La Mania, modowa marka, którą Joanna Przetakiewicz założyła w 2010 roku miała być pierwszym domem mody z Polski, który podbije rynek europejski. Można już mówić o sukcesie na Wyspach: udziale w londyńskim tygodniu mody i butiku w prestiżowym Harrodsie. Jednak pojawiają się też głosy o kryzysie marki. Skąd pochodzą i czy mają coś wspólnego z prawdą pytamy samą Joannę Przetakiewicz.
– Moda to moja wielka pasja, namiętność – powtarza wielokrotnie Joanna Przetakiewicz, a echo tych słów słychać w nazwie jej domu mody - La Mania. Marka mocno zadebiutowała w branży mody, a jej ojcem chrzestnym został sam Karl Lagerfeld. Zaskoczenia tym nie kryła brytyjska redakcja „Vogue” podkreślają, że Lagerfeld rzadko jest tak wspaniałomyślny dla innych projektantów i nie lubi być mentorem. A tym razem wyjątek zrobił dla "mało znanej kreatorki mody z Polski".
Ubrania sygnowane przez Joannę Przetakiewicz tak spodobały się jednak w Wielkiej Brytanii, że wkrótce mogła ona otworzyć własne stoisko w Harrodsie. Dotychczas nie udało się to żadnej naszej marce.
Co słychać u La Manii, czy w Londynie wszystko układa się po pani myśli?
Mamy świetną sprzedaż - do tego stopnia, że Harrods zaproponował nam dużą, własną powierzchnię. To bardzo cieszy, zwłaszcze, że niełatwo było się tam dostać. W Harrodsie chcą być wszystkie domy mody z całego świata. W związku z tym przyjęto zasadę, że przyjmowane będą tylko te marki, które mają co najmniej 10-letnią historię. La Manii udało się to już po drugim roku obecności na rynku za sprawą wystawy, którą zaprezentowaliśmy w Royal Academy of Arts. To nasz siódmy sezon w Harrodsie. Znajdujemy się w znakomitym miejscu, obok butiku Christiana Louboutina, więc nawet w sensie lokalizacji jesteśmy tam docenieni.
Z drugiej strony w Polsce słychać plotki o kryzysie marki, skąd się one biorą?
To bzdury, absolutnie wyssane z palce. Niewątpliwie kilka osób bardzo by chciało zrobić mi przykrość. Ale nie ma w tym, co rozgłaszają, prawdy.
Jakie są koszty utrzymania takiej marki jak La Mania na rynku?
Koszty są ogromne, dlatego jest to tak trudne. Ciężko jest zrobić właściwy, rzetelny biznesplan. Fundusze inwestycyjne i banki bardzo często odmawiają finansowania domów mody i trudno im się dziwić, ponieważ niełatwo przewidzieć, co w tej branży wydarzy się za dwa lub trzy lata. Trudno przewidzieć przychody i obroty. To ogromna inwestycja czasu i pieniędzy.
A na jakim etapie jest polski rynek mody?
On się dopiero zaczyna, a najbardziej się cieszę z tego, że zrodziła się w końcu moda na polską modę.
Jest pani jedną z jurorek programu „Project Runway”, który ma wyłonić nowe talenty z branży mody. Nie miała pani oporów przed udziałem w takim show?
Jestem bardzo zadowolona, że się zdecydowałam, ponieważ ten program otworzy oczy nie tylko projektantom i nie tylko młodym ludziom, którzy chcą rozwijać się i zdobywać wykształcenie związane z modą, ale także odpowiednim władzom. Otworzy oczy na możliwość regeneracji polskiego rynku mody i rozbudzenia tego przemysłu gospodarczego, bo potencjał mamy naprawdę ogromny.
Brytyjskie władze od dawna dbają o swoich projektantów i fashion week.
Dokładnie tak. W samej Wielkiej Brytanii moda to 800 tys. miejsc pracy i miliony funtów, które wpływają do angielskiego skarbca każdego roku. Myślę, że dla Polski to również bardzo istotny kierunek, bardzo ważny i przede wszystkim bardzo realny. Nie możemy o tym zapomniać, zwłaszcza że jeszcze 30, 20 a nawet 15 lat temu mieliśmy tak wspaniałe marki jak Cepelia, Moda Polska czy Telimena. Z tamtych czasów pozostało też bardzo dużo infrastruktury, która w tej chwili stoi nieużywana. Powinniśmy natychmiast zacząć z tego korzystać. Wciąż żyją osoby, które mogłyby przekazać swoją wiedzę następnym pokoleniom, bo choć dużo straciliśmy z naszej tradycji jeśli chodzi o wysokiej klasy krawiectwo, to nie wszystko jeszcze stracone.
I tradycyjne pytanie - jakie ma pani dalsze plany?
W tej chwili pracuję bardzo mocno nad kolekcją wiosna/lato 2015. Pokaz będzie na początku września. Będzie to naprawdę wystrzałowa kolekcja oparta na wyjątkowych materiałach, tkanych specjalnie dla nas na zamówienie i w dość zaskakujących kolorach. Za inspirację posłużyło malarstwa Jamesa Naresa.