"Prorosyjscy lub propagandowi" – listę takich nazwisk przygotował portal Niezalezna.pl. Wystarczyło napisć tylko, że Władimir Putin to sprawny polityk, a na Ukrainie są antypolscy nacjonaliści. – W sprawie Rosji i Ukrainy działa konstrukcja cepa: albo jesteś za Majdanem i ganisz Putina za wszystko, albo jesteś pożytecznym idiotą lub ruskim agentem – mówi naTemat ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który sam został ocenzurowany przez "Gazetę Polską", bo zwrócił uwagę na "banderowców" w ukraińskim rządzie.
"Lista prorosyjskich tub" powstała w reakcji na prowadzoną przez Rosję wojnę informacyjną. Dziennikarze "Niezależnej" uznali, że warto zebrać w jednym miejscu nazwiska osób, głównie polityków i publicystów, które "powielają rosyjską wersję wydarzeń na Ukrainie".
W butach fanów Putina
Zestawienie otwiera nazwisko prof. Romana Kuźniara, doradcy prezydenta Komorowskiego. Stwierdził on, że skoro nie widzimy, by wojsko ukraińskie przeciwstawiało się interwencji Rosjan w swoim kraju, "nie powinniśmy oczekiwać, że inne państwa będą sięgać po środki, których Ukraińcy się domagają".
Dalej są m.in. Wiktor Bater - dziennikarz i bloger naTemat, który odważył się napisać, że "Putin broni praw Rosjan w sposób siermiężny, ale skuteczny". Jest także Mariusz Max Kolonko, według którego Ukraina podzieliła się na części: prorosyjską (wschodnia) i proeuropejską (zachodnia), która jest jednocześnie "nacjonalistyczna i antypolska".
Z kolei Eryk Mistewicz, redaktor naczelny pisma "Nowe Media", uznany został za rosyjską tubę, bo po konferencji Putina stwierdził: "Nie widzę dziś w Europie polityka tej klasy, jeśli chodzi o komunikację, język, sposób argumentacji, budowanie narracji, swobodę wypowiedzi".
"Kto nie z Mieciem, tego zmieciem"
Można dyskutować z tymi poglądami, ale trudno na ich podstawie uznać, że ich autorzy są sympatykami Putina czy też "zwolennikami rosyjskiej wersji zdarzeń". Niestety, w biało-czarnym świecie komentarzy o Ukrainie nie ma miejsca na niuansowanie. Role są rozdane: ukraińska opozycja to stuprocentowi demokraci, a Rosja to wróg. Kropka. Wszystko, co poza tym, to grzech nieprawomyślności.
– Obserwuję to z zaciekawieniem od pierwszych dni konfliktu na Ukrainie. Myślenie o Rosji teraz jeszcze bardziej naznaczone jest rusofobią, a jeśli ktoś wychyla się z panującego nurtu, opisuje reakcje Rosjan czy mówi o skuteczności Putina, jest na cenzurowanym. Ale szczerze mówiąc schlebia mi to, że trafiłem na "czarną listę". W żadnym wypadku nie wycofuję się ze swoich słów – komentuje dla naTemat Wiktor Bater.
Jeszcze wyraźniej taką logikę widać przy temacie "banderowców" i nacjonalistów na Ukrainie. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski nie od kilku tygodni, a od kilku lat krytykuje polskich polityków za kontakty z tymi decydentami znad Dniepru, których oskarża o sympatyzowanie z "antypolskimi" opcjami. Teraz jednak częściej niż zwykle słyszy, że nie powinien pchać się przed szereg ze swoimi zastrzeżeniami.
Cenzurą w inne zdanie
– Ja w ogóle uważam, że w sprawie Ukrainy już od 1989 roku panuje poprawność polityczna. Z jednej strony często milczy się o ludobójstwie dokonywanym przez banderowców z UPA, a z drugiej kłania się różnym osobom, które nie zawsze mają dobre intencje względem naszego kraju, ale są antyrosyjskie. Tutaj obowiązuje zasada, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem. Mam prawo do takiej opinii, ale nie wszyscy są skłonni je uznać – narzeka duchowny w rozmowie z naTemat.
Jak mówi, kulminacyjnym momentem była odmowa opublikowania w "Gazecie Polskiej" felietonu, który napisał o banderowcach w składzie ukraińskiego rządu. Tekst miał się pojawić w w ostatnim wydaniu tygodnika, ale został zdjęty bez podania przyczyn. – Od 2008 roku, kiedy Lech Kaczyński odmówił patronatu nad 65. rocznicą wymordowania Polaków na Wołyniu, funkcjonowałem w środowisku prawicowym jako osoba tolerowana. Kilka felietonów spotykało się z ripostą redaktora naczelnego Tomasza Sakiewicza, ale nigdy nie doszło do takiej cenzury – dodaje.
– To jest dno. Na prawicy dwa ulubione słowa w sprawie Rosji i Ukrainy to: "ruski agent" i "pożyteczny idiota". Wszyscy, którzy mają odmienne zdanie, są tak nazywani. Oni uważają, że lepsza jest Ukraina banderowska niż sowiecka. Ja uważam, że złe są obie opcje. Tylko czekam, kiedy znajdę się na tej liście obok Kolonki i innych dziennikarzy. Z tym środowiskiem już nie da się rozmawiać... – ocenia.
"Najwłaściwszy moment, by mówić dwugłosem"
Koronnym argumentem tych, którzy wskazują "prorosyjskie tuby", jest to, że to po prostu nie jest dobry moment, by jątrzyć i szukać dziury w całym, a cała Polska musi stanąć murem za Majdanem. Moi rozmówcy odrzucają jednak takie założenie. Bo kiedy mówić o zastrzeżeniach co do składu ukraińskiego rządu, jak nie teraz, kiedy ten rząd powstaje?
– To jest najwłaściwszy moment, by mówić dwugłosem. Na Ukrainie są oczywiście zarówno osoby o poglądach skrajnie nacjonalistycznych, jak i centryści i demokraci, którzy stanowią większość. Natomiast każda rewolucja wynosi wszelkiego rodzaju brudy na powierzchnię, co jest historycznie uzasadnione. Dzisiaj głównym zadaniem demokratycznych władz Ukrainy jest pozbycie się tych narośli – przekonuje Bater.
– Jeśli będziemy dąć w jedną trąbę i wszystkich wrzucać do tego samego worka, obudzimy się poniewczasie z ręką w nocniku! – stwierdza.