
Inteligentna, kulturalna, ale postrzegana jako kandydatka elit, która nie zna ceny chleba w zwykłym sklepie. Umiarkowanie prawicowa. W przeciwieństwie do niektórych kolegów z partii nigdy nie nigdy epatowała antyimigrancką retoryką. Nie uniknęła jednak spektakularnych wizerunkowych wpadek. Do walki o Paryż stanie z inną kobietą – to pierwszy taki przypadek w historii miasta. I nie, nie jest prawnuczką Tadeusza Kościuszki.
Co łączy zbliżające się (23 i 30 marca) lokalne wybory z przyszłą walką o Pałac Elizejski? – We Francji zwykło się uważać, że zmagania o stanowisko mera Paryża to przedbiegi przed walką o prezydenturę kraju – mówi Stephane Włodarczyk, mieszkający w Polsce francuski dziennikarz i menedżer kultury. Zauważa jednak, że nie jest to bezwględnie obowiązująca reguła. Ale nawet w takim przypadku Paryż to bardzo ważne pole politycznej bitwy – także w wymiarze ogólnokrajowym.
Od drugiej połowy lat 90. była współpracownikiem Jacques'a Chiraca, należała do Zgromadzenia na rzecz Republiki. W 2002 r. zdobyła mandat do francuskiego Zgromadzenia Narodowego. W 2004 r. wybrano ją do rady regionu Île-de-France. W trzy lata później wystartowała już jako kandydatka Unii na rzecz Ruchu Ludowego, pokonując w drugiej turze przedstawiciela Partii Socjalistycznej. W ramach tego ugrupowania reprezentowała tak zwanych niebieskich zielonych, była to ekologiczna frakcja w tej partii. CZYTAJ WIĘCEJ
– Ma umiarkowane poglądy. W przeciwieństwie do niektórych swoich kolegów z prawicy nigdy nie miała poważnych problemów z polityczną poprawnością: trudno na przykład szukać w jej przypadku jakichś przykładów antyimigranckiej czy antyromskiej retoryki – mówi Włodarczyk.
Choć Kosciusko-Morizet wciąż chodzi w aureoli “wschodzącej gwiazdy francuskiej prawicy”, nie jest jak na razie faworytką. W ostatnim czasie zaliczyła bowiem kilka spektakularnych wizerunkowych wpadek. – Choć uważa się ja za osobę inteligentną i kulturalną, przylgnęła do niej łatka kandydatki elitarnej, burżuazyjnej. Postrzega się jako kogoś, kto nie zna ceny chleba w zwykłym sklepie – mówi Stephane Włodarczyk.
Cytowany przez “The Guardian” politolog Madani Cheurfa twierdzi, że kampania do paryskich wyborów toczy się pod hasłem generalnego “konsensusu”. – Wszyscy zgadzają się, że trzeba walczyć z bezrobociem, bezdomnością, z rakiem. To jak mówienie ‘wojna to zło’. Wszyscy przytakują – ocenia w rozmowie z brytyjską gazetą. W sytuacji, w której kandydatki niewiele różni, kampania sprowadza się raczej do spraw wizerunkowych.

