Na kilka dni przed czwartą rocznicą katastrofy Anita Gargas prezentuje drugą część swojego filmu „Anatomia upadku”. Ale na pewno nie dorówna on rozgłosem i kontrowersjami oryginałowi. Po części dlatego, że reżyserka zdaje się prezentować znacznie łagodniejsze podejście. Znacznie ograniczyła obecność na ekranie Antoniego Macierewicza, właściwie nie wspomina o wybuchu i ściętej brzozie.
Pierwsza część „Anatomii upadku” Anity Gargas wywołała gigantyczne emocje i podgrzała dyskusję o katastrofie smoleńskiej. W filmie postawiono ostre tezy, a niechęć TVP do wyemitowania produkcji uznano tylko za ich potwierdzenie. „Anatomia upadku 2” raczej tak głośnia nie będzie. Bo i sama Gargas stała się mniej stanowcza, przynajmniej w kwestii zamachu.
Obejrzałem film w internecie, Gargas skupia się na pokazaniu tła wizyty. Opisuje też remont Tupolewa w zakładach w Samarze, narzekając, że nie był on osłaniany przez polskie służby – mówi o tym m.in. Antoni Macierewicz.
Film opowiada też o przygotowaniach do wizyt Donalda Tuska i Lecha Kaczyńskiego. Swoją narracją sięga aż do rozmowy Putin-Tusk w Sopocie, podczas wizyty rosyjskiego prezydenta na obchodach rocznicy wybuchu II wojny światowej. Wydaje się, że ustalenia zespołu Antoniego Macierewicza tym razem nie były główną podstawą scenariusza.
Jeszcze bardziej stanowczo film Gargas interpretuje Wojciech Czuchnowski, dziennikarz „Gazety Wyborczej”.
Ale na pewno, podobnie jak pierwsza część, film okaże się sporym sukcesem komercyjnym. Bo teza o wybuchach może upadła, ale nadal tworzy się wrażenie, że za wszystko odpowiada Donald Tusk, jego współpracownicy i Władimir Putin.
Mimo jednak końcowych deklaracji, że "polskie władze w sprawie smoleńskiej nie kiwnęły palcem i jeszcze zacierały ślady" (Maria Szonert-Binienda), jest wyraźnym krokiem wstecz w stosunku do skrajnych tez części pierwszej. Robi wrażenie, jakby autorka przestała wierzyć w zamach. CZYTAJ WIĘCEJ