
Marzenna Niemoczyńska zaczynała od ubierania Magdy Gessler i to ona odpowiada za jej spektakularną metamorfozę, którą możemy podziwiać m.in. w „Kuchennych rewolucjach”. Sama też zrewolucjonizowała swoje życie: założyła własną markę i przekonuje kobiety, że nawet bluza dresowa może być elegancka, jeśli jest z wysokiej jakości materiałów. – Styl to niewiele rzeczy, ale dobrej jakości. Paradoksalnie posiadanie ogromnej garderoby powoduje, że kobiety tracą styl – mówi w rozmowie z naTemat
REKLAMA
Marzenna Niemoczyńska w branży mody działa długo. Markę 303 Avenue, traktuje jak swoje czwarte dziecko i dlatego gotowa byłaby ją utrzymywać nawet gdyby na siebie nie zarabiała, na szczęście jest inaczej.
Co pani robiła przed stworzeniem marki 303 Avenue?
Od zawsze miałam firmę, która zajmowała się szyciem odzieży, ale nigdy nie robiłam tego pod własnym nazwiskiem i nigdy nie były to rzeczy, w których sama chciałabym chodzić. Pięć lat temu przez przypadek spotkałam Magdę Gessler. Byłam wtedy w małej, czarnej sukience i baletkach. Magda Gessler chodziła w tym czasie w powłóczystych rzeczach. Na mój widok powiedziała: „chciałabym wyglądać tak jak ty”. To dało mi do myślenia.
Powiedziałam: chyba umiem to zrobić. No i faktycznie uszyłam dla niej sukienkę i ubrałam ją zupełnie inaczej, o czym wszyscy zaczęli pisać. Zaczęłam pracę na planie „Rewolucji” jako kostiumolog Magdy, dla której projektowałam, a przy okazji zaczęłam też tworzyć ubrania dla siebie. Magda namówiła mnie, żebym otworzyła własne atelier. Tak zrobiłam. Pierwszą rzeczą, jaka się w nim znalazła były szaliki o długości 2,20 m z cienkiego kaszmiru, który przywiozłam z Włoch. Nikt na całym świecie nie produkuje takich szalików. To było szaleństwo, bo wszyscy je chcieli. Magdę Gessler ubieram do dzisiaj, ale już w ramach marki 303 Avenue.
Ta nazwa ma coś symbolizować?
Jest przypadkowa. Moja pracownia mieści się przy ulicy Patriotów 303, a że potrzebowałam natychmiast wymyślić nazwę, więc oparłam się na tym numerze. Marka pod taką nazwą przyjęła się na rynku. Zaczęłam wprowadzać nowe linie i pozyskiwać nowe klientki. Sama też zaczęłam ubierać się tylko i wyłącznie w swoje projekty. Jest to dla mnie również osobisty sukces, że mogę być wreszcie dobrze ubrana. Wcześniej trudno było mi znaleźć na moją sylwetkę coś, co spełniałoby moje oczekiwania. A teraz wszystko dobrze na mnie leży, zwłaszcza, że każda kolejna kolekcja pasuje do poprzedniej.
Naszych rzeczy się nie wyrzuca, bo one nie przestają być modne, są ponadczasowe. Niektóre klientki noszą moje ubrania już od czterech lat i nic się z nimi nie dzieje, ponieważ sprowadzam z Włoch tylko najlepsze tkaniny, do których mam duże wyczucie. Moja marka pracuje głównie na tkaninie. Tu nie chodzi nawet o fason, ponieważ wszystkie ubrania są bardzo proste, głównie oversize’owe. Na życzenie klientki, jesteśmy w stanie, w bardzo krótkim czasie dopasować ubranie na wymiar. Na zamówienie szyjemy też rzeczy bardziej dopasowane, przede wszystkim wizytowe i wieczorowe.
Chyba to jakaś zmiana, że kobiety i to w każdym wieku, rezygnują z dopasowanych, eleganckich strojów i zwracają się w stronę stylu mody ulicznej?
Zdecydowanie tak. Ja mam 54 lata i polecam takie ubrania, ponieważ one powodują, że człowiek czuje się młodszy. Prowadziłam nawet warsztatowe spotkania dla klientek, podczas których pokazywałam im, jak wyglądam ubrana w klasyczny kostium, czyli tak, jak panie chodzą do biura: wąska spódniczka, szpilki, żakiecik. Wyglądałam jak starsza pani. Dla kontrastu występowałam przed nimi w swoich oversize'owych ubraniach, w których czuję się o wiele młodziej, a jednocześnie dalej jestem elegancka.
Widziałam, że w kolekcjach pojawia się nawet dres.
Dresowa bluza jest u mnie zawsze przełamaniem eleganckiej stylizacji: butów na obcasach i eleganckiego płaszcza. Łączę rzeczy tak, żeby strój wydawał się lekki. Dres nie jest sportowy: moje spodnie z dresu nadają się do szpilek i klientki tak chodzą nawet na sylwestra.
Pani motto brzmi: wielka moda mieści się w małej szafie.
Dokładnie tak. Chodzi o małą liczbę ubrań. W mojej szafie jest ich niewiele. Mam ograniczoną gamę kolorystyczną – w tym jedną bluzę w ostrym kolorze na wiosnę. I chodzę w tym na okrągło, ponieważ są to rzeczy dobrze dobrane. Posiadanie dużej szafy powoduje, że kobiety tracą styl. A styl to tak naprawdę niewiele elementów, za to dobrej jakości. Kiedy skompletujemy takie zestawy, to po obudzeniu się rano nie musimy myśleć, co na siebie włożyć, a większość kobiet ma właśnie taki problem. Moje stałe klientki go nie mają, bo każda z rzeczy 303 Avenue dobrze komponuje się z innymi.
Wiosna to dobry czas, żeby odchudzić szafę?
Tak, a dzięki temu odnaleźć swój styl, ponieważ każdy powinien go mieć. Wcale nie mówię, że mój będzie odpowiedni dla wszystkich. Są osoby, które nie będą się dobrze czuły w moich ubraniach, dlatego nie robię wszystkiego dla wszystkich, ale coś dla kogoś. Jeśli zobaczymy kogoś w ubraniach z metką 303 Avenue, od razu wiadomo, że to są rzeczy ode mnie. One są rozpoznawalne.
Jak odnalazła pani swój styl?
Chyba miałam go od najmłodszych lat. Kiedy oglądam swoje zdjęcia zrobione, gdy miałam 13 lat, chodziłam w jeansach i czarnym golfie. To były lata 70., wyjątkowy okres w modzie; bardzo niekorzystny dla wszystkich. Ale od najmłodszych lat hołdowałam prostemu stylowi i nigdy nie nosiłam rzeczy przesadnie zdobnych. Jak mawiała moja babcia: przed wyjściem z domu zdejmij coś z siebie i wtedy będziesz dobrze ubrana. Moja mama również dobrze się ubierała, zawsze nosiła świetne buty. Jak byłam dzieckiem, to chciałam być dorosła tylko po to, żeby nosić zamszowe kozaki, bo były
piękne.
piękne.
Jak ubierają się Polki?
Coraz lepiej! I to jest fantastyczne. Polki ubierają się coraz lepiej, a Warszawa moim zdaniem, zawsze była ubrana w dobrym stylu. Zdarzają się oczywiście wpadki, ale Polski – jak Francuzki – od zawsze miały świetny gust. Przez wiele lat było dobrze, ale zalała nas fala sieciówek, a do tego kobiety kompletnie nie wiedzą, co wybrać widząc taką masę ubrań. Ja nigdy nie kupuję w sklepach, w których jest dużo ubrań, dlatego że bardzo trudno dokonać w nich dobrego wyboru. Po pięciu minutach jestem zmęczona i nie chce mi się oglądać tysiąca rzeczy.
W moim butiku ekspedientki są przeszkolone, znają się na typach sylwetki i wiedzą, co doradzić klientce. Gdy widzę klientkę w stroju, w którym nie jest jej dobrze – nie pozwalam jej go kupić, nawet jeśli chce. Mówię: pani mi się w tym nie podoba, a pani prezentuje moją markę. Jestem w tym ortodoksyjna, ale chcę dobrze dla klientki. Obiecuję jej, że zrobię dla niej coś innego i z czasem zyskuję jej zaufanie.
Własna, prowadzona w taki sposób firma to było Pani marzenie?
Tak, wcześniej nie robiłam tego, co bym chciała. A potem się rozwiodłam, zmieniłam swoje życie, spotkałam Magdę Gessler... Widać tak miało być. Życie zawsze się dobrze układa, gdy człowiek robi, to co kocha. Marka 303 Avenue, to miłość mojego życia, moje czwarte dziecko. Niezależnie od tego, czy bym na niej zarabiała, czy nie, to i tak będę się tym zajmować. Na szczęście cały czas się rozwijamy i mamy wiele planów.
Jakie są według Pani trendy na wiosnę?
U nas jak zwykle dużo szarości i bieli, stonowane kolory: pudry, zimne barwy. W tym roku wyjątkowo wprowadziłam trochę motywów kwiatowych, fuksja w wizytowej wersji, jest trochę kobaltu oraz limonka, w której się zakochałam. Zobaczyłam materiał w tym kolorze we Włoszech i wiedziałam, że muszę go mieć – ona pasuje do bieli i czerni. Okazało się, że ten kolor nawet ja zaczęłam nosić, czego nigdy wcześnie nie robiłam. Moda, jak widać, nas odmienia.
