Bez wątpienia jest jednym z najbardziej kontrowersyjnych polskich kapłanów. Jego bezkompromisowe opinie na temat lustracji księży, zaszłości historycznych między Polską a Ukrainą czy mordu Ormian wielokrotnie dawały początek głośnym debatom. Ale w równym stopniu co kontrowersyjny, ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski jest złożony. Bo mało kto pamięta o jego działalności na rzecz niepełnosprawnych intelektualnie – niewątpliwym powodzie do dumy.
Lustracja księży, banderowcy i Ormianie – to trzy główne tematy, z którymi kojarzy się ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski. Zapomina się o czwartym – opieka nad osobami niepełnosprawnymi intelektualnie. Ale w debacie publicznej o Isakowiczu-Zaleskim znowu zrobiło się głośno nie z powodu poniedziałkowego Festiwalu Albertiana (twórczości osób niepełnosprawnych), ale wojny duchownego z „Gazetą Polską”.
Rozwód z "Gazetą Polską"
Tomasz Sakiewicz, naczelny tygodnika zdjął felieton Isakowicza-Zaleskiego krytykujący nowego premiera i członków jego rządu za probanderowskie sympatie. Skrytykował też ostro poglądy duchownego, zarzucając mu działanie na korzyść Władimira Putina. Ks. Isakowicz-Zaleski nazwał to „jaskrawym przypadkiem cenzury” i po siedmiu latach zrezygnował ze współpracy z tygodnikiem.
Równie nieustępliwy był w walce o lustrację księży. Nie bał się kruszyć kopii ze swoim przełożonym, abp. Stanisławem Dziwiszem. – Tadeusz jest outsiderem w archidiecezji – mówi ks. Kazimierz Sowa. – Ma swoją fundację i zakres spraw, którymi się zajmuje. Część księży podziwia go za to, inni krytykują za nadmierne rozpolitykowanie, ale przecież nie tylko jego. Nie jest czarnym ludem w archidiecezji – dodaje.
Osobista tragedia
Ale dla Isakowicza zdecydowanie najważniejsze jest upamiętnienie ludobójstwa Ormian z czasów I wojny światowej oraz ofiar UPA na Wołyniu. – Osobista tragedia, którą ks. Tadeusz nosi w sercu, a może nawet w genach, przejawia się w sposób, który nie przystaje do dzisiejszych realiów – ocenia ks. Kazimierz Sowa. – Przecież kontakty między państwami polegają też na tym, że chociaż pamiętamy o zaszłościach historycznych, to jesteśmy w stanie przejść nad nimi dalej i współpracować. Tymczasem on uczynił ze sprawy Ormian bicz na wszystko, co dzieje się na Ukrainie – dodaje.
– Jest niesamowicie nieustępliwy, kiedy ma cel, to idzie jak czołg. Kiedy walczył o upamiętnienie mordu Ormian postawił na szali całą swoją reputację, otarł się o skandal dyplomatyczny, bo protestowała ambasada Turcji. W sprawie lustracji ryzykował swoją pozycję w archidiecezji. Jeśli chodzi o Ukraińców, to bez oporów krytykuje ich, chociaż potrzebują wsparcia – przypomina duchowny. – Sądzę, że wszedł w ślepą uliczkę, z której trudno będzie wyjść przy jego temperamencie – ocenia.
Wzór do naśladowania
Mimo, że w wielu kwestiach panowie się nie zgadzają, ks. Sowa nie szczędzi ciepłych słów pod adresem ks. Isakowicza-Zaleskiego. – To ważny głos w w dyskusji historycznej w naszym kraju – ocenia. – Jako ksiądz może być w wielu kwestiach stawiany za wzór. Nie we wszystkich, ale w wielu – przekonuje bloger naTemat. Dodaje, że nieco dziwi go tak długa współpraca ze środowiskiem „Gazety Polskiej”, bo ks. Isakowicz-Zaleski z wieloma poglądami redakcji po prostu się nie zgadzał.
Być może widział w tym wyższy cel. Bo w takim wypadku ks. Isakowicz-Zaleski jest w stanie wznieść się ponad podziały. Tak jak we współpracy z Anną Dymną, która nie podziela dużej części jego poglądów. – Z biegiem lat współpraca między nami układa się coraz lepiej – zapewnia w rozmowie z naTemat założycielka Fundacji „Mimo wszystko”.
Owocna współpraca
– Zupełnie nie przeszkadza mi jego aktywność publicystyczna, polityczna czy poglądy, które wiele osób określa jako radykalne. Z niektórymi nawet się nie zgadzam, ale nauczyliśmy się ze sobą współpracować. To prawda, jest bojownikiem i to czasem rykoszetem trafia we mnie, ale opinia publiczna chyba już przyzwyczaiła się do jego aktywności – dodaje aktorka.
Anna Dymna wielokrotnie podkreśla, jak wiele Isakowiczowi zawdzięcza. – To dzięki niemu robię to, co robię. Najpierw pomagałam mu w Fundacji Brata Alberta, a później namówił mnie do założenia własnej. Teraz prowadzimy wspólnie wiele inicjatyw, bardzo się przyjaźnimy. Zawsze wyznaczamy sobie kto za co odpowiada i każdy robi swoje – relacjonuje.
Według szefowej „Mimo wszystko” to właśnie praca z niepełnosprawnymi jest najważniejszą sferą aktywności ks. Isakowicza-Zaleskiego. – Może on jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy, ale tak jest. Gdyby pan widział jaki on ma kontakt z niepełnosprawnymi. Uwielbia spotkania z nimi, dyskoteki. To taki trochę rozrabiaka, żartowniś, świetny człowiek – komplementuje Anna Dymna.
Przepracowany
Dodaje, że tak rozległa działalność wymaga tytanicznej pracy. – Fakt, że jako ksiądz nie ma obowiązków domowych, ale on chyba to wszystko pisze po nocach. Pracuje ponad siły, czego są już efekty. Ma problemy z krążeniem, będzie musiał mieć wszczepiony by-pass. Mówię, mu, żeby się oszczędzał, pomyślał o podopiecznych. A on: „No tak, ale trzeba zdobywać środki, robić to, to i to”. Jest niesamowicie niezłomny i tego się od niego uczę – wyznaje działaczka społeczna.
Sam ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski podobnie jak Anna Dymna na pierwszym miejscu stawia niepełnosprawnych, działalność historyczną i publicystyczną określając jako „zajęcia w czasie wolnym”. – Pracuję sporo, ale nauczyłem się oszczędzać czas. Od siedmiu lat nie mam telewizora, świadomie rezygnuję z życia towarzyskiego. To bywa trudne, ale staram się w tym trwać – mówi w rozmowie z naTemat.
Ocenia, że przełomem w jego publicznej aktywności była książka „Księża wobec bezpieki”. – Miałem zgodę abpa Dziwisza, na badania akt IPN, ale okazało się, że wiele spraw zamieciono pod dywan i dwukrotnie mi tę zgodę cofnięto, a ja się podporządkowywałem. Ale nic nie zmieniło tego, że władze Kościoła doceniają moją pracę z niepełnosprawnymi – zapewnia. – Podobnie jest z księżmi z archidiecezji. Nie którym nie odpowiadało to, co robię. Ale to się zmienia, młodzi mają inne podejście do lustracji. Myślę, że dzisiaj z większością duchownych mam dobre kontakty – ocenia ks. Isakowicz-Zaleski.
Posłuszny wobec przełożonych
Pomimo nieustępliwości w sprawach historycznych nasz rozmówca zapewnia, że podporządkowałby się zakazowi wypowiedzi na temat Wołynia czy mordu Ormian. – Składałem ślubowanie, to mnie zobowiązuje. Ale nie widzę takiej potrzeby, bo w sprawie Ormian Kościół mówi tym samym głosem co ja. Wielu biskupów uczestniczy w uroczystościach, które organizuję – zauważa.
Jak wyjaśnia w rozmowie z naTemat ks. Isakowicz-Zaleski silne przywiązanie do historii wyniósł z domu. – Ojciec był świadkiem wymordowania jego rodzinnej wsi i bardzo ubolewał, że w Polsce nie upamiętnia się tamtych wydarzeń. Dlatego staram się to robić. W pamiętniku napisał, że tych ludzi zabito dwa razy. Najpierw siekierami, a później przez zamilczenie – relacjonuje.
Dlatego już od dziecka interesował się historią. – Pisałem o sprawach zakazanych, takich jak pakt Ribentropp-Mołotow czy zbrodnia katyńska za komuny, a w wolnej Polsce za takie tematy uznałem Wołyń i ludobójstwo Ormian. Moje zainteresowania dostrzegali też przełożeni w seminarium, którzy pozwolili mi pisać o tym pracę magisterską, a później chcieli mnie wysłać na dalsze studia – mówi ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski.
Studia w Papieskim Kolegium Ormiańskim w Rzymie mógł odbyć dopiero 12 lat po upadku socjalizmu. Nadal jednak zachowuje się tak, jakby władzy czy mediom zależało na zakłamywaniu historii, a on był jedynym sprawiedliwym. Jednak czasy są inne, zależy nam na współpracy z innymi krajami, a nie rozdrapywaniu ran. A to efekt uboczny działalności ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego. Dlatego chyba lepiej będzie, jeśli zapamiętamy go z działalności na rzecz niepełnosprawnych intelektualnie. Bo to naprawdę wielka rzecz.