40 proc. kierowców złapanych na przekroczeniu prędkości odmawia wskazania, kto kierował pojazdem i dzięki temu nie dostaje punktów karnych. Najwyższa Izba Kontroli alarmuje, że konieczna jest zmiana przepisów.
W przypadku mandatów z fotoradarów procedura jest prosta: właściciel auta otrzymuje zdjęcie i formularz, w którym może skorzystać z jednej z trzech opcji: przyznać, że to on prowadził samochód, wpisać nazwisko innej osoby albo odmówić wskazania kierowcy. Ta trzecia, choć nie zwalnia od mandatu, daje możliwość uniknięcia punktów karnych. Z 250 tys. przeanalizowanych przez NIK spraw aż w 100 tys. wykorzystano taki wybieg.
"Tak duża skala odmów wskazuje, że obecne rozwiązania w tym zakresie nie funkcjonują prawidłowo" – ocenia Izba w raporcie, którego fragmenty cytuje "Rzeczpospolita". Eksperci sugerują, by rozwiązania tego problemu poszukać w innych krajach. Na przykład Austria, Holandia, Niemcy i Włochy karzą piratów drogowych nie tylko administracyjnie, ale także karnie.
"W modelach tych zaobserwować można m.in. rozróżnienie trybu odpowiedzialności prawnokarnej i administracyjnoprawnej ze względu na wagę czynów stanowiących naruszenie przepisów ruchu drogowego" – głosi fragment raportu NIK.
Były wiceminister spraw wewnętrznych gen. Adam Rapacki w komentarzu dla "Rzeczpospolitej" potwierdza, iż obecne przepisy mogą potęgować poczucie bezkarności kierowców. Jak twierdzi, by skuteczniej karać kierowców przekraczających prędkość, potrzeba lepszej jakości zdjęć z fotoradarów. "Bardziej dotkliwe niż mandaty są dla piratów punkty karne i one bezwzględnie powinny być im wymierzane, ponieważ działają odstraszająco" – zaznacza.