Aż do teraz najwyżsi rangą członkowie Komunistycznej Partii Chin byli nietykalni - z zasady. Ale właśnie tym krajem wstrząsnęła afera korupcyjna na ogromną skalę i zasady przestały obowiązywać. Podejrzanych jest 300 osób, a wymiar sprawiedliwości zablokował tam majątki warte 14,5 miliarda dolarów.
Pod koniec listopada 2013 w Chinach powołano specjalną komisję śledczą do zbadania afery korupcyjnej. Nie mówiło się o tym, bo chińskie władze nie chcą utracić "zaufania mas" - i sprawę trzymają w tajemnicy. Wiadomo jednak, że chodzi o korupcję na gigantyczną i niespotykaną dotąd w Chinach skalę.
Tylko w ciągu czterech ostatnich miesięcy zatrzymano i przesłuchano w tej sprawie ok. 300 osób. Jedną z nich jest Zhou Yongkang - jeden z najważniejszych polityków partii. Jest w niej od lat '60, a od 2002 roku był Ministrem Bezpieczeństwa Publicznego. Później, w latach 2007-2012, przewodził Komitetowi Centralnemu KPCh, czyli organowi, który ustala i prowadzi za politykę państwa w każdej dziedzinie. Zatrzymano też rodzinę Yongkanga i jego wielu współpracowników. Część z nich, w tym sam minister, ma zakaz kontaktu z mediami.
Wymiar sprawiedliwości do tego wszystkiego zamroził majątki warte około 14,5 miliarda dolarów. W tym zawierają się nieruchomości, sztuka, samochody, biżuteria, ale też konta bankowe czy zagraniczne obligacje.
Yongkang nieco popadł w niełaskę już w 2012 roku, kiedy "odszedł" z Komitetu. Poparł wówczas Bo Xilaia, polityka oskarżonego o korupcję i skazanego na dożywocie i "rezygnacja" z miejsca w KC miała być karą za wspieranie Xilaia. Sam Yongkang, o czym pisze Reuters, ma utrzymywać, że afera korupcyjna wokół niego to zemsta polityczna za tamtą sytuację.
Chińskie władze mają w związku z tym twardy orzech do zgryzienia, bo do tej pory oficjalnie najwyżsi rangą politycy i urzędnicy byli praktycznie nietykalni, jeśli chodzi o stronę prawną. Partia nie chciała bowiem, by lud wątpił w nieskazitelność swoich wodzów. Przyznanie się do afery byłoby więc wizerunkową porażką obecnie rządzących.
Z drugiej strony, Chińczycy i tak przecież dowiedzą się o aferze i mogą wówczas, jeśli władze same nie podejmą tematu, zwątpić w partię. Premier Chin Xi Jinping najbardziej bowiem boi się buntu wewnątrz kraju i nie chce, by cokolwiek kładło się cieniem na wiarę obywateli we władze.