- Trudno to porównać do czegoś, trudno sobie wyobrazić. (...) To ogromny ból, który wybudzał w nocy, nie pozwalał odpocząć, zapomnieć o tym, co się wydarzyło - opowiadała Beata Jałocha, której skaczący samobójca złamał kręgosłup, u Tomasza Lisa. W dalszej części programu Daniel Olbrychski mówił czemu nie chce już występować po rosyjsku, a Ryszard Kalisz i Weronika Marczuk rozmawiali o eurowyborach.
W programie Tomasza Lisa wystąpili na początku: Beata Jałocha, której skaczący samobójca złamał kręgosłup oraz Krzysztof Cegielski - polski żużlowiec, który przez wypadek musiał jeździć na wózku. Dzisiaj już Cegielski może stanąć na własnych nogach.
Oboje opowiadali zarówno o czasie po wypadku, jak i dochodzeniu do siebie. Człowiek jest całkowicie bezsilny, bezradny, zdany na innych. Tak wyglądały moje miesiące po wypadku - mówiła Jałocha. - Trudno to porównać do czegoś (...). To ogromny ból, który wybudzał w nocy, nie pozwalał zapomnieć, odpocząć. Nawet najmocniejsze leki przeciwbólowe nie sprawiały, że była chwila ulgi - opowiadała kobieta.
Jałocha podkreślała, że nie tylko odczuwała ból fizyczny, ale miała też problemy z oddychaniem, musiała prosić, by ktoś podał jej wodę. - To był najgorszy okres, tuż po wypadku. Potem było już tylko lepiej - podkreśliła bohaterka programu.
Z kolei Krzysztof Cegielski stwierdził, że dla niego największym problemem był... brak możliwości dalszej jazdy i realizacji swoich planów. - Z fizycznością nie było źle. Podejmowałem wyzwanie kolejnego dnia. Może miałem szczęście w nieszczęściu, że warunki w szwedzkich szpitalach były wtedy lepsze niż gdziekolwiek w Polsce - wspominał Cegielski.
- Mentalnie szwedzcy lekarze również inaczej się zachowywali, sugerowali tylko ćwiczenia, nie przekreślając celu. Trenowałem każdego dnia, podjąłem walkę by wracać do zdrowia, nie zgodziłem się na zajęcia nauki jazdy na wózku. Wolałem zwykłe ćwiczenia - opowiadał żużlowiec.
Cegielski zaznaczył, że dla niego wstanie z wózka było nieuniknione. - W mojej głowie to było cały czas. Nie byłem przesadnie nakręcony, ale z dnia na dzień starałem się dojść do tego momentu. Teraz przede mną masa czasu i pracy by dokonać kolejnych kroków - mówił. Jak wspomniał, pierwszy krok zrobił już kilka dni po wypadku. - Od tamtej pory odrzucam urządzenia, by z coraz mniejszą ich liczbą wokół stać i poruszać się - dodał Cegielski. Jak stwierdził, obecnie nauka chodzenia jest znacznie bardziej wyczerpująca, niż jazda na wózku.
Beata Jałocha podkreśliła przy okazji, że Krzysztof Cegielski to "najlepsza historia" do inspiracji. Ona sama jednak, choć jej uszkodzenie jest bardziej poważne, niż Cegielskiego, też liczy na wstanie z wózka. - Liczę na to, że znajdzie się metoda, która połączy 2 końcówki rdzenia - mówiła Jałocha. Jak przyznała, jej celem też jest chodzenie, a realnie dojście do tego zajmie jej ponad 10 lat.
W dalszej części programu Daniel Olbrychski tłumaczył, czemu zrezygnował z występowania dla Rosjan. Jak mówił, kiedyś lubił grać w tym języku, ale od orędzia Władimira Putina inaczej odbiera ten język. Gdy Tomasz Lis dopytywał, czy to nie kultura powinna być obszarem współpracy narodów, Olbrychski odpowiadał:
- Na pewno, reżyser filmu w pierwszym mailu do mnie był przerażony, bo przecież nawet w czasach stalinowskich artyści współpracowali. Wtedy świat był niewesoły, podzielony, ale w miarę stabilny, przewidywalny. Dzisiaj co przyjdzie dalej prezydentowi Putinowi do głowy, nikt nie jest w stanie przewidzieć - tłumaczył aktor.
- Wtedy była żelazna kurtyna i wiadomo było do jakiego momentu się posunąć, było to przewidywalne. W tej chwili stabilność świata została zachwiana z winy imperializmu rosyjskiego prezydenta - podkreślał Olbrychski. Jak zaznaczył, ze zdumieniem patrzył, że wielu artystów, w tym mu znanych, oklaskiwało Putina po jego orędziu.
Aktor wyjaśnił jednak, że sytuacja na Ukrainie nie pozbawiła go sympatii do Rosjan. - Do głupich Rosjan, tak. Ale mamy wystarczająco głupich współobywateli, więc oni bardziej mnie denerwują, niż Rosjanie - tłumaczył Olbrychski.
Po nim jeszcze na kilka minut na antenie pojawili się Ryszard Kalisz i Weronika Marczuk. Celebrytka tłumaczyła, że do eurowyborów wybiera się jako osoba "z wykształceniem prawniczym i doświadczeniem z biznesu".
Z kolei Ryszard Kalisz głównie krytykował Sojusz Lewicy Demokratycznej za brak zdecydowania w relacjach z Rosją. - SLD nie potrafi być lewicą, ma oparcie w PRL--u gdy stosunek do Rosji był taki, że nie wolno drażnić wielkiego sąsiada - mówił poseł. Zaznaczył przy tym, że choć to Leszek Miller wprowadzał Polskę do NATO i UE, to ma też "ogromną zdolność zmieniania swoich poglądów".