Instagram to aplikacja, która pozwala swoim użytkownikom modyfikować zdjęcia robione aparatem w smartfonie. Dodać im możemy szyku, artystycznego smaku, atrakcyjnej wizualnej formy, a potem podzielić się efektem naszych prac z innymi użytkownikami aplikacji. Facebook docenił jej wartość kupując ją za miliard dolarów. Czemu tak dużo? "Ta aplikacja jest cała emocjami" - powiedział o niej niedawno dziennikarz technologiczny, Om Malik.
Skąd tak wielki sukces tej prostej aplikacji? Przecież to zwykły filtr do zdjęć, jakich niemało w Appstore czy Google Play.
Instagram pozwala w niebanalny sposób wyrażać emocje. Proste zdjęcie, z odpowiednio dobranym filtrem, może "powiedzieć" więcej niż słowa. Do tego aplikacja oferuje element społecznościowy. Stworzonymi dziełami można się dzielić z innymi użytkownikami, możemy je publikować na facebooku, twitterze lub przesłać znajomemu MMS-em. To wszystko za darmo, w formie prostego i estetycznego programu mobilnego.
Wielu dziwi się jednak sumie, jaką Facebook zapłacił za firmę założoną dwa lata temu przez dwóch studentów. Zaproponowana kwota została przecież wyłożona za firmę, która stworzyła dotychczas wyłącznie prostą aplikację do robienia zdjęć.
Swój zakup właściciel Facebooka, Mark Zuckerberg tłumaczy tym, że w centrum największego na świecie portalu społecznościowego, istnieje możliwość dzielenia się swoimi zdjęciami i prezentowania ich innym. Komentatorzy uszczypliwie zauważają, że Facebook jest dobrym narzędziem do publikowania zdjęć, Instagram natomiast jest narzędziem emocjonującym i ciekawym. "Od ponad roku spędzam na Instagramie ponad godzinę dziennie" - napisał zachwycony możliwościami programu dziennikarz technologiczny Om Malik.
To ta różnica, według wielu, zaważyła na decyzji o kupnie. To ta różnica spowodowała, że Zuckerberg wyłożył na Instagram sumę dwukrotnie większą niż jego szacowana wartość. Facebook to porządny komunikator, Instagram to ekscytujące miejsce do dzielenia się sowimi doświadczeniami, odczuciami, emocjami. To między innymi spowodowało, że w ciągu dwóch lat platforma zdobyła ponad 30 milionów użytkowników. Facebookowi brakuje duszy. Instagram to wyłącznie dusza i emocje.
Nowe produkty z duszą
Producenci na rynku elektronicznym już od dłuższego czasu eksplorują ten aspekt tworzonych produktów. Pierwszą osobą dostrzegającą nijakość nowych technologii, proponowanych przez firmy na rynku, był Steve Jobs. To on pierwszy powiedział, że komputer może być osobisty, to on wyśmiewał konkurencję za bylejakość i oderwanie od ludzkich potrzeb, to on w końcu powtarzał, że urządzenia Apple muszą mieć "duszę", dając w swojej firmie uprzywilejowaną pozycję projektantom.
Tą samą drogą, od pewnego czasu próbują iść twórcy konsoli do gier. Starają się nie sprzedawać jedynie specyfikacji technicznej (coraz lepsze parametry), ale tzw. "user experience", czyli kompleksowe przeżycie. Wrażenie, jakie wywołuje używanie ich urządzenia. Między innymi dlatego ogromny sukces osiągnęła firma Nintendo, która od dawna oferuje produkty bardzo słabe pod kątem podzespołów. Uzbraja je jednak w niebanalne formy, np. kontroler reagujący na ruch (Wii Remote) czy przenośną konsolę DS z dwoma dotykowymi ekranami. W tym wszystkim japońska firma stawia na grywalność gier, czyli jedyny aspekt tworzenia, którego nie można zmierzyć ani wycenić. Można go jednak poczuć.
Podobnie jest w przypadku Microsoftu, który wraz z wprowadzeniem nowej przystawki do Xboxa - Kinect, zmienił zupełnie sposób prezentacji swojego produktu. Już nie wydajność, możliwości graficzne, ilość pamięci czy rozdzielczość, a niepowtarzalne wrażenie, jakie umożliwia korzystanie z pomysłowego urządzenia, stawia w centrum swojej kampanii promocyjnej. Kinect rozpoznaje położenie naszego ciała przed ekranem, precyzyjnie odczytuje położenie kończyn, śledząc przy tym nasze ruchy. Dzięki niemu to my stajemy się kontrolerem, a postać na ekranie telewizora staje się dokładnym odzwierciedleniem nas samych. Najnowsze gry na konsole Microsoft nie są już od pewnego czasu graficznymi cudami, ale prostymi programami, w których angażowani jesteśmy w przebiegnięcie wirtualnego toru przeszkód, walkę bokserską z nieistniejącym przeciwnikiem, sesję tai chi lub zabawę z pluszowym tygryskiem. Wszystko z użyciem naszego ciała jako kontrolera.
Ekscytująca tablica
Sprzedawanie kompleksowych wrażeń i intensywnych przeżyć emocjonalnych stoi u podłoża sukcesu innego portalu społecznościowego - Pinterest. Jest to w skrócie prywatna tablica, na której przypiąć możemy (w formie graficznej lub tekstowej), co chcemy. Czy to dla własnego użytku czy w celu podzielenia się tym ze znajomymi. Notki, prezentować mogą nasze zainteresowania, hobby, pracę czy zapis wydarzeń. Użytkownicy mogą inspirować się tym, co "powiesili" znajomi, kopiować ich twórczość lub po prostu przepinać do siebie. Strona deklaruje, że "chce połączyć ludzi za pomocą rzeczy, które ich interesują".
Sukces takich firm, jak Apple czy Nintendo oraz takich produktów jak Instagram lub Pinterest jasno wskazują na drogę, w którą podążać zaczyna świat nowych technologii. Dotychczas oderwany od rzeczywistości, hermetyczny i niezrozumiały dla przeciętnego człowieka, teraz ulega procesowi "uczłowieczania". Nie jest już ofertą dla zamkniętej enklawy specjalistów i znawców, ale staje się narzędziem przyjaznym każdemu z nas.