Polska jest czołowym graczem w sprawie kryzysu ukraińskiego. Donald Tusk i Radosław Sikorski rozgrywają tu najważniejsze karty – tak to wygląda w Polsce. A za granicą? Media polskiego sukcesu nie zauważają i nasz kraj ogranicza się jedynie do roli petenta, który prosi o wsparcie NATO. Wygląda na to, że gigantami polityki międzynarodowej jesteśmy tylko na własnym podwórku.
Polska odgrywa jedną z najważniejszych ról w konflikcie ukraińskim? Tak wynika z informacji przedstawianych przez naszych polityków i media. Jako najbliższy, unijny sąsiad Ukrainy, a do tego również nieco zagrożony rosyjskim ekspansjonizmem, gramy pierwsze skrzypce. Z naszym zdaniem wreszcie zaczęto się liczyć. Radosław Sikorski jest jednym z tych, którzy nadają ton polityki UE wobec Rosji. Zasług polskich polityków nie wolno umniejszać, ale pytanie, czy rzeczywiście rola Polski w tym konflikcie jest widoczna poza granicami naszego kraju?
Wydawałoby się, że każdy powinien wiedzieć, co właściwie zrobiła Polska w kwestii Ukrainy. W końcu polskie media relacjonowały pielgrzymki polskich polityków za wschodnią granicę. Tymczasem znajomy Brytyjczyk polskiego pochodzenia (oczytany, inteligentny, pracuje w jednej z agencji rządowych) zapytał mnie niedawno, co w ogóle Polska robi w sprawie Ukrainy.
Chciał wiedzieć, czy nasz rząd zajmie wreszcie stanowisko, czy będzie stał z boku i jak reszta przypatrywał się temu, co robi Putin. Mój rozmówca nie śledzi polskich mediów, więc nie wie, jakie mamy podejście do sprawy. Natomiast to, co zwróciło moją uwagę, to fakt, że osoba, która raczej wypatruje w mediach polskich "smaczków" nie była w stanie zauważyć relacji dotyczących tego, co w sprawie Ukrainy robi Polska. Wygląda na to, że ekscytujemy się tym tylko w kraju.
Media brytyjskie
Internet jest o tyle wdzięcznym narzędziem pracy, że wystarczy wpisać kluczowe hasła. W przypadku mediów anglojęzycznych są to: „Polish”, „Poland” czy „Sikorski” oraz, co najważniejsze, „Ukraine”. Sprawdziłem kilka wpływowych stron, które uchodzą za poważne, opiniotwórcze media: „The Guardian”, „BBC”, „The Telegraph” czy tygodnik „The Economist”. To one miały udzielić mi odpowiedzi na pytanie, czy Polska w oczach mediów odgrywa ważna rolę w konflikcie ukraińskim.
Jak się okazuje – nie. Mało mówi się tam o naszych politykach. Informacje o Polsce pojawiły się najwyżej w kontekście obaw naszych polityków przed zbytnią agresją rosyjską. Pierwszego kwietnia obszernie relacjonowano, że nasz kraj liczy na wsparcie dodatkowych batalionów NATO. Nie znajdziemy natomiast nic na temat naszych stanowczych apeli o sankcje i zintensyfikowanie działań wobec Rosji. Więcej uwagi poświęca się postulatom Johna Kerry'ego czy szefa NATO.
Trochę więcej uwagi poświęcił nam serwis internetowy BBC. Mimo to – patrząc na częstotliwość publikowania treści na temat Ukrainy – Sikorski jest zdecydowanie mniej aktywny, niż mogłoby się to wydawać, obserwując polskie media. A przecież o Sikorskim po jego działalności w sprawie rozwiązania konfliktu na Ukrainie mówiło się nawet w kontekście nowego szefa NATO.
By potwierdzić tezę, że w opinii światowych mediów nasi politycy niewiele znaczą, wystarczy wejść na stronę CNN. Zrobiono tam fotogalerię głównych graczy kryzysu ukraińskiego. Poza Putinem i ukraińskimi politykami wymienia się szefa NATO Andersa Fogh-Rasmussena, sekretarza generalnego ONZ Ban-Ki Moona, Angelę Merkel czy Davida Camerona. Natomiast w podobnym zestawieniu kanadyjskiego CBC „zaszczytne” miejsce zajął szef francuskiej dyplomacji Laurent Fabius Fabius. Tymczasem nie ma żadnych informacji na temat działań, czy postulatów polskich polityków.
Podobnie jest w mediach francuskich. Gazety „Le Figaro”, „Le Monde” nic nie mówią o tym, co robimy. Zrozumiałe jest, że publikują wystąpienia głównych graczy kryzysu, takich jak Kerry, Ławrow czy Catherine Ashton (szefowa unijnej dyplomacji), ale nie znajdziemy tu informacji dotyczących zachowania Polski w obliczy kryzysu. Dowiemy się jedynie – podobnie jak z brytyjskich mediów – że Polska obawia się ekspansji terytorialnej Rosji, dlatego prosi o dodatkowe wsparcie NATO. Jakby tego było mało, Polska nie występuje tam nawet samodzielnie. Pisze się o nas jednocześnie z małymi państwami, jak Litwa, Łotwa czy Estonia. To pokazuje zagranicznym czytelnikom, gdzie jest nasze miejsce w szeregu.
Rola Polski coraz mniej istotna
Może i na początku kryzysu ukraińskiego mieliśmy szanse odegrać większą rolę, ale z tygodnia na tydzień była ona coraz bardziej marginalizowana. Możliwe, że nasi politycy wolą się nie wychylać ze względu na sankcje narzucone przez Rosję. Dlatego też w ostatnim czasie Putin i podległe mu media zamiast zarzucać nam szkolenie bojówek z Majdanu (co robiono wcześniej), mówi o amerykańskich najemnikach, którzy pojawili się na Ukrainie. Sam fakt, że prezydent Rosji nie mówi o nas i naszych politykach, może potwierdzić fakt, że odeszliśmy na dalszy plan.
Oczywiście w pewnych krajach doceniana jest rola Sikorskiego. Pisano o nim w mediach norweskich, jako potencjalnym szefie NATO. Natomiast Czesi nazwali go nowym liderem Europy. Jednak w krajach, w których Sikorski powinien się liczyć, niewiele znaczy.
Żeby nie było, że sprawdzamy tylko Sikorskiego. Zerknęliśmy także, co za granicą myślą o Donaldzie Tusku czy Bronisławie Komorowskim. W BBC czy na stronie "Guardiana" poświęca im się tyle samo uwagi, co liderowi opozycji Jarosławowi Kaczyńskiemu. Co od razu dodamy, nie świadczy o ważności szefa PiS-u. Po prostu mało się o nas pisze. Chyba, że nasi emigranci zaleją tamtejszy rynek pracy.
Prawda jest taka, że wbrew temu, co mówią sami politycy, oraz niektórzy dziennikarze, Polska w obliczu kryzysu ukraińskiego wcale nie umocniła swojej pozycji na arenie międzynarodowej. Chcielibyśmy znaczyć więcej, ale tak nie jest. W oczach światowych mediów polityce międzynarodowej wciąż jesteśmy przedstawiani jako gracz drugoplanowy.