderzać w naród. Za to zdecydowanie opowiadam się za sankcjami dla tych, którzy spowodowali ten konflikt. Zamknięcie kont, niewydawanie wiz - to mi się podoba.
Mały ruch graniczny z Obwodem Kaliningradzkim powinien zostać utrzymany?
Tak. Widziałam relacje z Gdańska, gdzie Rosjanie przyjeżdżali na zakupy. Widziałam miny tych ludzi. Nam, politykom, wydaje się, że oni żyją tymi sprawami, co my. Ale tak nie jest. W stosunku do decydentów polityka powinna być bezwzględna, ale oni nie są niczemu winni. Nie należy ich karać.
A katastrofa smoleńska? Dzisiaj trudno sobie wyobrazić, by Rosja zwróciła nam wrak prezydenckiego tupolewa, o który chciały zabiegać polskie władze.
W ogóle dziwię się, że jakoś dzisiaj nie słychać Antoniego Macierewicza. To on jest wielkim znawcą tych spraw, a jakoś milczy. Nie chcę myśleć spiskowo, ale dla mnie to jest dziwne. Jeśli chodzi o wrak, to relacje w tym zakresie nigdy nie były dobre. Bez pomocy Rosjan śledztwo w sprawie katastrofy nie przebiegało w sposób normalny. Z całą pewnością negocjowanie powrotu wraku dzisiaj jest beznadziejne. Zresztą, dla Rosjan byłoby bardzo wygodne, gdybyśmy znowu wpakowali się w ten spór. Byliby bardzo zadowoleni.