Niedopięte spodnie, przyciasne bluzeczki, dodatkowe kilogramy i fałdki. To koszmar każdego Polaka dzień po Wielkanocy. W naszej mentalności funkcjonuje mit, że w święta inaczej się nie da. Warto jednak czasem sprawić małą przykrość cioci i zrezygnować z kolejnej porcji żurku, czy mazurka. Bo przez święta naprawdę można przejść bez dodatkowych kilogramów.
Śniadanie to podstawa zdrowego żywienia. Wie to każdy i tej starej jak świat prawdy nie trzeba nikomu powtarzać. Badacze dowiedli, że wśród osób codziennie zjadających śniadanie ryzyko wystąpienia otyłości w porównaniu z osobami, które je ignorowały, zmniejszyło się o 35-50%. Poranny posiłek musi dostarczać nie tylko energii, ale też cennych składników mineralnych oraz witamin. Dobrym pomysłem może być koktajl mleczno-owocowy i grahamka z miodem.
Jednak śniadanie wielkanocne to spore wyzwanie dla naszych żołądków. W końcu zamiast jogurtów i ciemnego pieczywa na stół wjeżdżają kilogramy tłuszczu zwierzęcego pod postacią kiełbas i pasztetów. W tradycji Polaków jest siedzenie i jedzenie w trakcie świąt, w Wielkanoc ma to swój wymiar kulturowy, religijny i, od biedy, także fizjologiczny. Bo jeśli ktoś pościł przez kilka tygodni, to po zjedzeniu czegokolwiek natychmiast stanie się senny, ociężały i ochota na cokolwiek innego niż jedzenie i leżenie nie przyjdzie. - W telewizji co druga reklama dotyczy cudownego środka na wątrobę. W jego tle zawsze jest suto zastawiony stół! Jaki jest więc przekaz? Opychajmy się bez umiaru! Taka to jest Polska, wiosenna tradycja – mówi Iza Czajka, fizjolog żywienia. Wielkanoc wieńczy post, dlatego wszystkie potrawy są kaloryczne i tuczące. Otwiera ją żurek z białą kiełbasą, jajkami (500-600 kcal). Do tego dochodzą tłuste wędliny oraz nieśmiertelna sałatka z gotowanych warzyw, skąpana w majonezie (400 kcal-porcja). - No i ciasta. Najlżejsze drożdżowe i serniki. Ale mazurki? Szkoda gadać! Spód z kruchego ciasta, a do tego lukry, czekolady, mak, bakalie. W 100 g mieści się nawet do 600-800 kcal – wylicza Iza Czajka.
Najgorszym połączeniem jest jednak kaloryczne jedzenie i alkohol. - Sam w sobie nie jest tak bardzo kaloryczny. Problem polega na tym, że traktowany jest przez nasz układ trawienny jako trucizna, więc będzie trawiony jako pierwszy. Cała reszta pożywienia zostanie odłożona na później. Więc dodatkowe kilogramy pojawią się na pewno – mówi Agata Berndt, trener osobisty.
Zgodnie z tradycją, nasze brzuchy muszą więc ucierpieć. Jest jednak kilka sposobów, żeby załagodzić ich mękę. - Można zrobić sobie Wielkanoc light. Upiec chude mięso czyli drób lub coś z dziczyzny. Zamiast klasycznej sałatki więcej surówek. Z ciast sernik lub babka drożdżowa bez lukru – radzi fizjolog żywienia Iza Czajka.
Ciasta będą też zdrowsze, jeśli upieczemy je sami z mąki razowej, a zamiast masła lub margaryn dodamy olej rzepakowy lub oliwę. Jest jednak nieodłączny składnik wielkanocnych potraw, którego obawiać się nie musimy. Wbrew krążącym mitom, nie zaszkodzą nam jajka, które charakteryzują się m.in. białkiem o bardzo wysokiej wartości odżywczej, korzystnym rodzajem tłuszczu ze słynnej grupy NNKT - niezbędne nienasycone kwasy tłuszczowe. - Jajko zawiera także duże ilości cennej lecytyny, która bardzo korzystnie wpływa na pracę układu nerwowego. Dostarcza również wielu innych składników odżywczych witamin i składników mineralnych, dzięki którym w dużym stopniu możemy pokryć dzienne zapotrzebowanie na wiele związków – mówi Katarzyna Okręglicka, dietetyk.
Zachęcająca jest też liczba kalorii. Jedno jajo dostarcza około 75 kcal. Nie muszą się go bać osoby na diecie. A nie wszystkie jaja musimy spożywać z majonezem. Bo przecież można zastąpić go świeżo zmielonym pieprzem lub faszerować łososiem, koperkiem i kaparami. Majonez, powinniśmy traktować jak przyprawę, a nie konieczny element potrawy. Dozwolone są niewielkie jego ilości - najwyżej 1 łyżka w ciągu dnia. Kawałek kiełbasy w żurku lub barszczu białym na pewno nie zaszkodzi, ale warto pamiętać, że są także inne rodzaje chudych wędlin.
Ostrożnie trzeba obchodzić się z solą, bo przyczynia się ona do rozwoju nadciśnienia tętniczego. Lepiej więc zastąpić ją świeżymi ziołami.
Podstawowym błędem nie jest jednak dobór składników, ale „świąteczny maraton spożywczy”. Polacy nie potrafią przerwać biesiadowania na 3-4 godziny, które są wskazane. Śniadanie przeradza się w obiad, a obiad w sytą kolację. Pełną dań na zimno, ale i na gorąco. Jemy więc regularnie. Czyli bez przerwy.
Czy istnieje zatem szansa na to, by nie przytyć w święta? Agata Berndt, trener osobisty radzi zachować zdrowy rozsądek i próbować wszystkiego, ale po trochu. - Na świąteczne obżarstwo nie można się przygotować, trzeba go unikać – mówi.
Fizjolog żywienia Iza Czajka proponuje drastyczne rozwiązanie - Trzeba pożegnać tradycyjny zwyczaj siadania za stołem i objadania się. Najlepiej wyjechać na narty, albo ponurkować. W Polsce nie uda się uciec od jedzenia.
Od jedzenia uciekać nie każe nam Karol Okrasa, kucharz i bloger NaTemat.pl. Według niego w święta należy jeść, w końcu są po to, aby celebrować je również kulinarnie. Nie można się jednak przejadać. Dlatego między posiłkami przyda się rodzinny spacer do parku, czy lasu.
A więc bez względu na pogodę, po śniadaniu czas na długi marsz pod rękę z rodziną! Bo głodzenie też nie jest wskazane - Jeśli jemy rzadko, organizm, żeby jak najdłużej korzystać ze składników odżywczych, zwalnia tempo przemiany materii. Głodzenie sprawia, że organizm oszczędza energię, bo przyszły kryzysowe czasy – mówi Katarzyna Okręglicka.
A jeśli przydarzy nam się nadkilogramowa wpadka? – Trzeba jak najszybciej wrócić do zdrowych nawyków lub rozpocząć odpowiedni styl odżywiania: jeść regularnie, co trzy do pięciu godzin. Muszą być to małe posiłki złożone ze świeżych warzyw, chudego mięsa, jaj i ryb. Trzeba też włączyć intensywniejszy wysiłek fizyczny, trwający od 30 minut do godziny, przynajmniej trzy razy w tygodniu. Polecam jazdę na rowerze, pływanie, trucht, nordic walking lub zajęcia "aerobiku" – mówi trener osobisty Aneta Berndt.
Pomyślmy o tym, zanim zasiądziemy do stołu. I pocieszmy się tym, że Wielkanoc jest krótka i nie dokłada tylu kilogramów, co kilkudniowe obżarstwo w Boże Narodzenie.