
Władimir Putin "nie jest bardziej agresywny niż prezydenci Stanów Zjednoczonych, a Rosja "nie jest zagrożeniem dla Polski" - twierdzi Mateusz Piskorski, były poseł Samoobrony, który był obserwatorem rosyjskiego referendum na Krymie. Polityk dodaje w rozmowie z Robertem Mazurkiem, że demokracja tam "jak na panujące warunki ma się całkiem nieźle".
A dlaczego mamy te kłopoty, skąd się one biorą? Prawidłowość jest wyraźna: rosyjska inspekcja sanitarna blokuje import polskich towarów po każdym wojowniczym wystąpieniu Sikorskiego, Tuska czy Kaczyńskiego.
Piskorski mówi też, że jak na "nadzwyczajne warunki" panujące na Krymie, to demokracja ma się tam "całkiem nieźle". Zaś Tatarów stamtąd "nikt siłą nie wyrzuca, sami wyjeżdżają" - twierdzi ex-poseł.
Mateusz Piskorski: Rosjanie może i mieliby chęć fałszować referendum, ale tu nie musieli tego robić! Tam była autentyczna wola przyłączenia do Rosji.
Robert Mazurek: Ja też mam autentyczną wolę przyłączenie pańskiego mieszkania i w dodatku większość głosów. Nie raziły pana wojska w czasie tego plebiscytu?
MP: Pyta pan o samoobronę Krymu?
RM: Samoobronę?
MP: A jak to nazwać?
RT: My też wpadniemy do pana z trzema osiłkami. To będzie samoobrona Mazurków i będzie pilnowała referendum.
MP: Gdyby pan był starym mieszkańcem tego domu, wypędzonym przez mnie i wracającym po swoją własność, to rozumiałbym analogię.
RM: Mieszkaliśmy od dawna. Nasze osiłki przywiozą nawet odpowiednie listy wyborcze.
MP: A na Krymie nikt list nie dowoził, one już tam były.
Źródło: "Rzeczpospolita"

