- Boli mnie, kiedy za wszelką cenę ratuje się pacjentów, dla których wyczerpały się już możliwości terapeutyczne - stwierdza w wywiadzie dla "Newsweeka" dr Wojciech Suseł, specjalista anestezjologii i intensywnej terapii. Lekarz wzywa, by przerwać zmowę milczenia na temat tego, że w Polsce jego koledzy po fachu są zmuszani, by przedłużać życie pacjentów za wszelką cenę. Tymczasem zwykle przedłużają jedynie cierpienia.
- Miałem wrażenie, że uczestniczę w zbiorowych torturach - mówi dr Wojciech Suseł o sytuacji jednej z byłych pacjentek, którą wyniszczał nowotwór. Kobieta nie była już w stanie mówić, pozostawała pod pełną opieką synów. Ci tymczasem co kilka dni wzywali pogotowie, by w szpitalu znowu na jakiś czas przedłużono jej życie, a właściwie agonię. Pomimo sugestii lekarzy, iż jest to już bez sensu, agresywnie żądali leczenia matki.
Śmierć przychodzi zbyt często
Rozmówca "Newsweeka" podkreśla jednak, iż podobne sytuacje są w jego pracy codziennością. - Praktycznie nie ma tygodnia, bym nie musiał informować krewnych, że niestety wyczerpaliśmy już wszystkie możliwości leczenia - wyznaje lekarz. I tłumaczy, jak trudne są chwile, gdy krewnym pacjenta trzeba tłumaczyć, iż nie ma on już szans na wyzdrowienie i uporczywa terapia podtrzymująca życie przysparza mu tylko bólu.
W dzisiejszych czasach najczęściej dotyczy to podobno pacjentów cierpiących na chorobę nowotworową. To na ich uporczywe ratowanie, pomimo wyniszczającej choroby najczęściej naciskać mają bliscy. Dr Suseł przypomina tymczasem, że ciągłe wzywanie pogotowia i przewiezienie umierającego do szpitala, gdzie i tak nie potrafią mu już pomóc odbiera tylko prawo do godnego odejścia w domu. Tymczasem w szpitalu często dodaje się chorym tylko cierpień, gdy muszą przechodzić bolesne zabiegi. A kiedy trafiają pod respirator i odzyskują na chwile przytomność wraca do nich stres związany z ich stanem. Potem muszą przeżywać agonię kolejny raz.
Nikt nie wie, jak się zachować?
Lekarz zwraca jednak uwagę, iż zachowanie rodzin domagających się uporczywej terapii dla chorych bliskich jest w pewien sposób zrozumiałe. Nie wytrzymują oni bowiem olbrzymiego napięcia, które wiąże się z faktem, iż w ich domu właśnie umiera ktoś, kogo kochają. - Nawet jeśli ludzie wiedzą, że walka o życie chorego jest już przegrana, to gdy dochodzi do zatrzymania krążenia albo innych perturbacji zdrowotnych, nie są na to przygotowani. Więc chwytają za telefon i dzwonią na pogotowie - mówi Wojciech Suseł.
W rozmowie z "Newsweekiem" lekarz zwraca uwagę, że takie zachowanie rodzin umierających pacjentów jest efektem braku odpowiednich standardów, którymi powinni kierować się lekarze i rozbieżności między zawodowymi normami etycznymi a obowiązującym prawem. To sprawia, że każdy może mieć bowiem własny pogląd na to, czym jest uporczywa terapia.
Zaufać lekarzom...
Dr Wojciech Suseł podkreśla też, że w Polsce mamy jeszcze dwa problemy, które nie pozwalają umierającym spokojnie odejść. Z jednej strony, to irracjonalna wiara, że w każdej chwili można podać komuś taki lek, który jednak postawi go na nogi. Po drugie, brakuje nam w ostatnich latach podstawowego zaufania do lekarzy, którym nie potrafimy uwierzyć, że nie ma już sensu przedłużać cierpień bliskiej osoby.