
O pracy operatorów żurawi wieżowych funkcjonuje kilka mitów. Uważa się, że pracują wiele godzin, bo nie opłaca im się schodzić na dół. Z tego samego powodu nieodłącznym elementem pracy operatora ma być pielucha, bo jak wiadomo, czas to pieniądz. Wszelkie niegodności mają zaś być wynagradzane sowitą wypłatą. Okazuje się jednak, że wysoki standard pracy na dźwigu ogranicza się jedynie do ilości metrów nad ziemią, gdyż zarobki operatorów są zaskakująco małe. Duże natomiast są przechyły, które sięgają nawet kilku metrów.
Jak zostać operatorem dźwigu?
By zostać operatorem dźwigu trzeba posiadać specjalne "prawo jazdy". W tym celu odbywa się specjalistyczne 3-miesięczne szkolenie. Potem trzeba zdać państwowy egzamin z wiedzy teoretycznej i praktycznej.
Są trzy rodzaje uprawnień, które pozwalają zostać operatorem dźwigu - 2D, 1Ż i 2Ż. Ten pierwszy uprawnia do obsługi dźwigu budowlanego, czyli pojazdu, który podnosi elementy na małe wysokości. 1Ż to licencja operatora żurawia wieżowego, czyli stacjonarnego wysokiego podnośnika, 2Ż to podobny żuraw mogący poruszać się na szynach.
CZYTAJ WIĘCEJ
Pieluchy to mit
Mój rozmówca stara się w ogóle nie schodzić na dół przez cały dzień. – Przyzwyczaiłem swój organizm do tego, aby wytrzymać 8 godzin bez łazienki. Swoje potrzeby załatwiam z samego rana, bo nie ma sensu męczyć się i tracić 20 minut na schodzenie – mówi pan Wojciech. Niektórzy zaś stosują bardziej wyszukane metody, takie jak oddawanie moczu do plastikowej butelki. Jak się okazuje, pieluchy są mitem.
Bywa tak, że na żurawiu trzeba walczyć z nudą. Ciągłe lanie betonu lub przerzucanie cegieł nie wydaje się być zbyt angażujące. Trzeba jednak zachować czujność, bo od jednej błędnej decyzji może dojść do tragedii. – Nasza praca wiąże się z konsekwencjami. Czasem ułamki sekund, kiedy ktoś za wcześnie lub za późno powie "stop" sprawią, że praca może się źle skończyć. Ciąży na nas duża odpowiedzialność i wszędzie trzeba mieć oczy. Często podajemy produkty w miejsca, których nie widzimy. Wtedy wszystko zależy od osób trzecich. Te zaś nie zawsze są wykwalifikowane – mówi Szmigiel.
Niestety, zarobki na poziomie 10 tys. zł miesięcznie to bzdura. Bo choć wydawałoby się, że tak odpowiedzialna i trudna praca, jaką wykonuje operator dźwigu powinna być dobrze wynagradzana, w rzeczywistość pieniądze w branży są zaskakująco marne. – W 2007, gdy był bum budowlany, zarabiało się 16-17 złotych na godzinę. Dziś nawet o 5 złotych mniej – słyszę od pana Wojciecha. To zaś daje zarobki rzędu 2500 złotych miesięcznie przy 200 przepracowanych godzinach.
Mój rozmówca tak naprawdę bał się tylko raz. – Żuraw tak się wychylił, że widziałem już wszystko co mam pod sobą, byłem głową na przedniej szybie i zapierałem się nogami. To był dźwig maksymalnej wysokości. Całe ramie poszło w dół około 3 metry, a wieża co najmniej o metr. Na każdym dźwigu czuć bujanie, które można porównać to falowania na morzu. Jak wraca się do domu, to dalej to czuć – stwierdza mój rozmówca.
