
Istniały szanse na to, że samolot malezyjskich lin lotniczych został odnaleziony. Chińczycy oświadczyli, że mają zdjęcia satelitarne, które przedstawiają trzy podejrzane obiekty dryfujące na morzu. Jednak przed 6 rano polskiego czasu te informacje zdemontował szef malezyjskiego urzędu ds. lotnictwa cywilnego Azharuddin Abdul Rahman.
REKLAMA
Nadal nie wiadomo, jak zakończył się lot samolotu lin lotniczych Malaysia z Kuala Lumpur do Pekinu. Czy spadł do oceanu, czy może rozbił się w dżungli? Wczoraj istniały nadzieje na to, że misja poszukiwawcza się zakończy. Chińskie ministerstwo nauki i obrony oświadczyło, że ma zdjęcia satelitarne podejrzanych obiektów. Wydawało się, że to mogą być szczątki rozbitego samolotu.
Od razu na miejsce ruszyły chińskie samoloty, a także statki poszukiwawcze. Jednak nikomu nie dostarczono dokładnych zdjęć, jedynie podano współrzędne geograficzne. Dlatego też amerykańska flota postanowiła nie udawać się w ten rejon. Zamiast tego przeczesuje wody setki kilometrów dalej, w miejscu w którym nowozelandzki pracownik platformy wiertniczej twierdzi, że być może widział jak samolot uderza w wodę.
Tymczasem malezyjskie władze robią wszystko, co mogą by powiększyć zamieszanie. Oficjalnie mówiono, że stracono kontakt z samolotem o 1:20 w nocy z piątku na sobotę. Jednak teraz wojsko ujawniło nowe dane, które mówią, ze mieli kontakt z lotem MH370 o 2:15 jakieś 200 mil na północny wschód od Penang. Niektórzy natomiast przypominają, że szef malezyjskich sił zbrojnych mówił o tym, że radary wojskowe przechwyciły sygnał z samolotu o 2:40, tyle że teraz twierdzi, że nic takiego nie powiedział.
źródło: "The Guardian"
