Sejm rozpocznie prace nad zwiększeniem Narodowych Sił Rezerwy. Mamy za mało żołnierzy, by się obronić

Większość wojsk w Uniu Europejskiej składa się z armii zawodowej oraz licznej armii ochotników, zwanej też armią terytorialną. W Polsce odpowiednikiem tego miały być Narodowe Siły Rezerwowe. Jednak jak donosi „Rzeczpospolita” tak się nie stało. Armia ta liczy zaledwie 10 tysięcy żołnierzy (przykładowo fiński odpowiednik ma 230 tysięcy ochotników). Jednak wojskowi w naszym NSR są rozrzuceni po różnych jednostkach i nie stanowią jednego zwartego oddziału. Do tego wielu ochotników traktuje te oddziały jako szybszą drogę dostania się do armii zawodowej.

Kryzys na Ukrainie pokazał, że warto opracować plan, który uskuteczniłby NSR. Od kilku miesięcy trwają prace, by zreformować te jednostki. Pracują nad nimi eksperci ze Sztabu Generalnego, BBN, Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych, oraz uczelni takich jak Akademia Obrony Narodowej czy Wyższa Szkoła Policji w Szczytnie. Jednak aktywność Sejmu może znacznie przyśpieszyć ich realizację.

Były dowódca GROM generał Roman Polko w rozmowie z „Rzeczpospolitą” wskazał, że Polska ma spory potencjał, by taka armia liczyła 50 tysięcy żołnierzy. Zaplecze tych oddziałów jego zdaniem stanowiliby harcerze oraz grupy Strzelca. Według Józefa Marczaka z Wydziału Bezpieczeństwa Narodowego AON w tej chwili w różnych organizacjach paramilitarnych działa od 600 do 800 tysięcy osób.

Co jednak Ministerstwo Obrony Narodowej zrobi, by zachęcić ludzi do służby w Narodowych Siłach Rezerwy? Na całym świecie rezerwiści korzystają z szeregu przywilejów. Wśród nich wymienia się ulgi podatkowe oraz lepszą opieką medyczną. Czy to przekona potencjalnych rezerwistów do zgłoszenia się do wojska?