Najpierw zrobiłem prawo jazdy na motocykl, a dopiero później na samochód, co wydawało mi się kiedyś ekstrawagancją. Tymczasem Aleksandra Bednorz zanim wsiadła za kółko, potrafiła już latać samolotami. I choć niektórzy nie dowierzają, że niepozornie wyglądająca, młoda dziewczyna jest pilotem na liniach pasażerskich, ona sama nie wyobraża sobie, by mogła robić w życiu cokolwiek innego. – Kiedyś wysiadł mi silnik i musiałam lądować w polu – wspomina Aleksandra, która wcześniej brała udział w zawodach lotniczych.
Aleksandra Bednorz: Nie lubię, ponieważ nie czuję się komfortowo w takich momentach. To nie jest mój świat, to nie jest mój zawód. Zajmuję się lataniem.
A jednak ludzi interesuje to, że kobieta jest pilotem. Czy w dzisiejszych czasach powinno to jeszcze dziwić?
Kobiet za sterami jest coraz więcej, ale jest też wiele dziewczyn, które marzą o zawodzie pilota, tylko brakuje im odwagi. Jeśli w jakikolwiek sposób rozmowa ze mną może im pomóc, to mnie to cieszy.
Znasz dużo Polek, które latają?
Całkiem sporo. Jeśli chodzi o latanie w liniach lotniczych to jest ich około dziesięciu.
A widzisz. Gdy zadzwoniłem do warszawskiego metra, okazało się, że nie ma ani jednej dziewczyny, która prowadziłaby pociąg.
Naprawdę? Sama kiedyś się nad tym zastanawiałam [śmiech].
No dobrze, powiedz skąd wzięła się twoja pasja do latania.
Gdy byłam mała, jeździłam ze swoim tatą na wszystkie zawody szybowcowe. Zajmowało mi to większość wolnego czasu. Mój tata był pilotem w polskich liniach lotniczych.
A co na to mama?
Na początku miała obawy, że jej jedyna córka będzie latać, no ale jak już podjęłam decyzję, że będę pilotem, to bardzo mnie wspierała w drodze do latania.
Kiedy podjęłaś tę kluczową decyzję?
Bardzo wcześnie, gdy byłam małą dziewczynką. Musiałam niestety zaczekać, aż skończę 16 lat, aby móc zacząć kurs szybowcowy. Szkoliłam się w Aeroklubie Leszczyńskim, gdzie przygotowywałam się do licencji szybowcowej, a później samolotowej. Potem poszłam na studia na Politechnikę Rzeszowską na pilotaż. Na roku była ze mną koleżanka, z którą teraz pracuję. Rok wyżej była rekordowa liczba dziewczyn, bo aż cztery.
"Aż cztery" - prawdziwe szaleństwo. Czyli potwierdza się to co mówiłaś przed wywiadem, że jest to zawód zdominowany przez mężczyzn. To dobrze czy źle?
Trudno mi powiedzieć... To chyba wynika z kwestii różnego postrzegania świata przez mężczyzn i kobiety. Samo czytanie map sprawia większy problem kobietom niż mężczyznom. Nie ma co ukrywać, mamy trochę inny sposób myślenia. To chyba naturalne, że jest więcej mężczyzn w powietrzu.
A czy kobiety mają też takie cechy, dzięki którym mogą sobie lepiej poradzić za sterami?
Jak już ktoś zostaje pilotem, to nie ma znaczenia jakiej jest płci. Jesteśmy równie dobrymi pilotami. Ja nie czułam nigdy żadnej dyskryminacji przez to, że jestem kobietą. Jest jednak taka różnica, że na początku trzeba się bardziej wykazać, nie ma miejsca na najmniejszą wpadkę. Ale jak już się udowodni, że potrafi się wszystko tak jak mężczyźni, to już jest ok.
Myślisz, że faceci lubią z tobą latać?
To chyba zależy od charakteru drugiej osoby, czy się z kimś pracuje lepiej lub gorzej. Mi czasem tylko mówią, że fajniej się lata, gdy w kokpicie pachnie damskimi perfumami [śmiech].
Strasznie fajne w lotnictwie jest to, że ta praca nie jest monotonna, a każdy lot jest inny od poprzedniego. Zmieniają się widoki, a do pracy naprawdę chodzi się z przyjemnością. No, może poza zmianami na piątą rano [śmiech]. Ale cóż, taki zawód.
Jakimi samolotami latałaś?
Zaczynałam od szybowców, szkoliłam się na Zlinie, później zaczęłam holować szybowce. Przez jeden sezon latałam na zmianę szybowcami i samolotami, ale ostatecznie przerzuciłam się na samoloty. Holowałam na Wildze, Jaku, Gawronie... W czasie zawodów latałam na Cesnach, a w ośrodku szkolenia lotniczego na Kolibrach, Mewach... Wszystko po kolei. A teraz, jak zaczęłam pracę w Eurolocie, zaczynałam na ATR-ze, a później na Bombardierze.
Dziś leciałaś do Rzeszowa. Zazwyczaj latasz właśnie po kraju?
Tak, głównie po kraju i trochę po Europie. Do Amsterdamu, Zurychu, Paryża i Rzymu,
A zamierzasz latać dalej, przez Atlantyk?
Nie wiem jak będzie w przyszłości, ale dziś nie bardzo wyobrażam sobie siebie na long-haulu. To ciężkie i wymagające loty, wiążące się ze zmianami czasowymi i wieloma godzinami za sterami. To wymaga nie tylko dużego doświadczenia, ale trzeba być na to po prostu nastawionym. Mi na razie odpowiada latanie na krótszych dystansach.
Jak reagują pasażerowie, gdy zobaczą że jesteś pilotem?
Najczęściej nawet o tym nie wiedzą. Ostatnio trochę się zdziwiłam, gdy pasażer mnie zobaczył i powiedział: "O, kobieta za sterami... Jak słodko". To było dość ciekawe spostrzeżenie [śmiech].
Masz auto?
Mam.
Dobrze prowadzisz?
Myślę że jest w porządku, choć nie wiem czy jestem obiektywna [śmiech]. Najpierw zrobiłam licencję na samolot, a dopiero później prawo jazdy. Zdecydowanie lepiej czuję się w powietrzu, niż za kierownicą. Bezpieczniej i przyjemniej. Kiedyś brałam nawet udział w zawodach latania precyzyjnego, co też było bardzo fajną przygodą z lotnictwem. Dużo się wtedy nauczyłam.
Zawód pilota jest uznawany za jeden z najbardziej prestiżowych. Co słyszysz na ten temat od swoich znajomych?
Moi starzy przyjaciele są ze mnie dumni, bo z tego mojego "gadania" wiele lat temu coś wyszło i udało mi się osiągnąć to, czego chciałam. A jak poznaję nowych ludzi i pada pytanie, kto czym się zajmuje, to aż nie chcą wierzyć. Myślą, że jestem pilotem wycieczek, a nie samolotu.
Czy miałaś moment w karierze, kiedy powiedziałaś "koniec z tym"?
Nie! Nie wyobrażam sobie, abym robiła coś innego. Jestem szczęśliwa, że zdrowie mi dopisuje i nie mam żadnych problemów. Jestem mega szczęściarą, bo kocham swoją pracę, a o to ciężko w dzisiejszych czasach, aby robić to, co się lubi.
Ale często kocha się pomimo czegoś.
Minusem zdecydowanie jest to, że prowadzę życie na walizkach. Mam zmienny grafik, nieregularny tryb życia, a to wpływa na samopoczucie.
Od kiedy latasz w liniach pasażerskich?
Dwa i pół roku. Wcześniej, zaraz po studiach znalazłam pracę w mniejszej firmie biznesowej. Woziłam po kraju biznesmenów małymi samolotami po Polsce i po Europie. Przychodzą do pracy w Eurolocie doceniłam, że mam w ogóle grafik i jestem w stanie cokolwiek zaplanować. W tamtej firmie decydowała potrzeba klienta i trzeba było się dostosować.
A myślałaś kiedyś o lotnictwie wojskowym?
Nie, zawsze fascynowało mnie małe, sportowe lotnictwo plus właśnie samoloty pasażerskie. W cywilnym lotnictwie jest po prostu więcej latania, a mniej siedzenia na ziemi. To dla mnie ważne, bo jak jestem na urlopie dłużej niż tydzień, to zaczynam tęsknić za lataniem.
Dalej odczuwasz ekscytację, gdy siadasz za sterami?
Ekscytacja to za mocne słowo, ale też nie ma rutyny. Cały czas odczuwam ogromną przyjemność i dlatego tak szybko zaczyna mi brakować oderwania się od ziemi, wyjścia nad chmury, słońca... Można się od tego uzależnić.
Często robisz takie zdjęcia, jak to na telefonie?
Często [śmiech]. Większość pilotów tak ma, że są zafascynowani widokami. I to też jest fajnie, że pracuje się z ludźmi, którzy mają pasję.
Gdy jesteś w powietrzu, zdarza ci się odczuwać strach?
Strach jest. Taki mały element strachu powinien towarzyszyć pilotowi za każdym razem. To nie jest prowadzenie samochodu, gdzie w razie kłopotów człowiek zatrzyma się na poboczu i rozwiąże problem. Tu trzeba działać na bieżąco. Jak ktoś nie odczuwa strachu, to nie ma respektu do latania.
Przez trzy czwarte czasu latamy w autopilocie, z uwagi na komfort pasażerów. Ale w podświadomości trzeba mieć przez cały czas gotowość do stawienia czoła usterkom, z którymi trzeba będzie sobie poradzić, bo odpowiadamy za życie ludzi na pokładzie.
Miałaś jakieś "momenty grozy" w swojej karierze?
Najgorszy moment w powietrzu miałam jeszcze w czasach, gdy pracowałam w małym lotnictwie. Wracałam z kolegą z zawodów samolotowych i po prostu silnik nam stanął, musieliśmy lądować w polu.
Słucham?
No tak było, ale nawet nie zdążyłam się zestresować, bo to trwało jakieś kilkanaście sekund, jak znaleźliśmy się na ziemi. Dopiero jak wysiedliśmy z samolotu pojawiło się wielkie "wow, żyjemy". Dopiero później przyszedł stres, bo wcześniej trzeba było działać, aby wyjść z tej sytuacji cało. Ważne było później to, aby jak najszybciej wsiąść w samolot, aby nie było jakiegoś stresu i strachu przed lataniem.
Czy ten samolot nadawał się jeszcze do lotów?
Nie. [śmiech] Bardzo mi przykro z tego powodu, ale już nie. Były plany, aby go wyremontować, bo została uszkodzona wewnętrzna konstrukcja od uderzenia, ale koszty naprawy byłyby zbyt duże. W lotnictwie ogólnym mniej przyjemne są tylko burze, które zaczynają się na przełomie marca i kwietnia. Samoloty są wyposażone w radary pogodowe, więc widzimy chmury burzowe dużo wcześniej. Loty są najbezpieczniejszą na świecie formą transportu.