
Zasada ta brzmi znajomo. Często przewija się w mediach głoszona przez polityków, publicystów. Wszyscy oni nawołują do jej przestrzegania, postulując, że to podstawa demokratycznego państwa prawnego. Zasada domniemanie niewinności. Skoro jest taka ważna, to dlaczego tak trudno jest nam przestrzegać ją w praktyce? Wątpliwe by ostateczny wyrok sądu w sprawie śmierci półrocznej Madzi z Sosnowca miał jakiekolwiek znaczenie dla większości społeczeństwa, która zdążyła już sama osądzić jej matkę.
REKLAMA
Społeczeństwo zawsze zdąży szybciej ocenić lub skazać kogoś niż sąd. Tym bardziej w Polsce, gdzie na wyroki czeka się latami. Do tego dochodzi apelacja, kasacja, które niemiłosiernie wydłużają postępowanie. A jeśli nawet na końcu okaże się, że oskarżony był niewinny, najczęściej i tak będzie musiał żyć z łatką przestępcy. Wydaje się, iż podobnie będzie w przypadku Katarzyny W., która jest oskarżona o nieumyślne spowodowanie śmierci swojej córki i zbezczeszczenie zwłok za co łącznie grozi jej maksymalnie 5 lat więzienia. Ale przecież, jeśli okaże się niewinna, nie będzie mogła normalnie wrócić do swojego środowiska i domu, gdzie wszyscy zdążyli ją już skazać. Jak więc powinna działać zasada domniemania niewinności?
- W przypadku śmierci Magdy z Sosnowca, należy odróżnić dwie płaszczyzny – podkreśla Ryszard Kalisz, polityk, a z wykształcenia prawnik. - Z prawnego punktu widzenia ta dziewczyna jest wciąż niewinna do czasu prawomocnego wyroku. Tu działa zasada domniemania niewinności. Jednak z punktu widzenia medialno-społecznego została już uznana za winną. Duża część Polaków uznała po prostu, iż kobieta zabiła swoją córkę. Trudno jednak na tej postawie twierdzić, iż prawo jest bezsilne wobec mediów, wobec opinii publicznej i nie jest w stanie chronić oskarżonej, która może okazać się niewinna. Prawo nie może regulować ludzkich myśli. Poszanowanie zasady domniemania niewinności zależy jedynie od poziomu kultury i edukacji społeczeństwa. Ponadto ta jedna z najważniejszych zasad prawnych dotyczy tylko wymiaru sprawiedliwości. Przeciętny Kowalski może sobie osądzić każdego. W przypadku uniewinnienia oskarżonego, może on wytoczyć każdemu powództwo cywilne.
Zasadę domniemania niewinności trudno jest także zastosować w praktyce, gdy ludźmi rządzą emocje, instynkt stadny, a nie zdrowy rozsądek. Taka jest ludzka natura, że jeśli znajdzie się pierwszy odważny, który rzuci kamień, to po nim znajdą się prędko kolejni. Swoją rolę odgrywają również media. Mogą one podejmować tematy w dwojaki sposób – bardzo ostrożnie, bądź szukając sensacji. Zazwyczaj dominuje druga forma przedstawiania informacji, gdyż jest dużo bardziej atrakcyjna. Opinia publiczna potrzebuje szybkiej wskazówki, kto jest dobry, a kto zły. Jeszcze szybciej potrzebują tego stacje informacyjne, które natychmiast kreują bohaterów i antybohaterów, przedstawiają czarno-biały świat. Sąd zaś zrobi to dużo później i w mało atrakcyjny sposób. Już 2 lata temu profesor socjologii Piotr Sztompka alarmował o rosnącym w polskim społeczeństwie kryzysie zaufania. Z tym wiąże się także kryzys domniemania niewinności.
- Należy zadać sobie pytanie czy chcemy mieć państwo prawa czy rodem z Dzikiego Zachodu – zauważa Zbigniew Ćwiąkalski – były minister sprawiedliwości. Jego zdaniem policja w przekazie medialnym przegrywa z takimi osobami jak detektyw Krzysztof Rutkowski. - Media, w szczególności tabloidy, wolą pokazywać nieustannie to co jest atrakcyjne dla widza, nie myślą o szkodzie, jaką wyrządzają oskarżonej oraz rodzinie.
Wyrokowanie na długo przed procesem jest już w Polsce normą. Przykładem jest choćby sprawa doktora Garlickiego, którego na konferencji prasowej zdążył publicznie osądzić Zbigniew Ziobro, za co później musiał przepraszać. Osobom oskarżonym, które później okażą się niewinne, trudno jest wrócić do zawodu czy do środowiska. Były prezes Orlenu, który choć został uniewinniony, nie wrócił już na swoje stanowisko. Dlatego warto by wszyscy, a w szczególności dziennikarze i politycy, nie ferowali wyroków bez dostatecznej wiedzy, którą posiadać może tylko sąd. Nikt z nas nie chciałby być na maturze z matematyki oceniany na podstawie tylko dwóch pierwszych zadań.