
W przypadku inwazji ze wschodu po kilku dniach konfliktu pozostanie nam walka w lasach. Tak wynika z tekstów opublikowanych zarówno w „Newsweeku” jak i tygodniku „Wprost”. Po prostu polskie wojsko nie ma zdolności do samodzielnej obrony granic i musimy liczyć na wsparcie naszych sojuszników.
REKLAMA
Dwa tygodniki skupiły się na stanie polskiej armii i jej potencjale obronnym. Wnioski są dosyć zatrważające. Nawet generałowie mówią anonimowo, że nie jesteśmy gotowi na inwazję ze wschodu. Trzeba dodać, że według Michała Majewskiego z tygodnika „Wprost” nie ma w Europie żadnej armii, która byłaby w stanie samodzielnie pokonać wojska rosyjskiego.
Oczywiście cały ten scenariusz jest najczarniejszy z możliwych. Rosjanie, przynajmniej na razie, nie mają planów wypuszczania się na ze swym wojskiem na zachód. – Dla nas by to oznaczało, że po kilku dniach musielibyśmy przejść do walki w ramach leśnej partyzantki – mówi jeden z byłych dowódców naszej armii. CZYTAJ WIĘCEJ
W podobnym tonie o naszym wojsku wypowiadają się dziennikarze „Newsweeka” Jacek Pawlicki oraz Marek Rabij. Równie nisko oceniają nasz potencjał obronny i mówią, że dosyć szybko skończylibyśmy w lasach. Dodają, że w przypadku inwazji Rosji powinniśmy liczyć na spełnienie się założeń zaplanowanej z góry operacji NATO o kryptonimie „Eagle Guardian” (Orzeł Stróż). Według planu w przypadku ataku ze wschodu w obronie Polski i krajów bałtyckich stanęłyby cztery dywizje z naszego kraju, oraz sześć dywizji niemieckich, brytyjskich i amerykańskich sił zbrojnych.

