Były doradca Władimira stwierdził, że tylko interwencja zbrojna Zachodu może powstrzymać wybuch III wojny światowej. Mariusz Kamiński z sejmowej komisji obrony twierdzi jednak, że ekspert się myli, a Putina powstrzymają sankcję. Pomimo to, podkreśla konieczność dokończenia budowy tarczy antyrakietowej i zacieśnienia współpracy ze Stanami Zjednoczonymi. – Powody do obaw zawsze są, dlatego powinniśmy wyciągnąć wnioski z lekcji ukraińskiej – mówi w "Bez Autoryzacji" poseł Mariusz Kamiński.
Były doradca Władimira Putina twierdzi, że może wybuchnąć III wojna światowa, a jedynym sposobem aby jej zapobiec jest interwencja zbrojna. Czy widzi pan rozwój sytuacji w równie czarnych barwach?
Mariusz Kamiński: Trzeba podjąć wszystkie działania dyplomatyczne i nie dopuścić do tego, aby Krym odłączył się od Ukrainy. Na tym trzeba się koncentrować a nie straszyć wojną czy robić jakiekolwiek ruchy, które mogłyby do tego doprowadzić. Stanowisko Zachodu musi być twarde, ale dyplomatyczne. Sankcje, izolacja na arenie międzynarodowej, wyrzucenie z Rady Europy, wyrzucenie z G8, ale nie wojna.
No tak, ale wydawałoby się, że Andriej Iłłarionow wie o czym mówi twierdząc, że Putin śmieje się z sankcji.
Ta wypowiedź jest czystą propagandą i straszeniem wojną w wykonaniu Rosji. Putin już de facto dokonał aneksji Krymu. Teraz próbuje się zrobić nielegalne referendum, bo przecież według konstytucji ws. odłączenia jakiejś części Ukrainy powinno ono odbywać się nie w jednym regionie tylko w całej Ukrainie. Kilka miesięcy temu, gdyby ktoś powiedział że Putin będzie chciał dołączyć Krym do Rosji, uznano by go za fantastę. Dziś ten scenariusz jest absolutnie realny. A kto wie, czy w przyszłości ten sam scenariusz nie czeka Łotwy albo Estonii, gdzie jest 30 proc. mniejszości rosyjskiej?
Na prośbę polskiego rządu przyleciały do nas amerykańskie F16. Czy była to dobra decyzja naszych władz?
Prawo i Sprawiedliwość zawsze mówiło, że kluczowa dla bezpieczeństwa jest bardzo bliska współpraca ze Stanami Zjednoczonymi. To największe państwo NATO, z największym potencjałem militarnym. Ta współpraca powinna się pogłębiać i powinna być dokończona budowa tarczy antyrakietowej do 2018 roku, powinna być większa obecność militarna wojsk amerykańskich w Polsce, bo to również gwarantuje nam bezpieczeństwo. Mam nadzieję, że będzie realizowana pomoc w modernizacji polskiej armii ze strony USA.
Czyli dobrze ocenia pan polski rząd, jeśli chodzi o reakcję pod względem wojskowym na wydarzenia na Ukrainie?
Nie było żadnych kroków militarnych, bo polska armia powinna służyć do obrony polskich granic. To co dzieje się na Ukrainie ma bardzo duże znaczenia pod względem bezpieczeństwa Polski, ale nasze siły zbrojne nie były zaangażowane. Nie było podwyższonej gotowości bojowej a ćwiczenia które się odbywały były zaplanowane wcześniej. Nie było podstaw do tego, aby na tym etapie stawiać polską armię w stan podwyższonej gotowości.
Czyli Polacy nie mają absolutnie żadnych powodów do obaw.
Powody do obaw zawsze są, dlatego powinniśmy wyciągnąć wnioski z lekcji ukraińskiej. Mam nadzieję, że nikt nie będzie już negował tego, że warto modernizować polską armię i inwestować w to duże pieniądze. Dobrze że jesteśmy w NATO, dobrze że jesteśmy w Unii Europejskiej, ale przede wszystkim musimy liczyć na siebie.
Panie pośle, czy był pan w wojsku?
Nie. Byłem na studiach a potem weszła armia zawodowa. Mamy cywilny nadzór nad armią, kiedy mamy armię zawodową. To dobra demokratyczna zasada.
Pytam w kontekście słów Tadeusza Cymańskiego, który powiedział o swoich synach: "Nie wyślę ich na śmierć, jeśli nie trzymali karabinu w ręku". W kontekście wydarzeń na Krymie wraca zatem dyskusja o poborze i przygotowaniu młodych Polaków do potencjalnego konfliktu.
Powinna postępować profesjonalizacja armii i dobrze, że zrobiliśmy zawodowe wojsko. Problemem jest liczebność naszego wojska, które wynosi 97 tys. zawodowych żołnierzy ale tylko około 10 tys. Narodowych Sił Rezerwowych. Problem leży zatem w naszych siłach mobilizacyjnych. Nawet w małej Norwegii są w stanie wystawić około 90 tys. żołnierzy w okresie zagrożenia. U nas jest dużo, dużo gorzej. Należy przeszkolić jak najwięcej osób, ale z ochotników. Problem nie polega na tym, że nie ma chętnych, czy tez że trzeba przywrócić pobór. Obecny system szkolenia rezerw jest niewydolny.
A nie powinno być tak, że każdy młody człowiek powinien przejść choćby elementarne szkolenie?
Nie jestem zwolennikiem przywracania poboru, bo głęboko wierzę, że jak zmienimy system Narodowych Sił Rezerwowych i będzie bardziej atrakcyjnym, to będziemy mieli taką liczbę ochotników, że nie będzie żadnych problemów z mobilizacją. Jest bardzo wielu młodych ludzi, którzy chętnie przeszliby takie przeszkolenie w okresie studiów czy zaraz po szkole. Statystyki pokazują, że połowa absolwentów szkół ląduje na bezrobociu. Na pewno część z nich mogłaby zgłosić się na ochotnika, przejść szkolenie i otrzymać za to odpowiednie wynagrodzenie.