Unia Europejska nie uzna referendum na Krymie, którego mieszkańcy w miażdżącej większości opowiedzieli się za włączeniem do Rosji. I choć może nam się to wydawać niewiarygodne, mieszkańcy Krymu od dawna nie czuli się lepiej niż dziś. Anastazja Tokariewa, która na co dzień oprowadza wycieczki po Krymie twierdzi, że ludzie są szczęśliwi, a w Sewastopolu dawno nie panowały tak optymistyczne nastroje, które nazywa patriotycznymi, gdyż wszędzie wiszą rosyjskie flagi.
Anastazja Tokariewa: 19, mieszkam w Sewastopolu. Studiuję turystykę na Uniwersytecie Sewastopolskim.
Jesteś Polką z pochodzenia?
Mam taki dokument, który nazywa się Karta Polaka, czyli przynależę do polskiego narodu. Moja prababka była Polką, mam zatem polskie korzenie.
A kim się czujesz: Polką, Ukrainką?
Nie, nie, nie, tylko nie Ukrainką [śmiech]. Niech już będzie, że Polką, tylko nie Ukrainką.
Dlaczego?
Wiesz... Sewastopol to jest miasto rosyjskie. Język ukraiński jest tu traktowany jako "dziki". Kiedy ludzie go słyszą, to po dzień dzisiejszy patrzą tak, jakby chcieli wywołać trzecią wojnę światową.
Czyli z wrogością patrzą na tych, którzy uważają się za Ukraińców.
Starzy ludzie tak, a młodzi to tak pół na pół.
Czym zajmujesz się na co dzień?
Jestem przewodnikiem po Krymie, uczę się języka polskiego i angielskiego. Staram się wykorzystywać wszystkie możliwości. W sezonie głównie oprowadzam turystów z Polski po Południu Krymu. Po Sudaku, Jałcie, Hurzufie, Ałupce i Sewastopolu. Przyjeżdża dużo grup i jak jest możliwość, to dzwonią do mnie i oprowadzam wycieczki w języku polskim.
Rosjan też oprowadzasz?
Głównie Polaków, ale czasem też Rosjan. Nie ma dla mnie różnicy.
A gdy oprowadzałaś Rosjan, to zdarzało im się mówić np. "to nasze ziemie"?
Raczej nie. Mieli nastroje typowo turystyczne. Mówili, że to inny kraj, ale zawsze bardzo im się tu podobało.
Wczoraj było referendum na Krymie. Poszłaś?
Tak tak, byłam. W pobliżu mojego domu odbyło się w szkole. Siedziały tam kobiety, podeszłam do stołu, pokazałam paszport i dostałam kartę. Były na niej dwa punkty. Pierwszy, czy chcę aby Krym należał do Rosji, a drugi, czy chcę Konstytucji z 1992 roku, zgodnie z którą Krym będzie należał do Ukrainy.
Przed samym referendum nie było spokojnie, bo przyjeżdżali tu jacyś ludzie z Ukrainy i robili zamieszkanie. Przychodzili na przykład do jakiejś starej babci, pytali czy pójdzie na referendum, a jeśli mówiła że "tak", to zabierali jej dokumenty albo je niszczyli i uciekali. Było nawet tak, że strzelali.
Z jakim nastawieniem ludzie szli na to referendum?
Nastroje od kilku dni są bardzo dobre. W mieście odbywają się koncerty i to na głównym placu. Przyjeżdżają największe gwiazdy z Rosji, na przykład Nadieżda Babkina i różne kolektywy. Ludzie śpiewają, tańczą, wszędzie wiszą duże, rosyjskie flagi. Już od dawna nie widziałam czegoś takiego w naszym mieście. Wszystkie ukraińskie flagi zamieniły się na rosyjskie. Małe dzieci chodzą z chorągiewkami, a dorośli ludzie z rosyjskimi barwami na plecach. Mówią "My za Rosją". Nastroje są bardzo patriotyczne.
Patriotyczne, ale wobec Rosji...
Oczywiście w stronę Rosji. Ludzie mówią o sobie, że są Rosjanami. Niektórzy myślą, że Rosja przyszła na Krym, wszystko zabrała i niczego dobrego dla nas nie robi. A tu jest bardzo spokojnie i ludzie mówią, że Rosja tylko zabiera to, co oddała. Myślę, że większość jest tu za Rosją, tak jak ja.
Jak byliśmy przy Ukrainie, to mieliśmy dużą autonomię i własne władze. Ale w ostatnich latach rząd był do nas wysyłany z Kijowa i wszystko było robione "pod Ukrainę". Jednym słowem nikt nic nie robił. Nie byłoby tego referendum, gdyby nie zmiana władzy w Kijowie. Na Krymie wiele osób nawet nie umiałoby przeczytać listu w języku ukraińskim. Większość mówi tylko po rosyjsku.
A znasz ludzi, którzy chcieliby, aby Krym pozostał w rękach ukraińskich?
Większość moich znajomych jest oczywiście za Rosją. Ale są też osoby, które chcą do Ukrainy. Boją się zmian, bo ich dzieci skończyły szkoły a w każdym kraju jest inny system nauki. Nie wiedzą, co mają robić, czy będzie rubel itd. Przez to jakiś procent zawsze będzie mówił, że lepiej by było dla Krymu, gdyby pozostał na Ukrainie.
A jak patrzą inni na takie osoby?
Powiedzmy że nie bardzo przyjemnie. Gdy przyszłam do tej szkółki, aby oddać głos w referendum, to stał jakiś mężczyzna, wypełnił formularz i podszedł do niego kolega, który zapytał, czy chce do Rosji. On na to, że nie, że chce do Ukrainy. Wszyscy popatrzyli na niego, jak na osobę niespełna rozumu. I taka reakcja jest zawsze. Oczywiście on wrzucił tę swoją kartę do urny, ale patrzyli na niego, jakby chcieli go zabić.
A kto jest za Ukrainą?
Większość to Tatarzy. Oni się boją, że będą musieli wyjechać z Krymu, jeśli stanie się częścią Rosji, bo już raz tak było w historii. Boją się, że ich dzieci zostaną wysłane na wojnę przez Rosjan, a większość ich dzieci to chłopaki.
Z przekazów medialnych przeciętny Polak może sobie wyobrazić, że na Krymie panuje niemalże wojna. Jak ty byś opisała sytuację?
Jedyne co jest nieprzyjemne, to że przed wjazdem do większych miast drogi są zamknięte. Przy każdym wjeździe stoi posterunek, przy którym stoją osoby przypominające żołnierzy, ale to nie są żołnierze. To miejscowi, ale z automatami kałasznikowa. Oni patrzą, co wieziesz w samochodzie i sprawdzają dokumenty. To jest trochę denerwujące.
Wzięło się to stąd, że gdy zmieniła się władza, ludzie z centrum Ukrainy chcieli przyjechać na Krym. Chcieli zrobić to samo co w Kijowie. chcieli przyjechać BTR-ami, takimi pojazdami trochę podobnymi do czołgu. Chodziło o to, aby oni nie wjechali do Krymu. Wtedy można było mówić o panice. Nawet wczoraj słyszałam jakieś strzały, ale to było raczej na terenie wojskowym.
Tak naprawdę w mieście jest bardzo spokojnie. Ci ludzie podobni do żołnierzy sprawili, że w Sewastopolu jest teraz bezpiecznie. Nawet można wieczorem wyjść z domu. Są uprzejmi.
Problemem było, gdy przyjechał do nas "X Factor" na przesłuchania. To popularny program na Ukrainie. Dziennikarze mieli nieprzyjemności z żołnierzami, czyli z tymi miejscowymi ludźmi w mundurach. Jak przyjechali na casting, to żołnierze sprawdzali wszystko, co przywieźli ze sobą. Rozebrali cały ich sprzęt, przez co ludzie z "X Factora" byli bardzo niezadowoleni. Przesłuchanie zostało zakończone po 20 minutach, bo organizatorzy zabrali swoje rzeczy i pojechali dalej. To było strasznie śmieszne, wszystko im rozebrali i mieli problem, aby wszystko zebrać do kupy.
Czego właściwie tak bardzo boją się mieszkańcy Krymu, którzy stoją z bronią na ulicach?
Nacjonalistów, banderowców. Bo oni zaczęli niszczyć pomniki Lenina na całej Ukrainie i chcieli to samo zrobić na Krymie. A my nie chcemy, aby tu było to samo co w Kijowie.
Jak ludzie patrzą na te wszystkie zmiany w ostatnich tygodniach, a nawet miesiącach?
Są szczęśliwi. Jest spokojnie i normalnie. Dzieci chodzą do szkół, studenci na uczelnie, a dorośli do pracy. Sklepy pracują, internet tez działa normalnie. Tylko przez trzy dni nie działał. Mamy światło, wodę i ciepło. Nie ma żadnych takich sytuacji, które zapowiadałyby trzecią wojnę. Tak naprawdę wszyscy przygotowują się do sezonu turystycznego, który zacznie się w maju i potrwa aż do września. Nikt nie biega tu po ulicy i nie strzela.
A nie boisz się, że sytuacja się rozwinie i dojdzie do rozlewu krwi?
Nie, nic nie będzie. Tu nikt niczego nie chce zabrać. Miasto samo wszystko oddaje. Na 90 proc. jestem przekonana że nikt nie wejdzie i nie będzie żadnej krwi. Wszystko będzie w porządku.
A co jeśli Zachód chciałby bronić Krymu?
Ja nie wiem nawet, czy oni mogą tu wejść. Dla NATO sam Krym chyba nie jest tak ciekawy. Raczej liczy się dla nich ogólnie Ukraina. Natomiast wojsk ukraińskich po prostu nie ma, powiedzmy to szczerze... Już od kilku lat nie ma obowiązku, by iść do armii i zostać żołnierzem, chyba że podpiszesz kontrakt.
Na razie mieliśmy referendum, a potem czekamy na 21 marca, bo wtedy w Moskwie będą decydować, czy nas przyjmą do Rosji. Kiedyś mówiło się w mieście, że zamiast floty rosyjskiej przypłyną statki NATO, ale nikt tego nie chciał. Amerykańców nie bardzo tutaj lubią. Odkąd pamiętam, była u nas flota rosyjska.
Poza tym, tak dla Ameryki, jak dla Rosji, stosunki międzynarodowe są ważne. Nie sądzę aby ten mały Krym mógł stać się przyczyną wojny.
A jak oceniasz wkład Polski i naszych polityków, jeśli chodzi o rozwiązanie sytuacji na Ukrainie?
Ja ogólnie uważam, że Ukraina nie pozostanie w całości. Rozumiem, że dla polskich polityków ten kraj jest ważny, ciekawy i starają się zapobiec jej rozpadowi. Ale to im się oczywiście nie uda. Polakom jest wygodniej i łatwiej przyjechać do Krymu niż do Rosji, tak samo jest ze sprzedażą żywności. To jest ekonomiczny interes polskich polityków.
Tak naprawdę jest to sprawa Stanów Zjednoczonych i Rosji, a inne kraje to powiedzmy sobie... są, ale nie mogą niczego zmienić. Nikt na Krymie nie odczuwa działalności Polaków, choć pewnie inaczej jest w zachodniej części Ukrainy. Tu są dwie strony. Ukraina, Rosja, no i ewentualnie Ameryka się liczy.
Jak patrzysz w przyszłość, na najbliższe tygodnie?
Dla nas i tak będzie źle. Niezależnie, czy zostaniemy na Ukrainie, czy dołączą nas do Rosji. Ukraina nie ma żadnych pieniędzy, aby inwestować na Krymie. Kraj jest w rozsypce, wszystko trzeba będzie odnawiać, aby kraj się rozwijał.
Jeśli staniemy się częścią Rosji, to będą nie tylko plusy, ale i minusy. Są miejsca w Rosji, gdzie ludziom żyje się bardzo dobrze. Nie ma problemów z pracą, nauką czy wyjazdami. Tam jest lepiej. Ale minusem będą wszystkie zmiany na Krymie, począwszy od programu w szkołach, który jest całkowicie inny. W Rosji dzieci w ósmej klasie mówią już bardzo dobrze po angielsku i mają dużo większą wiedzę. A na Ukrainie dzieci mówią po angielsku co najwyżej jak mają na imię, ile mają lat czy gdzie mieszkają.
Najgorsze są praktyczne problemy, które nas czekają. Bardzo wiele lat zajmie, aby to wszystko stało się normą.
Zachód powinien zaakceptować wynik referendum, niezależnie od tego, jaki będzie?
Teraz wszyscy czekamy na to, co powie Rosja po naszym referendum, które siłą rzeczy dla kogoś będzie smutne, ale dla większości szczęśliwe. Jeśli nawet nie uda się oddzielić całego Krymu, to Sewastopol i tak przejdzie do Rosji. Zachód powinien to zaakceptować. Mówi się również, że wschodnia część Ukrainy też nie jest zadowolona z tego, że jest jej częścią... Na przykład rejon Doniecka, Dniepropietrowska czy Charkowa.
Referendum było uczciwe?
Myślę że tak, bo bardzo dużo ludzi poszło. Trudno byłoby je sfałszować. Te wszystkie babcie, które nie chodziły na wybory, bo mówiły że stare itd., to dziś poszli dosłownie wszyscy.