– Dlaczego te osoby tak się kompromitują? Przecież są to ludzie publicznie znani. Czy tak bardzo lekceważą Polaków? – pyta Joanna Senyszyn o Michała Boniego i Jacka Rostowskiego w "Bez autoryzacji". – Oni myślą, że można nic nie robić, popełniać gafę za gafą, a i tak nie będzie to miało znaczenia. Teraz poniosą zasłużoną karę, przegrywając w wyborach – podkreśla europosłanka SLD.
Od kilku dni Jacek Rostowski i Michał Boni znajdują się pod ostrym ostrzałem. Pierwszy za "Bydgoszczu", drugi za "Legionowa" zamiast Legionowo. Takie osoby, niezbyt lubiane i do tego zaliczające wpadki, mogą zaszkodzić PO w wyborach?
Joanna Senyszyn: W wyborach bardzo często tak jest, że przynajmniej połowa wyborców głosuje partyjnie. W 2011 roku kandydaci Palikota do Sejmu byli zupełnie nieznani, ale ludzie głosowali na ich listy. W przypadku PO będzie dokładnie tak samo, chociaż inną kwestią jest, czy akurat te osoby zostaną wybrane do Parlamentu Europejskiego.
Zostaną?
Myślę, że nie. W Bydgoszczy zostanie wybrany Tadeusz Zwiefka, który przecież startował już z dalszego miejsca na liście, a i tak wszedł do europarlamentu. Nie sądzę też, by Michał Boni został wybrany w Warszawie. Tym bardziej, że Michał Boni mówił już parę miesięcy temu w radiu, że on chciałby iść do europarlamentu, bo jego żona pracuje w Brukseli. A on byłby tylko kwiatkiem do kożucha.
Pani zdaniem, myląc nazwy miast z okręgów, w których startują, Boni i Rostowski pokazują brak szacunku do wyborców?
To właśnie sprawa bardzo ciekawa – dlaczego te osoby tak się kompromitują? Przecież są to ludzie publicznie znani. Czy tak bardzo lekceważą Polaków? Moim zdaniem oni uważają, że Tusk może na listach wyborczych wystawić nawet krowę, a ona i tak wejdzie do PE. W związku z tym myślą, że można nic nie robić, popełniać gafę za gafą, a i tak nie będzie to miało znaczenia. Mam nadzieję, że jednak ich wpadki znaczenie będą miały, bo jako ministrowie i Boni i Rostowski dali Polakom się we znaki, a teraz poniosą zasłużoną karę, przegrywając w wyborach.
Wystawianie przez partię takich osób, kompletnie nie związanych z danym regionem, to też brak szacunku?
Europoseł akurat reprezentuje w dużej mierze całą Polskę i Unię Europejską, a nie tylko swój okręg. Samo wystawianie znanych polityków nie jest złe, bo oni akurat mogą reprezentować całą Polskę i w związku z tym kandydować nie we własnym okręgu. Ale to rodzi pewne zobowiązanie, bo uważam, że jeśli już taka osoba zostanie wybrana, to powinna zmienić swoje życie i związać się z danym okręgiem. W przypadku ministra Rostowskiego będzie trudne zamieszkać w Bydgoszczu, bo takie miasto nie istnieje.
A jak Pani ocenia zaprzęganie na listy wyborcze celebrytów? Mam na myśli konkretnie Otylię Jędrzejczak w PO i Weronikę Marczuk w SLD.
W przypadku Otylii Jędrzejczak uważam, że krytyka jest w pełni uzasadniona. Ona nie ma pojęcia o polityce, nigdy się tym nie zajmowała. W przypadku Weroniki Marczuk sytuacja jest zupełnie inna. W Polsce jest ona znana przede wszystkim z telewizji, ale wiele osób kojarzy ją od innej strony: jako działaczkę społeczną, szefową Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Ukraińskiej, prawniczkę, która ma własną kancelarię. Także mówienie, że to niewłaściwe, by prawnik szedł do polityki, jest śmieszne. To właśnie prawnicy, ekonomiści powinni się zajmować polityką. Tak samo można by powiedzieć, że celebrytą jest Ryszard Kalisz, bo częściej bywa w telewizji, niż w Sejmie.
A nie przekonuje Pani do Otylii Jędrzejczak taki argument, że przecież w Sejmie siedzą elektrycy, mechanicy, nauczyciele... Czym od reprezentantów innych zawodów różni się więc sportowiec?
Tutaj raczej chodzi o szczebel, na którym wystawia się danego kandydata. Dobrze by było, gdyby politycy zaliczali kolejne szczeble "kariery". Gdyby Otylia Jędrzejczak została umieszczona na listach w wyborach samorządowych, na przykład w gminie, to byłoby w porządku, bo tam rzeczywiście każdy może próbować sił. Trudno przecież zostać w jakiejś firmie od razu dyrektorem, najpierw trzeba w niej popracować, poznać ją, i tak samo w polityce należy zacząć od pewnego szczebla. Gdyby Otylia Jędrzejczak działała w młodzieżówce, była członkinią partii, udzielała się politycznie i startowała do samorządu, to może za 5 czy 10 lat mogłaby startować także do Parlamentu Europejskiego.
Celebryci będą ciągnąć listy do przodu? Uda im się zdobyć mandat?
Uważam, że takie osoby jak Jędrzejczak nie zostaną raczej wybrane. Obserwując listy wyborcze i wybory w ostatnich latach widać, że sportowcy nawet jeśli dostawali się do Sejmu, to brali ostatni mandat partii w danym okręgu, a nie pierwszy czy drugi. A dostawali się głównie z list PO, bo to ona ich wystawiała. W tej chwili zaś Platforma będzie miała w większości okręgów tylko jeden mandat, w niektórych dwa, i dlatego Otylia Jędrzejczak się nie dostanie. Tacy ludzie startują tylko jako wabik dla części wyborców, którzy nie są sympatykami danej partii, ale lubią konkretne osoby. Ale wyborcy głosujący w wyborach do PE to ludzie bardzo świadomi. Wiedzą, jak trudna jest praca w europarlamencie, że wymaga doświadczenia i głosują na osoby sprawdzone – cenione za kompetencje i takie, do których mają zaufanie.