Wciąż wstydzimy się mówić o tym, ile zarabiamy. Jednocześnie połowa Polaków chciałaby wiedzieć, ile zarabiają inni. Boimy się negocjować podwyżek. Więcej. My tego wcale nie umiemy robić, a usprawiedliwiamy się lękiem przed utratą pracy, wkurzeniem szefa i niewiedzą, ile zarabiają inni na takim samym stanowisku. – Nie potrafimy rozmawiać o pieniądzach, bo "dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają". Pewnie wiele osób ma ten tekst gdzieś z tyłu głowy – mówi psycholog Jacek Walkiewicz.
Tylko jeden na stu Polaków jest zadowolony z tego, ile zarabia i nie widzi potrzeby negocjowania wysokości pensji. Połowa uważa, że spokojnie mogłaby zarabiać więcej na tym samym stanowisku w tej samej firmie – wynika z raportu "Polacy mówią o płacy", przeprowadzonego przez TNS Polska na zlecenie serwisu zarobki.pracuj.pl. Ale siedzimy cicho i boimy się powiedzieć: Chcę zarabiać więcej. Uważam, że moja pensja jest za niska.
Boję się o pracę, nie umiem mówić o pieniądzach
Na pytanie: dlaczego tak jest, co piąta osoba odpowiada, że boi się stracić posadę, którą już ma. Jedna na dziesięć uważa, że pomogłaby jej wiedza o tym, ile zarabiają inni pracownicy firmy na tym samym stanowisku. A 16 proc. zwyczajnie nie potrafi rozmawiać o pieniądzach. Te trudności objawiają się już w trakcie rozmów kwalifikacyjnych. – Wszystko idzie gładko do momentu, w którym pada pytanie o to, ile chciałabym zarabiać – mówi 30-letnia Karolina.
– Wtedy pojawia się pustka w głowie i panika: co powiedzieć? Jak powiem, ile chcę, pewnie mnie nie zatrudnią, bo będzie ktoś inny, tańszy. Z drugiej strony nie chcę zarabiać za mało. Wyciągam więc średnią ze swoich oczekiwań, obaw przed nieprzyjęciem do pracy i wymyślam stawkę, którą przyszły pracodawca i tak zbija – dodaje. Nie potrafi rozmawiać o pieniądzach, a rozmowa o własnym wynagrodzeniu jest dla niej źródłem stresu. – Temat mnie żenuje, wstydzę się, zwłaszcza, gdy przy rozmowie jest więcej niż jedna osoba – dodaje.
Odczucia Karoliny podziela połowa Polaków – 50 proc. z nas uważa, że wysokość zarobków jest tematem tabu. Co trzeci Polak czuje się obnażony, kiedy ma powiedzieć komuś, ile zarabia, a 20 proc. z nas zwyczajnie boi się tego tematu. Boi albo wstydzi tego, ile zarabia, bo i takie reakcje się zdarzają.
Wstydzę się, że mało zarabiam
– O tym, ile zarabiam w dużym wydawnictwie, wstydziłam się powiedzieć rodzicom. Udawałam więc, że wszystko jest ok i wystarcza mi pieniędzy, podczas gdy w okolicach 15 każdego miesiąca zaczynałam kombinować, jak przeżyć resztę miesiąca – mówi Agata, redaktorka w jednym z wydawnictw. Miała poczucie, że zarabia o wiele za mało (podobnie jak jedna trzecia badanych), ale znając sytuację na rynku wiedziała, że nie ma po co iść po podwyżkę.
Boleśnie przekonała się, że faktycznie nie było sensu, bo z rozmowy z szefem, do której przygotowywała się przez kilka dni, sumiennie pracując nad asertywnością i listą swoich atutów, wyszła z poczuciem, że on też jest biedny, bo po prostu nie ma pieniędzy. Jakby miał, to by dał. A wiadomo, z próżnego w puste trudno cokolwiek przelać. Była zła na siebie, że dała się zmanipulować. Zła na rynek, bo jasne – mogłaby poszukać pracy gdzie indziej, ale bez gwarancji, że się uda. A tak przynajmniej coś tam zarabiała.
Pracodawcy chętnie wykorzystują panującą na rynku trudną sytuację i wysokie bezrobocie (w grudniu 2013 roku stopa bezrobocia wynosiła 13,4 proc.). Kiedy już ktoś odważy się pójść po podwyżkę, często słyszy: W tej chwili mamy takie możliwości, oczywiście nie zamykamy panu/pani drogi, być może konkurencja będzie w stanie zaproponować więcej. Pracownik po takim komunikacie siedzi cicho, tylko bardziej sfrustrowany. Podwyżki już negocjować nie chce, bo boi się, że straci pracę. A na głowie ma kredyt/czynsz/dwoje dzieci i raty na samochód. Poziom frustracji rośnie.
– Średnio co trzy miesiące chodzę po podwyżkę. Szefowa rozkłada ręce i mówi: nie mam, choć przyznaje, że powinna mi płacić więcej – opowiada Klaudia. – Płacą mało, bo wiedzą, że mogą. Pracownik może raz na jakiś czas zaskomle o kilkaset złotych podwyżki, ale jednocześnie widzi i słyszy, co się dzieje na rynku, przełyka więc upokorzenie i pracuje dalej za kasę, która go nie satysfakcjonuje – dodaje, przyznając, że dla niej rozmowy o pieniądzach to horror.
Z wiekiem robi się wprawdzie bardziej pewna siebie i asertywna, ale wciąż nie potrafiła zdobyć się na to, by nieuczciwego pracodawcę, który umówił się z nią na pewną kwotę na umowę zlecenie, po czym zapłacił jej o wiele mniejszą sumę, pozwać. Zadowolona, że w ogóle dostała pieniądze, nie wniosła sprawy do sądu.
Jawność?
Z najnowszych badań wynika, że aż 46 proc. z nas chciałoby wiedzieć, ile zarabiają w tej samej firmie osoby zatrudnione na podobnych stanowiskach. Jawność zarobków – pomysł dyskusyjny, co okazało się przy okazji propozycji OPZZ, który wzbudziła wiele kontrowersji – to zdaniem połowy Polaków dobry argument w negocjacjach o podwyżkę.
Dla pracodawcy ideałem jest sytuacja odwrotna – kiedy pracownik nie wie, ile płaci się innym osobom w firmie, które mają takie samo stanowisko i zakres obowiązków. Wtedy nikomu nie musi się tłumaczyć, a pracownik żyje w nieświadomości. To dlatego wiele firm oczekuje od pracowników, że podpiszą klauzulę poufności, która nie pozwala im ujawniać wysokości zarobków. Pracodawca zasłania się ustawą o ochronie danych osobowych, a pracownik jest jak dziecko we mgle.
– Zarobki powinny być jawne. Ludzie wstydzą się tego, ile zarabiają. Robią z tego wielką tajemnicę. A to pracodawcy powinni się wstydzić, ile im płacą – uważa Oliwia Horecka, sales manager w dużej korporacji. W praktyce jest tak, że klauzule, które pracodawca podsuwa zatrudnionym przez siebie ludziom, niewiele dają. Bo ludzie i tak rozmawiają, a kiedy pokątnie dowiadują się o tym, że ich kolega z tego samego działu zarabia więcej, czują się oszukani.
Zarabia mało – nieudacznik. Dużo – pewnie złodziej.
Ci, którzy się nie wstydzą i wprost mówią, że zarabiają mało – za mało – jak pisarka Kaja Malanowska, która na swoim profilu na Facebooku napisała "6800 zł za 16 miesięcy ciężkiej pracy. Mam ochotę strzelić sobie w łeb", narażają się na krytykę. Wrogą i nie przebierającą w słowach.
Malanowska usłyszała między innymi, że "pewnie jej książki się nie sprzedają, bo słabo pisze", że "pora zająć się czym innym", że "bierze ludzi na litość". W niechęci do mówienia o zarobkach istotne są czynniki psychologiczne. – Zakłopotanie związane z rozmową o zarobkach deklaruje połowa respondentów z dochodem niższym niż 1500 zł. Jedną z przyczyn mogą być obawy przed byciem postrzeganym jako osoba, której nie do końca się w życiu udało – tłumaczy Maciej Bąk, ekspert ds. Raportów Wynagrodzeń serwisu zarobki.pracuj.pl.
Przypadek Kai Malanowskiej pokazał, że te obawy są słuszne – nominowana do nagrody Nike pisarka została zlinczowana przez internautów.
Ci, którzy zarabiają więcej – a więc ponad 4 tys. netto – też nie chcą mówić o swoich zarobkach. Wśród kadry menadżerskiej aż 29 proc. deklaruje niechęć do rozmów o pieniądzach i wynagrodzeniach. O ile tych, którzy zarabiają mało, postrzega się jako "nieudaczników", to ci, którzy zarabiają więcej, obawiają się łatki "złodzieja", kogoś z układu.
– Z jednej strony może to być związane z popularnym u nas przekonaniem, że dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają. Z drugiej zaś, osoby bardziej zamożne mogą obawiać się zawiści ze strony mniej zamożnych rozmówców. Potwierdzają, to wyniki naszego badania, z których wynika, że czym respondenci więcej zarabiają, czym wyższe stanowiska zajmują, tym mniej chętnie rozmawiają o zarobkach. Nie bez wpływu na nasze nastawienie do rozmów o zarobkach ma stereotyp, że dobrze zarabiające osoby zawdzięczają sukces „układom” czy „znajomościom”. To się powoli zmienia, ale póki co nie sprzyja otwartym rozmowom o zarobkach – mówi Elżbieta Flasińska z Grupy Pracuj.
Portfelowe tabu
– Czy zarobki stanowią dla wielu osób tabu dlatego, że pracodawcy zabraniają udzielania tego typu informacji, czy jest to raczej tabu kulturowe i niewielkie jest zainteresowanie zarobkami innych? – zastanawia się w raporcie "Polacy mówią o płacy" prof. dr hab. Małgorzata Fuszara, socjolog, ekspert kampanii. – Badania wskazują, że oba te czynniki mogą mieć znaczenie. Sądzić można, że obok przeszkód nakładanych na pracowników przez pracodawców, istnieje tabu kulturowe, zapewne powodowane wpajanym podczas wychowania przekonaniem, że nie powinnyśmy się interesować sprawami innych osób, a zwłaszcza ich dochodami.
Średnie zarobki i minimalna płaca w Polsce (za ZUS)
1680,00 zł – wynosi minimalne wynagrodzenie za pracę od stycznia 2014 roku
3 650,06 zł – wynosiło średnie wynagrodzenie w 2013 roku
3 837,00 zł – wynosiło w 2013 roku przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw
1680,00 zł – wynosi minimalne wynagrodzenie za pracę od stycznia 2014 roku
Ludzie obawiają się, że chęć dowiedzenia się, ile zarabia ktoś zza biurka obok, zostanie odebrana jako brak dobrych manier, pusta ciekawość. Potwierdzają to obserwacje psychologa biznesu Jacka Walkiewicza. – Nie potrafimy rozmawiać o pieniądzach, bo "dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają". Pewnie wiele osób ma ten tekst gdzieś z tyłu głowy. Osobom mówiącym o pieniądzach przypisujemy brak skromności, materializm, chęć popisania się. W modzie jest kupić coć tanio na wyprzedaży, a nie drogo. Może to wynika w ogóle z braku dystansu do pieniędzy i braku umiejętności rozmawiania o nich w sposób bezemocjonalny i racjonalny – mówi autor książki "Pełna moc życia".
To, że co piąty Polak nerwowo reaguje na pytanie o pieniądze, a dla wielu negocjowanie podwyżki jest nie do pomyślenia, Walkiewicz tłumaczy brakiem świadomości własnej wartości rynkowej. – Na ogół ludzie występują o podwyżkę, bo uważają, że należy im się więcej. Bo firma lepiej zarabia, bo inni w branży i oni mają większe potrzeby. Rzadko jednak potrafią uzasadnić wprost wzrost swojej wartości. Często to myślenie życzeniowe, niemerytoryczne, mające twarde, rzeczowe uzasadnienie. Na pewno też znaczenie ma lęk przed utratą pracy i strach przed wkurzeniem szefa – wyjaśnia.
Negocjacje: więcej potu niż polotu
Faktem jest też, że nie potrafimy negocjować. Gdzieś tam wiemy, że pracujemy dobrze, może lepiej niż inni, że jesteśmy firmie potrzebni. Wiemy, jakie są nasze mocne cechy. Ćwicząc w domu przed lustrem jesteśmy przekonani, że rozmowa z szefem pójdzie jak z płatka, a za miesiąc na koncie pojawi się większa kwota. Że tych argumentów, która mamy, nie da się zbić. A jednak dajemy się odesłać z kwitkiem.
– Brak umiejętności negocjowania warunków pracy w kontekście tego, że nie tylko chcemy więcej, ale też na to zasługujemy. Roszczeniowość połączona z brakiem umiejętności rzeczowego rozmawiania o swoich potrzebach to na pewno nasza bolączka.Do tego asertywność, której uczy się na szkoleniach, ale nieudolnie wykorzystuje w rozmowach o swoim życiu – wyjaśnia psycholog.
Za naszym przeświadczeniem, że o pieniądzach nie wypada rozmawiać, często kryje się brak umiejętności. – Zbyt emocjonalnie podchodzimy do tematu, a tu trzeba świadomości swojej pozycji negocjacyjnej opartej na twardych danych o naszej wartości rynkowej, a nie poczucia, że nam się należ – mówi Jacek Walkiewicz. Do tego te informacje trzeba umieć zaprezentować. A to kolejna umiejętność, która kuleje. – Mówi się że negocjacje to więcej potu niż polotu. I tak jest. Przygotowanie do rozmowy o pieniądzach to podstawa. Ale też elastyczność wynikająca ze świadomości realiów, w jakich pracujemy – kwituje psycholog.
Wprowadzane przez pracodawców utajnianie danych o zarobkach nie sprawdza się w rzeczywistości. Pracownicy rozmawiają ze sobą na temat wynagrodzeń, premii i benefitów. Czasami pracownicy prowadzą jedno gospodarstwo domowe (małżeństwa i związki partnerskie), co tym bardziej utrudnia utrzymanie tajności danych o wynagrodzeniach.