W sieci popularny był ostatnio film, na którym abonent jednego z największych operatorów skarży się, że bez jego wiedzy aktywowano na jego telefonie płatną usługę, której potem długo nie dało się wyłączyć. Nie on pierwszy i nie ostatni, bo to jeden z najpopularniejszych kruczków stosowanych przez operatorów komórkowych. Sprawdź, na jakie jeszcze najczęściej skarżą się klienci.
Wspomniany internauta, którego tak rozczarowała współpraca z operatorem, jakiś czas temu skorzystał z promocyjnej oferty abonamentu bez telefonu, w ramach której miał płacić 20 złotych za 700 minut rozmów do wszystkich sieci. W umowie zobaczył zapis, że „operator dostarcza abonamentowi dodatkowe usługi telekomunikacyjne”, więc szybko zakomunikował, że żadnych takich usług sobie nie życzy. Po kilku dniach okazało się jednak, że na jego telefonie włączono Norton Mobile Security w cenie 5 zł za miesiąc. Teraz nie może się doprosić, by dezaktywowano pakiet (próbował przez internet i w biurze).
Podobne historie powtarzają się w relacjach klientów właściwie wszystkich operatorów komórkowych. Różnią się konkretnymi usługami, ale wzór jest ten sam: firma, zazwyczaj bez wiedzy użytkownika telefonu, aktywuje daną opcję, a użytkownik płaci za nią dopóki się nie zorientuje i nie wystąpi o dezaktywację.
Najlepszy przykład to tzw. granie na czekanie. Jeden z operatorów informuje, że miesiąc korzystania z usługi jest darmowy, a potem, jeśli się jej nie wyłączy, trzeba płacić 2 zł za miesiąc. Abonenci się burzą, bo płacą za coś, z czego korzystać nie chcieli, a często mają też problemy, by skutecznie z tego zrezygnować. A że zasady są w regulaminie? Mało kto się z nim zapoznaje, a poza tym, jak twierdzą, chodzi o elementarną uczciwość i szacunek dla klienta.
ŁĄCZYSZ SIĘ Z INTERNETEM, ALE O TYM NIE WIESZ
To problem prześladujący użytkowników smartfonów. Nie zawsze mają świadomość, że łączą się z siecią, bo instalowane oprogramowanie robi to bez pytania. Potem przecierają oczy ze zdumienia widząc na rachunku kwotę do zapłaty za internet.
W teorii operator powinien poinformować klienta o pobieraniu danych np. przy aktualizacji aplikacji czy map do nawigacji. Praktyka wygląda jednak czasem inaczej, o czym można się przekonać przeglądając fora internetowe. "Moja faktura to prawie 2000 zł i nawet nie wiem do tej pory, za co. Nikt nie udziela informacji, że smartfony żrą internet. Tylko dopiero faktura uświadamia człowieka. Dla mnie to jest ewidentne nabijanie klienta. Jeśli do salonu poszłaby emerytka i wcisnęliby jej taki telefon, co wtedy?" – komentuje jeden z "pokrzywdzonych" abonentów.
Szanse na to, by cokolwiek wskórać w walce z operatorem, są w takim wypadku niewielkie. Klient zna jedynie datę połączenia z siecią i wielkość transmisji danych. Firma idzie w zaparte, że żaden program bez zgody użytkownika nie pobiera danych. Jak udowodni, że stało się to poza jego wiedzą?
"GRATIS", ALE ZAPŁACIĆ MUSISZ
Często bywa tak, że promocja, która na pierwszy rzut oka wygląda bardzo korzystnie, jest pułapką. Co to znaczy? Na przykład, że z usługi, która reklamowana była jako darmowa, korzystać możemy "za free" tylko przez kilka miesięcy, a potem musimy zapłacić kwotę przekraczającą comiesięczny rachunek. Albo że łapiemy się na ofertę "Grosz za SMS", po czym okazuje się, że trzeba kupić pakiet 600 SMS-ów, które ważne są tylko przez miesiąc. Opcja jest więc tak naprawdę nieopłacalna dla kogoś, kto nie wysyła wiadomości hurtowo.
Inną historią opisała w serwisie spidersweb.pl Ewa Lalik. "Chcesz mieć darmowy internet w telefonie przez cały rok? Kup starter i bądź online cały czas" – reklamował promocję operator. Dalej informował, że korzystać z sieci rzeczywiście można za darmo przez 365 dni, pod warunkiem, że nabędzie się specjalny starter i doładowanie. Takie za 50 zł przedłuża ważność konta o 100 dni. Wniosek? Przez cały rok trzeba utrzymywać ważne konto, więc "darmowy internet" kosztował będzie abonenta... prawie 200 złotych.
BIERZESZ "ZA ZŁOTÓWKĘ", CZYLI NA KREDYT
Na przecenione smartfony, które, jak nam się wydaje, firma chce nam oddać za grosze, "łapie się" chyba najwięcej klientów. Wydaje się im, że kupując sprzęt za symboliczną złotówkę oszczędzają, a tak naprawdę sporo przepłacają. Przykładowo: w sklepie internetowym na Samsunga Galaxy S4 trzeba wyłożyć około 1600 złotych. U operatorów, uwzględniając spłatę w kwocie abonamentu, urządzenie kosztuje już ok. 3000 złotych. Oczywiście w cenie są usługi, ale strata i tak jest dużo większa, niż gdybyśmy zaciągnęli zwykły kredyt na telefon i wzięli sam abonament.
"Zazwyczaj bardziej opłaca się kupić oddzielnie telefon, a od operatora wziąć tylko abonament. Z ciekawości policzyłem takie koszty nawet dla telefonów za złotówkę. Okazało się, że korzystając z opcji rozdzielenia kosztów, nawet na najtańszych modelach można oszczędzić od 100 do nawet 400 złotych" – pisał w naTemat Michał Wąsowski.