- Kto nie siedzi przy stole, ten szybko trafi do jadłospisu - mówi dzień przed wyborami parlamentarnymi na Węgrzech premier tego kraju Viktor Orban. Kontrowersyjny polityk jest uważany za zagorzałego eurosceptyka, ale właśnie ostro krytykuje konkurencję z ugrupowania Jobbik, które wysokie poparcie wśród Węgrów zapewnia sobie postulatem wyjścia z Unii Europejskiej.
Choć wyniki ostatnich sondaży poparcia dla partii politycznych na Węgrzech wróżą zwycięstwo rządzącego Fideszu, pewnym jest też, że w niedzielę zakończy się era samodzielnych rządów tego ugrupowania. A raczej samodzielnych rządów premiera Viktora Orbana, który po zdobyciu przez Fidesz ponad połowy głosów w roku 2010 rządzi Węgrami w zasadzie według swojego uznania, znacząco ograniczył demokrację nad Balatonem i zepchnął kraj na margines Unii Europejskiej.
Nic więc dziwnego, że dziś na postulacie opuszczenia struktur europejskich swoją siłę próbuje budować jeden z największych konkurentów partii Viktora Orbana, czyli skrajnie nacjonalistyczny Jobbik. Z najnowszych sondaży wnika, że nacjonaliści i w tym roku mogą liczyć na około 15-proc. poparcie, gdy rządzący Fidesz wygra dzięki "zaledwie" 36 proc. głosów.
Dlatego też tuż przed wyborami Viktor Orban zdaje się stawiać na mały flirt z wyborcami nieco bardziej liberalnymi i przyznaje, że Unia Europejska nie jest największym wrogiem współczesnych Węgier. - Są jedyną partią, która podniosła kwestię wystąpienia z UE do rangi obietnicy wyborczej - krytykuje dziś Jobbik premier Węgier na łamach dziennika "Magyar Nemzet".
Próbując podkreślić, iż Fidesz wcale nie jest najbardziej skrajną siłą na węgierskiej prawicy Orban tłumaczy, dlaczego pomimo ciągłych starć z Brukselą akceptuje on członkostwo Węgier w europejskiej wspólnocie. - Tej instytucji nie trzeba kochać i wielu jej nie kocha, słusznie uważając, że często zwraca się do nas w formie dyktatu – mówi niezwykle popularny także w Polsce polityk. - Nie wolno nam jednak tracić zdrowego rozsądku i uderzać w ścianę głową, jak to robi Jobbik. Jak zwykłem o tym mówić, kto nie siedzi przy stole, ten szybko trafi do jadłospisu – dodaje.
W Europie nikt nie ma chyba jednak wątpliwości, iż ostatnie opinie Viktora Orbana to gra wyborcza, w której stawka toczy się tylko o to, by konkurenci i zarazem potencjalni koalicjanci w wyborach wypadli jak najsłabiej i mieli utrudnioną pozycję negocjacyjną przy formowaniu nowego gabinetu. Jeżeli potwierdzą się wyniki ostatnich sondaży, po czterech latach funkcjonowania jednopartyjnego rządu, Orban będzie musiał wybierać między współpracą ze znienawidzonymi socjalistami (mają szansę na ok. 18 proc. poparcia), a wspomnianymi skrajnymi nacjonalistami z Jobbiku.