Wypowiedź Grzegorza Schetyny spotkała się z powszechna krytyką
Wypowiedź Grzegorza Schetyny spotkała się z powszechna krytyką Agencja Gazeta/S.Kamiński

Jak możesz popierać tę pie…ną komunistkę Hübnerową - miał wykrzyczeć, według dziennikarzy "Polska The Times", Grzegorz Schetyna do Krzysztofa Liska podczas kongresu Europejskiej Partii Ludowej w Dublinie. Choć kuluarowa, wypowiedź Schetyny budzi niesmak i odgrzewa, po raz kolejny, starą linię podziału na tych, co zasłużeni w NZS i tych, co zasłużeni w PZPR.

REKLAMA
Ostro komentuje takie podejście i ton wypowiedzi publicysta tygodnika "Polityka" Daniel Passent. – Ta wypowiedź Grzegorza Schetyny pod adresem pani Danuty Hubner jest prostacka i chamska. Chamska z uwagi na słownictwo, a prostacka, bo przekreśla osiągnięcia i życiorys Danuty Hübner, która jest osobą wybitną i bardzo dla Polski zasłużoną, posiadającą niezwykłe predyspozycje. Gorąco popieram wysunięcie jej kandydatury, to byłaby to kolejna wybitna kobieta na wybitnym stanowisku – mówi Passent. – Schetyna powiedział tak prawdopodobnie dlatego, że Hubner wywodzi się z lewicy, a przed rokiem '89. była w PZPR. Prof. Leszek Balcerowicz tez był w PZPR, a to są ludzie, którym Schetyna nie dorasta do pięt. Ot, partyjny aparatczyk, który mierzy innych swoją miarą.
"Przykro, kiedy padają takie słowa"
Wiele osób z odmienną przeszłością potrafi się porozumieć, w wielu gremiach zasiadają i byli członkowie PZPR, i ludzie lewicy, i co, którzy wywodzą się ze skrajnie odmiennych środowisk. – Jednak ta normalność nie dotyczy wszystkich. Są prawicowi fanatycy, tacy spóźnieni rewolucjoniści – dodaje Daniel Passent. I konstatuje: Polska to taki kraj, w którym jest antykomunizm bez komunistów i antysemityzm bez Żydów.
Przeszłość ludzi i ich biografie pozostaną niezmienne. Trzeba oceniać ludzie za ich postawę i zachowania dziś – uważa Tadeusz Cymański. – Przykro, jeśli takie słowa padły, niezależnie od tego, kto je wypowiedział – dodaje poseł Solidarnej Polski.
– Zawsze byłem przeciwnikiem używania takiego języka. Takie słowa nie powinny paść nawet w rozmowie kuluarowej. To są emocje. Nie jestem purystą, ale to podstawowe, elementarne zasady wychowania – mówi Tadeusz Cymański.
Podział postkomunistyczny wiecznie żywy
Emocjonalna i, jak mówią komentatorzy, niepotrzebna wypowiedź Schetyny wynika zapewne z obaw, że rekomendacja Donalda Tuska dla Danuty Hubner na nową szefową polskiej delegacji we frakcji Europejskiej Partii Ludowej oznacza kolejny skręt w lewo. Była szefowa kancelarii prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i pierwszy polski komisarz w Unii Europejskiej miałaby zastąpić na tym stanowisku Jacka Protasiewicza. W Platformie pojawiły się obawy, że taka wolta to pogłębienie flirtu partii z lewicą.
– Mimo że w Polsce od 2005 r. nieprzerwanie – i z gigantyczną przewagą nad resztą – rządzą partie, które swój rodowód wywodzą z solidarnościowej opozycji, to jednak widać, że podział postkomunistyczny jest ciągle żywy – wyjaśnia Agaton Koziński z "Polska The Times", współautor tekstu o "cichej rekonstrukcji" rządu. – Podgrzewa go Leszek Miller, który wyraźnie odwołuje się do resentymentu za PRL. Ale tę oś podziału odgrzewa również Grzegorz Schetyna, nie wahając się do niej odwołać w walce między frakcjami w PO.
Okopani na swoich pozycjach
Ta oś podziału zdaje się nie blednąć mimo upływu lat, coraz wyraźniejsza przy każdej kolejnej debacie, w której brak argumentów merytorycznych. Znany z ultra prawicowych poglądów dziennikarz i podróżnik Wojciech Cejrowski tak mówi o pośle SLD Ryszardzie Kaliszu: "Kiedy spotykam w przestrzeni publicznej Kalisza, wrzeszczę 'Precz z komuną!'. Bo to nie jest obywatel, który nagle zaczął uczestniczyć w socjaldemokratycznej partii. To nieukarany przestępca, zdrajca ojczyzny" - mówi. W wywiadzie dla "Dziennika Bałtyckiego" dodał, że ludziom takim, jak Kalisz, "powinno się zaproponować wagony na Wschód, do ich mocodawców".
Resentymenty ciągle żywe
Na to, że język debaty publicznej – o kuluarowej– zmieni się na korzyść, raczej nie ma co liczyć. Dlaczego? Bo wyzwanie kogoś od komuchów czy czerwonej hołoty gwarantuje natychmiastowe zainteresowanie mediów. Dlatego brutalizacja języka staje się normą. – Myślę, że warto się do tego zacząć przyzwyczajać. Skąd się to bierze? Myślę, że z dewaluacji wysokich standardów językowych, które przechodzą do przeszłości; dziś wypowiedź neutralna emocjonalnie, podana językiem bezbarwnym po prostu się nie przebija. Dlatego padają takie słowa wobec D. Hubner, A. Michnika, czy publicystów. Dlatego J. Palikot nazywa u Moniki Olejnik Jacka Protasiewicza „debilem”. Czy to dotyka tylko ludzi z lewej strony sceny publicznej? Oczywiście, że nie. To zjawisko „ponad podziałami”. Można je nazwać tabloizacją debaty, można nazwać powszechnym schamieniem, to nie ma znaczenia. W hałasie, jakim jest sfera przekazu to co ciche, grzeczne, kulturalne po prostu nie istnieje – tłumaczy naczelny "Rz" Bogusław Chrabota. – Innymi słowy – chcemy tego, czy nie – mamy nowe formy ekspresji. Politycy wyczuwają te trendy i się do nich dostosowują. To samo dzieje się z publicystyką, literaturą, teatrem…
Lepiej nie będzie
To nieodwracalna ewolucja języka debaty. Głośniej, ostrzej, bardziej chamsko. Ważne, że słyszalnie. O tym, że kuchnia polityki jest wyjątkowo brudna, wiadomo od dawna dzięki, chociażby, aferom taśmowym. "To mi przypomina zamierzchłe, stare czasy, kiedy można było powiedzieć - dajcie mi człowieka, a coś się na niego znajdzie" - powiedział były minister sportu Mirosław Drzewiecki w wywiadzie dla Tvn24.
– Sądzę, że ta ewolucja języka debaty jest nieodwracalna. Istnieją oczywiście miejsca i fora, gdzie dyskutuje się rzeczowo i bez inwektyw, ale to – poza nielicznymi wyjątkami – miejsca mało eksponowane medialnie. Niewątpliwie Rzeczpospolita do nich należy, choć także na jej łamach (również na łamach GW i przyzwoitych portali) dostrzegam echo tych procesów – konkluduje Chrabota.