Przeczołgane przez życie menelice, które udawały wielkie damy, a pozostały przekupami – mówi o kobietach w polskiej mafii najsłynniejszy polski świadek koronny, Jarosław Sokołowski ps. Masa. Mówi dosadnie, nie pomijając brutalnych szczegółów. Książka "Masa o kobietach polskiej mafii" budzi niesmak, bo jest momentami obsceniczna. I przerażenie – bo tak było naprawdę. O to, jakie były kobiety polskiej mafii i jaki jest sam Masa, pytamy Artura Górskiego, który skłonił Masę do wyjawienia prawdy.
Myślę, że tak. Wiele osób uważa, że on koloryzuje, mówi nieprawdę, pompuje swoje ego. Ja obawiam się, że mówi prawdę.
Na reporterskiego nosa?
Na reporterskiego nosa. To nie jest tak, że widziałem go raz czy dwa w życiu. Kilka lat się znamy i myślę, że po tym czasie potrafię to ocenić. Poza tym pamiętajmy, że jego zeznania są zweryfikowane przez policję i prokuraturę.
Ale zweryfikowana została tylko ta część "oficjalna". Pańska książka opowiada o innej stronie i polskiej mafii, i samego Masy. I ta strona przeraża, a historie, które opowiada Masa - mierżą.
Chyba jednak niestety tak było. Dla każdego normalnego człowieka, a na pewno niezwiązanego w żaden sposób ze światkiem przestępczym, to przerażające. Takie klimaty są niezrozumiałe, niepojęte i wydają się absurdem. Okazuje się, że nie, i ci z tej niby drugiej strony też ciągnęli do tej mrocznej siły. Jakoś tam im imponowała.
Ale co takiego? "Fajne dupy", jak mówi o kobietach Masa, fury, pieniądze? Życie na krawędzi?
Wszystko to, co pani wymieniła. I dobrze ubrane chłopaki, bo pamiętajmy, że mafia pruszkowska to nie żadne karki w dresach, ale ludzie przestrzegający pewnej etykiety odzieżowej. Pruszkowskiego dress code'u. Wielkie pieniądze, wyjazdy na całym świecie, a pamiętajmy, że były to lata 90., kiedy my wychodziliśmy z przaśności PRL-owskiej, kiedy otworzył nam się świat, którym łatwo się było udławić.
Ale Masa w rozmowie z Panem sam mówi, że większość jego kolegów to troglodyci.
Tak. Pruszków został stworzony przez troglodytów. Recydywistów, przestępców z nizin społecznych, którzy zaczynali w latach 70, kontynuowali w 80., i którzy mentalnie nigdy nie wyszli poza bazary, na których robili przewały. To był ten poziom, ale dzięki współpracy z młodymi gangsterami, młodymi wilkami, do których się wtedy zaliczał Masa, oni awansowali do innej ligi. Takiej w pewnym sensie hollywoodzkiej, choć oczywiście jaki kraj, takie Hollywood.
Uwierzył Pan w nawrócenie Masy?
Na razie nie mam zdecydowanej odpowiedzi na to pytanie. Na pewno potępia to, co kiedyś robił. Na pewno jest dumny z pozycji, którą kiedyś miał. To dwa żywioły, które się w nim ścierają. Z jednej strony jest ekspiacja, bo on na pewno nie chce być już przestępcą, na pewno potępia to, co robiła mafia pruszkowska, ale z drugiej te laski, i te samochody, i te pieniądze, które też były związane z przestępczością, to, myślę, w dalszym ciągu mu się podoba.
On dalej tak funkcjonuje?
Skąd. Życie świadka koronnego ma jednak inne zasady.
Kiedy nastąpił moment zwrotny w życiu Masy, kiedy zdecydował się zeznawać?
Konflikty w grupie pruszkowskiej narastały. Masa związał się z Pershingiem, który również był jednym z szefów Pruszkowa, ale pozostawał w opozycji do starych pruszkowskich (Parasola, Malizny). On ich intelektualnie i mentalnie przerastał, Masa z nim się zadawał. Kiedy zastrzelono Pershinga, a raczej nie ma wątpliwości, że za tym zabójstwem stali starzy, Masa zrozumiał, że będzie następny. A kiedy podłożono mu bombę pod samochód, stało się oczywiste, że musi coś z tym zrobić.
Przestraszył się.
Na pewno nie chciał ginąć.
Jak w tej chwili wygląda jego życie?
Nie mam pełnej wiedzy na temat jego życia. Nie wiem, gdzie mieszka, czym się zajmuje - takie są restrykcje bycia świadkiem koronnym. Wiadomo, że kiedy pojawia się zagrożenie, że został namierzony, przenosi się go w inne miejsce kraju. Pod innym nazwiskiem, z inną tożsamością. Od 2000 roku kilkakrotnie ją zmieniał.
Polubił go Pan?
Tak. Ale nie tylko jego. Ja generalnie lubię ludzi i mam w sobie dużo empatii. Jeżdżę i spotykam się z ludźmi skłóconymi z życiem i prawem; to nie jest jedyny świadek koronny, którego znam, nie jedyny były czy aktualny przestępca. Każdy ma swoją historię. Niedawno spotkałem się z seryjnym mordercą, który ma na sumieniu kilkadziesiąt osób. Chciał się ze mną spotkać, opowiedzieć mi o sobie. Długo się zastanawiałem, czy chcę go spotykać, podać rękę tej bestii. Podaliśmy sobie ręce, miła rozmowa.
To nie jest tak, że ktoś, kto jest potworem, nie może wzbudzać pozytywnych uczuć. Jak to człowiek. Oni są przeważnie bardzo przyjemni, opowiadają interesujące historie. Druga strona medalu jest taka, że są potworami, jak ten facet. Jak mi swoje życie opowiedział, to zacząłem go gdzieś tam rozumieć.
Każdego można zrozumieć?
Tak. Ja trochę funkcjonuje na zasadzie spowiednika. Księdza, który do nich jeździ z misjonarską posługą, muszę mieć tylko dobrze określone granice, gdzie jest dobro, a gdzie zło. Ci ludzie funkcjonują po tych obu stronach.
Dla Masy to też być rodzaj spowiedzi?
Sądzę, że tak.
Terapii?
Mam wątpliwość, czy Masa potrzebuje terapii, ale sądzę, że odczuwał potrzebę zrzucenia z siebie czegoś więcej, niż te zeznania złożone na prokuraturze i zdawkowe informacje, które czasem od niego wyciągają dziennikarze. On jako czołowy gangster pruszkowski bywał na salonach. To nie on przyklejał się do polityków, tylko politycy do niego. Z różnymi prośbami.
Chodziło o załatwianie dziewczyn?
Też. Politycy, ludzie sztuki, intelektualiści lgnęli do Masy jak do miodu. Byli ministrowie, którzy naginali ustawy rządowe do potrzeb mafii pruszkowskiej, czy szerzej: biznesu związanego z tą mafią, bo później to już nie była uliczna bandytierka, ale poważne firmy. Minister potrafił zapytać mafiozów, czy można by obić mordę robotnikom na budowie jego domu, bo nie podobało mu się, jak pracują. Co się zresztą stało.
Masa książkę dedykuje Katarzynie, ale przez wiele lat był żonaty z Elżbietą, z którą ma dzieci.
Tak, to małżeństwo długo trzymało, ponad 32 lata, ale nie wytrzymało. To było małżeństwo wystawione na wyjątkowo ciężkie próby.
Poza życiem z przestępcą Elżbieta była z facetem, który twierdzi, że "żona to żona, dupa to dupa" oraz "rodzina jest najważniejsza". Ten sam człowiek, który mówi: "Każda panienka, przynajmniej raz w miesiącu, musiała panu prezesowi - czyli mnie - zrobić laskę".
Kobiety mafii dzielą się na te, które udawały, że nie wiedzą, i te, które pękały z dumy. Jak było z żoną Masy?
Nie chciała mieć z tym nic wspólnego.
Nie wiedziała, czym zajmuje się mąż?
To niemożliwe. Musiała wiedzieć. Włóżmy między bajki to, że żony i kochanki nie wiedziały, z czego żyją ich faceci, a więc i one same. Pani Elżbiecie się ten świat nie podobał, uważała go za obrzydliwy. Ale jednak w nim funkcjonowała.
Bo dobrze się żyło.
Bo się żyło. Nie chcę tego oceniać. Były natomiast panie, które chciały rządzić mafiami, miały na swoim koncie przygody więzienne, które uważały, że znają się na tym interesie lepiej od mężów.
Kobieca ambicja była w mafii tępiona?
O tak. Chociaż zdarzały się lwice, tzw. git-falbany, które chciały rządzić i rządziły. Jak Baśka W., żona "Żaby", Gosia M., żona "Malizny", Jadźka K., towarzyszka "Kajtka". One walczyły o swoje brutalnymi, męskimi metodami.
Kobieca twarz polskiej mafii to nie jest twarz Nastasji Kinski z filmu "La bella mafia". Po drugiej stronie były te kobiety, o których Masa mówi, że były "do dymania": tancerki go go, barmanki, misski, piętnastolatki... Ale też dziewczyny wykształcone, z dobrych domów, bywałe w świecie.
Te ostatnie wysoko mierzyły, a wiedziały, że chłopaki z ich sfery nie będą w stanie zapewnić im takiego poziomu, jaki chciały mieć. Zwróciły się więc w stronę chłopaków, którzy wiedzieli, jak ten standard życia im zapewnić.
Zaskoczyło to Pana?
Nie, bo ja te czasy też dobrze pamiętam. Książkę tę powinnyśmy zadedykować kobietom, które nie dały się skusić łatwej "karierze", których była jednak większość. Ale były też takie, które opisujemy. Panie, które zachłysnęły się nowymi możliwościami, jakie wolna Polska im oferowała, a wiedziały, że są "towarami" atrakcyjnymi. Próbowały to wyzyskać. Nie oceniam, bo nie wiem, co ja bym robił, gdybym był atrakcyjną blondynką na początku lat 90. One chciały swoje życie w swoim przekonaniu ładnie przeżyć. Te były same zainteresowane nawiązaniem znajomości. Były też dziewczyny, które nie dały się mafiozom. Ale książka jest o tych, które o takim życiu marzyły, i takie miały. Z gangsterami.
Te kobiety miały jakiś wspólny rys?
Gdybyśmy omawiali git-falbany, to tak. To były przeczołgane przez życie menelice, które nagle wskoczyły do świata kolorowych seriali i próbowały odgrywać wielkie damy. A pozostały przekupami. Były bardzo łatwo rozpoznawalne po zachowaniu, makijażu, stroju i etosie zachowań.
Nie miał Pan oporów przed opisaniem tych historii? O gangsterze, który gwałcił i bił kobiety, o grupie, które uprawiała seks z jedną kobietą, używając opakowania po paluszkach (tego samego trzykrotnie)?
Na miłość boską, nikt tych kobiet nie zmuszał do podpisywania klauzuli w umowie o pracę na temat obowiązkowego seksu oralnego. W tej książce zostały tak dobrze ukryte, że nikt nie ma prawa znaleźć konkretnej osoby.
Niektóre jednak były wykorzystywane. Niektóre zdecydowały się złożyć doniesienia do prokuratury. Jakaś sprawa trafiła do sądu?
One były "blatowane", czyli uciszane za odpowiednie pieniądze. Według mojej wiedzy to była większość przypadków. Masa także był oskarżony o gwałt na kelnerce, ale to nieprawda.
W kontekście tego wszystkiego słowa Masy o tym, że "rodzina jest najważniejsza", brzmią absurdalnie.
Masa uważa, że mając te wszystkie przygody z kobietami nigdy nie zdradził żony. Bo tylko ją kochał. Tu jest między nami protokół rozbieżności. Ale Masa zawsze podkreśla swoje życie rodzinne, ma dobry kontakt z dwójką swoich dorosłych już dzieci. Nikt by ich nie skojarzył z tym gangsterem.
Znają przeszłość ojca?
Tak, Masa czasami zabierał ich na rozmowy ze mną. Ja się zastanawiałem, czy przy swoim synu bym opowiadał to, co Masa mówił.
Nie mają z nią problemu?
Nie. Teraz Masa jest uczciwym człowiekiem. Można na niego patrzeć jak na bardzo niebezpiecznego przestępcę, ale też człowieka, któremu coś zawdzięczamy. Wiem, że jak pani to napisze, to zostanie na mnie wylane wiadro pomyj. Apeluję: proszę dać sobie spokój. Tyle już na mnie wylano, że to jest jak antybiotyk.