Ponad 17 kandydatów na jedno miejsce – takim zainteresowaniem cieszy się wrocławska Wyższa Szkoła Oficerska Wojsk Lądowych. Młodych ludzi kuszą zapomogi socjalne i pewna praca po studiach. Jednak nie wszyscy wytrzymują psychicznie rygor wojskowy. – Nie każdy chętny zdaje sobie sprawę, jak naprawdę wyglądają studia wojskowe – wyjaśnia Ania, studentka Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie.
O przyjęcie w tym roku do Wyższej Szkoły Oficerskiej Wojsk Lądowych we Wrocławiu, stara się prawie 3 tys. kandydatów, w tym 339 kobiet – podało RMF FM. – Od lat o jedno miejsce w naszej uczelni ubiega się wielu kandydatów. Przed nastaniem niżu demograficznego było to 20-27 osób, teraz jest dokładnie 17,5 – mówi w rozmowie z naTemat rzecznik uczelni, mjr Piotr Szczepański.
Patrząc na statystki wszystkich uczelni w kraju, wrocławska placówka plasuje się w ścisłej czołówce najbardziej obleganych w kraju. Na pierwszym miejscu w roku akademickim 2013/2014 była kryminologia z Uniwersytetu Gdańskiego, gdzie o jedno miejsce walczyło 44 kandydatów. Należy jednak zaznaczyć, że limit miejsc był skromny – jedynie 50 osób. W przypadku wrocławskiej szkoły oficerskiej ta liczba jest ponad trzykrotnie większa.
Nie matura, lecz chęć szczera
Wejście w progi wojskowych uczelni nie jest łatwe. Oprócz bardzo dobrze zdanego egzaminu dojrzałości, wymaga się także pomyślnego przejścia przez badania lekarskie, rozmowę kwalifikacyjną oraz zaliczenie testów sprawnościowych. – Rejestracja online zakończyła się u nas 31 marca. Teraz dokumenty wszystkich kandydatów wysyłamy do Wojskowych Komend Uzupełnień, które przeprowadzą badania lekarskie i psychologiczne – wyjaśnia mjr Szczepański.
Jest to wstępna rozmowa z lekarzem, na którym pyta, dlaczego kandydat chciałby służyć w wojsku. Potem spory test z pytaniami, które mają pomóc ocenić stan psychiczny kandydata. Nie brakuje np. takich: "czy czasami masz ochotę uderzyć swoją matkę". Wiele z nich dotyczy tego samego, ale są skonstruowane w ten sposób, żeby sprawdzić powtarzalność odpowiedzi. Potem jest test na inteligencje i spostrzeżenia.
Po uzyskaniu zielnego światła z WKU następuje konkurs świadectw maturalnych. Liczą się przede wszystkim wyniki z matematyki, fizyki, chemii, informatyki i języka angielskiego. Nie jest łatwo. Następnie kandydaci przystępują do testów sprawnościowych. Mężczyźni muszą zmierzyć się z biegiem na dystansie 1000 metrów, podciąganie na drążku, biegiem wahadłowym 10 x 10 i pływaniem na dystansie 50 metrów. Żeby zdobyć minimalną liczbę 5 punktów w biegu, kandydat musi zmieścić się w czasie 3 minuty 40 sekund.
Panie mają trochę lżej. Muszą przebiec 800 metrów, pokonać bieg wahadłowy po kopercie, zwis na drążku oraz 50 metrów na basenie. Jak podkreśla rzecznik wrocławskiej uczelni, co roku spotykają się z różnym poziomem wytrenowania kandydatów. – Mieliśmy przypadek, że ktoś wskoczył do basenu i po przepłynięciu dziesięciu metrów musieliśmy wyciągać taką osobę z wody – wspomina mjr Szczepański. Tłumaczy to wielką determinacją kandydatów, którzy nie czują się pewnie w każdej z wymaganych konkurencji.
– Egzamin sprawnościowy jest ułożony tak, żeby nie wymagać cudów. Sprawdzamy jedynie ogólny rozwój motoryczny kandydatów – przekonuje rzecznik. Dodaje, że na ogół największą trudność sprawia podciąganie się na drążku. Jeden z niedoszłych studentów wojskowej uczelni wspomina, że nie zaliczono mu kilkunastu podciągnięć, ponieważ zdaniem egzaminatora nie były pełne. – Robiłem np. trzy, a na "liczniku" było tylko jedno – wspomina.
– Bieganie jest proste. Zazwyczaj przychodzą tutaj tzw. osoby wybiegane – przekonuje w rozmowie z naTemat Ania, studentka III roku geodezji na Wojskowej Akademii Technicznej. Kobietom najwięcej trudności sprawia zwisanie na drążku, a mężczyznom podciąganie. – Po prostu nie zwracamy szczególnej uwagi na te partie mięśni – tłumaczy.
Socjal, praca i emerytura
Skąd taka popularność wojskowych kierunków w szkołach oficerskich? Zachętą dla kandydatów jest zapewnienie zakwaterowania, wyżywienia i uposażenia dla studentów, które na ostatnim roku studiów wynosi 2 tys. złotych. Wcześniej odpowiednio mniej. Kwestie socjalne nie są jednak kluczowe.
Każdy absolwent ma zapewnioną pracę. W porównaniu do uczelni cywilnych, to niesamowity luksus. – Sam mam 36 lat i jak zaczynałem studia, to mnie nie interesowały. Młodzi ludzie nie zwracają na to aż tak szczególnej uwagi. Oni chcą dostać się po studiach do najlepszych jednostek wojskowych – dodaje.
Odchodzisz, to płacisz
Z podobnym oblężeniem, jak we Wrocławiu, spotyka się stołeczna Wojskowa Akademia Techniczna. Nasza rozmówczyni Ania wybrała uczelnię wojskową, bo odpowiadała ona jej zainteresowaniom i gwarantuje solidne wykształcenie. – Kończymy studia z tytułem magistra inżyniera oraz mamy zapewnioną pracę w zawodzie – dodaje studentka geodezji. Większość studentów w Polsce może o tym jedynie pomarzyć.
Zdarzają się osoby, które przychodzą po co innego. – Tylko po to, aby dostawać żołd i nie martwić się o kasę. Tacy jednak najszybciej odpadają – podkreśla Ania.
Jednak odejście z uczelni wojskowej czy relegowanie ze studiów nie odbywa się na takich samych zasadach, jak w przypadku studiów cywilnych. Do niedawna wszyscy studenci rezygnujący ze studiów wojskowych albo ci, którzy zostali wyrzuceni, musieli zwracać koszty studiowania, jakie ponosi uczelnia: zakwaterowanie, wyżywienie itp. Koszt ok. 10 tys. złotych za rok.
– W tym roku weszły w życie nowe przepisy, które zwalniają z oddawania pieniędzy uczelni, jeśli ktoś zrezygnował na pierwszym roku. Jestem na trzecim roku, przez te trzy lata ze studiów zrezygnowało ok. 30 osób – tłumaczy studenta warszawskiej akademii. Dodaje także, że po wprowadzeniu nowych regulacji z okazji skorzystało kilkudziesięciu studentów pierwszego roku.
Studenci WAT-u mają zajęcia od rana do wieczora przez pięć dni w tygodniu. O ich czasie wolnym decyduje dowództwo. – Nie każdy wytrzymuje to psychicznie. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jak takie studia wyglądają – przekonuje Ania, która wyjaśnia, że chociażby wizyta w domu wiąże się z koniecznością uzyskania przepustki. Wszystko działa jak w wojsku.
Wszystkie zajęcia są obowiązkowe, a absencja grozi postępowaniem dyscyplinarnym. – Jesteśmy bardzo uzależnieni od uczelni, ale ja się nie przejmuję i biorę wszystko na klatę – mówi wprost. I dodaje: – Nie żałuję swojej decyzji o wyborze uczelni. Gdybym miała podjąć ją ponownie, to wybrałabym tak samo.