Rosyjski niedźwiedź przebudził się z głębokiego, trwającego ponad dwadzieścia lat snu zimowego i wyruszył na polowanie. W pierwszej kolejności zajął Krym. Poszło to o tyle łatwo, że zaczął ostrzyć sobie zęby na kolejne zakąski. Wśród nich na Ukrainę, Naddniestrze, a także Estonię. Dlaczego Władimir Putin zamierza upolować ten ostatni kraj? Przyjrzyjmy się stosunkom rosyjsko-estońskim, by dotrzeć do sedna sprawy.
Czy kolejnym ruchem „w obronie mniejszości rosyjskiej” Władimira Putina będzie wyprawa na Estonię? Tak można interpretować wypowiedź ambasadora Rosji przy Radzie Praw Człowieka ONZ. Powiedział on, że „Język nie powinien być powodem do segregowania i izolowania grup (obywateli)” Po czym dodał, że Rosja jest zaniepokojona faktem, że Estonia podejmuje podobne kroki co Ukraina, by dyskryminować rosyjską mniejszość językową. Przypomnijmy, że niektóre prokremlowskie gazety informowały opinię publiczną o tym, że we wschodniej Ukrainie dochodzi do rozlewu krwi podobnego co w Syrii. Należy się zatem mocno zastanowić nad tym, czy Rosja nie próbuje nowej zagrywki, która służyłaby jej imperialistycznym zapędom.
Zagrożone mogą się poczuć także inne kraje bałtyckie, jak Litwa, czy Łotwa. To dlatego, że i tam mieszka spora mniejszość rosyjska. Do tego Putin wykazuje sporą niechęć do niepodległych postsowieckich republik. Ogłaszając, że przyłącza Krym do Rosji, ubolewał, że Związek Sowiecki przestał istnieć. Tak więc można się zastanawiać nad tym, czy nie chce odbudowy dawnego imperium. Natomiast wypowiedź rosyjskiego dyplomaty w Radzie Praw Człowieka sugeruje, że taki może być jego kolejny krok. Pytanie tylko, dlaczego zaczyna od Estonii? I tu warto zwrócić uwagę na pewne wydarzenie w życiu osobistym mającego zapędy dyktatorskie Władimira Putina.
W czasie wojny ojciec obecnego prezydenta Rosji został rzucony na tereny dzisiejszej Estonii. Miał pomóc Armii Czerwonej w zajęciu tamtych terenów. Władimir Putin senior miał o tyle pecha, że społeczność, która miała żal do Sowietów za okupację w roku 1940 roku, postanowiła oddać go w ręce nazistów. Choć udało mu się zbiec z niewoli, został ranny. Tak więc dochodzi wątek osobisty.
To może być jeden z powodów, dlaczego relacje estońsko-rosyjskie za czasów Putina są napięte. Jednak zostawmy czasy wojenne i przyjrzyjmy się innym powodom. Cofnijmy się w czasie do 2007 roku. Wówczas Estończycy zdemontowali kontrowersyjny pomnik żołnierzy radzieckich w stolicy kraju Tallinie. Przeciwko tej akcji protestowały stanowiące 30 procent społeczeństwa osoby rosyjskojęzyczne. Kreml oficjalnie potępił działania estońskiego rządu. Następnie przeprowadzano gigantyczny cyber atak, który podobno był kierowany przez rosyjskich nacjonalistów, ale wiadomo, że zleceniodawcą mógł być ktoś inny.
Teraz grunt pod nowy atak na Estonię, rozpoczął minister spraw zagranicznych Rosji Sergiej Ławrow. Podczas spotkania ze swoim estońskim odpowiednikiem Urmasem Paetem w lutym tego roku poruszył kwestie „nieobywateli”. Powiedział, że mniejszość rosyjska jest traktowana w zły sposób i są oni dyskryminowani przez estońskie władze. Tak samo odniósł się do nazistowskiej przeszłości krajów bałtyckich, które w czasie II wojny światowej walczyły po stronie Niemiec. Według Ławrowa Estończycy wkroczyli na niebezpieczną ścieżkę gloryfikowania nazistów.
Przypomnijmy, że ten sam argument jest stosowany wobec ukraińskiego rządu. Dzięki temu, opinia publiczna w Rosji oraz krajach sympatyzujących z Putinem wierzą, że trwa walka z odradzającym się nazizmem. To sprawi, że nikt nie potępi ataku na Estonię, gdyby prezydent Rosji uznał, że naziści zagrażają ich rodakom w tym państwie.
W podobnym nastroju przemawia Andrej Turczak, gubernator sąsiadującego z Estonią i Łotwą regionem Pskowa. Polityk wg radia „Głos Rosji” powiedział, że liczy na to, że sąsiadujące z Pskowem państwa nie są tak naiwne co Ukraina. Sugere, że tam też mogliby robić to samo, co Ukraińcy (wg rosyjskiej opinii publicznej) robili na Krymie, dyskryminując rosyjskie mniejszości. Następnie dodał, że jego region ma bardzo dobre relacje z mieszkańcami wschodnich rubieży Łotwy i Estonii, gdzie większość stanowią Rosjanie.
Należy jednak spojrzeć na inny, niż dalsza ekspansja Rosji, aspekt straszenia Estonii. Wspomniał o tym sekretarz generalny NATO Anders Fogh Rasmussen. Wg niego działania Putina mają wyłącznie służyć temu, by zniechęcić kolejne państwa do zacieśnienia więzi z Paktem Północnoatlantyckim. Zresztą ostatnie wypowiedzi prezydenta USA Baracka Obamy sugerują, że Stany Zjednoczone nie chcą konfliktu zbrojnego z Putinem. Dlatego nie będą drażniły rosyjskiego niedźwiedzia obecnością swoich wojsk na Ukrainie.
Pytanie tylko, czy rosyjski niedźwiedź, który przebudził się ze snu zimowego, rzeczywiście jest groźny. 75 lat temu Niemcy w obronie etnicznych rodaków zaczęli zagarniać kolejne terytoria. Teraz ten sam manewr się powtarza. Dzisiaj Krym, jutro Ukraina. Kto wie, czy w podobny sposób, od Anschlussu i domagania się "poszanowania" praw dla swoich rodaków nie zacznie się III Wojna Światowa?