Wydaje się, że jeśli się zaprzeć, wszędzie można znaleźć oznaki działania szatana. Przynajmniej, jeśli jest się autorem prawicowego serwisu Fronda.pl i zupełnie nie pojmuje się konwencji artystycznej. Wtedy w twórczości rockowego zespołu Kiss można dopatrzyć się oznak satanizmu, prób stworzenia nowej religii, stawiającej muzyków w miejscu Boga i inspiracji czarownicami.
Kiss wykorzystuje karykaturalny wizerunek, aby odciągnąć od siebie podejrzenia o szerzenie satanizmu – wyrokuje na portalu Fronda.pl Grzegorz Kasjaniuk. Przekonuje, że patrząc na twórczość zespołu jest wiele powodów do zaniepokojenia. „Kiss jest grupą, która łączy w swojej twórczości demoniczność, hedonizm, makabrę i seksoholizm, oparte do tego na gruncie obiektywizmu filozoficznego” – pisze autor.
Zauważa też na przebiegłość muzyków, którzy nie zadeklarowali się jako sataniści, co może być dowodem na to, że nimi są. Logiczne, prawda? Szczegółowo analizuje też wywiady, w których lider zespołu mówi m.in., że najważniejsze są dla niego pieniądze. Proces ich zarabiania to według Kasjaniuka tak naprawdę próby budowania własnej religii, kultu muzyków.
Publicysta Frondy.pl zwraca uwagę, że asortyment gadżetów z logotypem zespołu jest bardzo szeroki i skierowany do właściwie wszystkich grup wiekowych. To dowód, że zespół może próbować zdetronizować Boga i stawiać się w miejscu Jezusa. Wydawać by się mogło, że każdy zespół próbuje zarobić jak najwięcej na czym się da, ale może każdy chce zbudować swoją religię. Nawet Budka Suflera i Krzysztof Krawczyk.
Sprawę Kiss pogarsza powtarzany przez nich slogan „Ósmego dnia Bóg stworzył rock n’ rolla”. Chyba muszę zacząć się bać, bo lajkuję taki fan page na Facebooku. Całe szczęście autor tekstu uznaje, że nazwa zespołu nie jest akronimem od „rycerze w służbie szatana”. Uff. Ale to nie znaczy, że są poza podejrzeniami.
Bo według Grzegorza Kasjaniuka nieprzypadkowe są symbole wymalowane na twarzach muzyków. Gene Simons, basista i lider zespołu rzekomo wygląda jak szatan, a przynajmniej demon (seksu, bo współżył z 4,6 tys. kobiet). Paul Stanley przypomina publicyście Fronda.pl Dionizosa, a charakterystyczne stroje (obcisła skóra, koturny) pokazują jego hermafrodytyzm. Perkusista z kolei ma na sobie makijaż kota trzymanego przez czarownicę.
Kolejne kwiatki można wypisywać jeszcze długo, ale nie chcę odbierać czytelnikom przyjemności (choć tekst jest trochę nieskładny). Z niecierpliwością czekam na odkrycie prawdziwej twarzy moich ulubionych zespołów. Na pierwszy ogień proponuję The Rolling Stones, którzy śpiewają „Sympathy for the Devil”.