O ile public relations polega na kreatywnym przedstawianiu faktów, o tyle spin skupia się przeważnie na ich cynicznym manipulowaniu. Technika od początku do końca zbudowana jest na obłudzie, a jej jedynym celem jest sukces polityka i przekonanie do niego opinii publicznej. To się przeważnie udaje, bo jesteśmy naiwni i mamy krótką pamięć. Zapominamy, że politycy kłamią. Na okrągło.
Reklama.
Jak mało stabilną częścią wizerunku polityka są jego poglądy udowodniło już wielu naszych parlamentarzystów z rozmachem migrujących od jednej do drugiej partii. Ostatnio chociażby Michał Kamiński - kiedyś spin doktor PiS, dziś jedynka na lubelskiej liście PO do europarlamentu. Kamiński jako jeden z najgłośniej pisowców atakujących swego czasu Platformę, dostał więc zaskakującą nagrodę.
Tego szczęścia nie miał Adam Bielan, który wspólnie z Kamińskim aktywnie współtworzył linię medialną PiS. Niegdyś rzecznik prasowy partii, po odejściu z Prawa i Sprawiedliwości i niekorzystnie rokującym starcie PJN, próbuje teraz sił w Polska Razem Jarosława Gowina, której los jest bardzo niepewny. Jak słusznie zauważa „Polityka”: „Historia spin doktorów PiS to praktyczna lekcja polskiej polityki, w której wszystko jest możliwe. Ten, który najgłośniej krytykował Platformę, dostał od niej nagrodę, ten który się kajał i przepraszał prezesa, nie wrócił do PiS.”
Złapani i oszukani
Ale o tym będziemy pamiętać krótko, bo w polityce kluczową rolę odgrywa nie to, co było, ale to, co mówi się teraz. Skutecznie zarzucony haczyk pozwalał już wielokrotnie zasiać niepokój, przekonać do najbardziej absurdalnych informacji, czy po prostu zdyskredytować konkurencję. Takim zabiegiem było chociażby zasugerowanie przez Jacka Kurskiego podczas kampanii w 2005 roku, że dziadek Donalda Tuska służył w Wehrmachcie. Niedawna afera z zegarkiem ministra efektownie i szybko wyeliminowała z kolei Sławomira Nowaka.
Selektywne podejście do faktów gwarantuje sukces politykom na całym świecie. Spin doktorzy potrafią doskonale wyszukiwać i wykorzystywać te, które mogą zaszkodzić. Najbliższa kampania zapowiada się jeszcze ciekawiej, bo na polską scenę wkracza Dick Dobrowolski, kontrowersyjny spin doktor, który ukończył marketing polityczny w USA i zdobył tam doświadczenie podczas kilkunastu kampanii. Był zarówno doradcą politycznym senatorów, jak i szefem całych sztabów wyborczych.
Chyba nigdzie nie mówi się tak otwarcie jak w USA o manipulacjach polityków. Nawet świętujący sukcesy na całym świecie fantastyczny serial ''House of Cards'' bez tuszowania pokazuje, jak niewiele z rzeczywistością mają wspólnego obietnice polityków. Tylko ci pozbawieni skrupułów, sprytnie manipulujący, skutecznie pozyskujący sojuszników i pieniądze, pną się do góry. Serial nie pozostawia złudzeń – politycy kłamią, kłamią stale i na okrągło obiecują coś, czego nigdy później nie realizują.
Krótka pamięć polityczna
To i tak nie ma jednak znaczenia. Wyborcy za każdym razem, mimo kolejnych rozczarowań i świadomości złamanych obietnic, dają im kolejny kredyt zaufania, bo odpowiednio poprowadzona kampania i manipulacja faktami, pozwala przekonać nawet najbardziej zawiedzionych. Jak mówi w jednym ze swoich filmików promocyjnych Dick Dobrowolski - nauczy każdego, jak mówić, żeby inni wierzyli w każde twoje słowo nawet, jak zupełnie nie wiesz, co powiedzieć.
I patrząc na ten filmik i świat polityki chyba niewielu ma wątpliwości, że to działa. Do naszego Sejmu trafiali już przecież najbardziej dziwni i zaskakujący ludzie, którzy wcześniej nie mieli z nią nic wspólnego, znani byli z afer, skandali. Mieli jednak skutecznego spin doktora, który wiedział, co powinni mówić, żeby swoje słabości przekuć w sukces.
Najskuteczniejszą strategią jest oczywiście obrzucanie przeciwnika błotem. Jak zwrócił uwagę w rozmowie z naTemat Dick Dobrowolski, w USA ludzie już zrozumieli, że właśnie ta metoda prowadzi do zwycięstwa. Nie chodzi tyle o promowanie siebie, co o zdyskredytowanie konkurencji. Przywołany już ''House of Cards'' obnaża okrutne i cyniczne metody niszczenia przeciwników politycznych, wykorzystujące ich słabości, nałogi, rodzinę, a także wielkie pieniądze. Frank Underwood i Remy Danton dość brutalnie pozbawiają złudzeń wszystkich, którzy myślą, że w polityce oprócz żądzy władzy i pieniędzy, liczy się jeszcze idea i uczciwość.
Komu można wierzyć?
''House of Cards'' to zresztą nie pierwszy amerykański serial, który brutalnie pokazuje, jak działa demokracja. Świetną polityczną szkołą był wcześniej "The West Wing" - "Prezydencki poker", który w siedmiu sezonach pokazał dwie kadencje fikcyjnego amerykańskiego prezydenta-demokraty Jeda Bartleta. Wielu krytyków złośliwie, ale chyba i trafnie zwraca uwagę, że spora część polskich spin doktorów właśnie na tym serialu nauczyła się podstaw zawodu.
Jak wciągający jest prawdziwy świat polityki pokazuje popularność duńskiego serialu ''Borgen'' – tamtejsza telewizja wyemitowała już dwa sezony i zapowiedziała kolejny. ''Borgen'' pokazuje skomplikowane realia polityczne na podstawie rządu premier Birgitte Nyborg Christensen. Niespodziewana wygrana zmusza ją do układów i pokazuje, jak trudne warunki polityczne mogą szybko zmienić linię programową partii.
Nasi politycy mają tego świadomość i większość z nich już całkiem nieźle radzi sobie z tematami zastępczymi. Dick Dobrowolski uważa jednak, że to nadal za mało. – Prawdę mówiąc, polskim politykom brakuje stylu. Wciąż zbyt często brną w jakieś miałkie debaty, zamiast kreować własne opowieści. (…) Na pewno nie przyjechałem, aby uczyć polskich polityków uczciwości i rzetelności. Chcę ich uczyć, jak zdobywać i utrzymywać władzę. To, czy ją później wykorzystają dla dobra obywateli, czy też przeciwko nim, prawdę mówiąc, w ogóle mnie nie obchodzi – szczerze przyznaje kontrowersyjny spin doktor.
Tylko naiwni wierzą, że w polityce jest miejsce na etykę. Za złamane polityczne obietnice nie grozi przecież żadna odpowiedzialność karna. To jedynie wyborcy mogą rozliczyć kłamstwo, cynizm i obłudę. Przy każdej okazji narzekamy na polityków i mówimy o kolejnym rozczarowaniu. Niestety każda kampania potwierdza przykry fakt, że mamy krótką pamięć, że mało uważnie patrzymy politykom na ręce. Chcemy wierzyć i w zieloną wyspę i w dziadka z Wehrmachtu. Zamiast w polityków wierzymy tak naprawdę w skutecznie opracowaną przez spin doktorów taktykę, która ma sprawić, że przekonają wyborców do najbardziej absurdalnych ''faktów'', a to zapewni im zwycięstwo i władzę.
W Stanach ludzie już dawno zrozumieli, że obrzucanie przeciwnika błotem to skuteczna metoda prowadząca do zwycięstwa. A ja doskonale wiem, jak obrzucić błotem konkurencję polityczną tak, by przyschło.