Dzióbek, idealnie ułożone włosy, upierścieniona dłoń z perfekcyjnym manikiurem, modne ciuszki i kawałek lustra to przepis na "selfie", czyli słitfocię. Inny przepis to robienie telefonem zdjęć z góry – zapewnia zachowanie idealnych proporcji między twarzą i dekoltem oraz wielkie niczym z mangi oczy. Robisz, wrzucasz na Facebooka lub Instagram i z wypiekami na twarzy czekasz, aż znajomi zaczną przyznawać lajki i pisać pochlebne komentarze. Uwaga, bo kiedy pochlebne nie są, możesz się kiepsko poczuć.
Słitfocie mają wiele wariantów, aż do tak absurdalnych, jak robienie sobie zdjęć na pogrzebach i z bezdomnymi. Z ich przyczyny do lamusa odchodzi tradycyjny album fotograficzny – gdzie znajdowały się jednak głównie zdjęcia z innymi ludźmi – i przesuwają się granice akceptowalnych zachowań społecznych. Słitfocie robią sobie papież, Barack Obama i gwiazdy na Oscarach, a trend jest tak popularny, że redaktorzy słownika "Oxford English Dictionary" uznali w 2013 roku "selfie" za słowo roku.
Wszyscy robią selfie
Zdjęcia robione są z namaszczeniem, ale w mediach społecznościowych lądują błyskawicznie. Jedna na pięć osób robi zdjęcie z zamiarem umieszczenia go na Facebooku czy Twitterze, a 10 proc. umieszcza tam zdjęcia w ciągu 60 sekund od momentu zrobienia zdjęcia. Z kolei z australijskich badań wynika, że dwie trzecie kobiet w wieku od 18 do 35 lat robią selfie.
Dla nastolatków, choć nie tylko dla nich, robienie sobie zdjęć i wrzucanie ich do sieci społecznościowych jest tak naturalne, jak pisanie SMS-ów. Tylko bardziej szkodliwe, jak wynika z badań międzynarodowej grupy naukowców. Zwłaszcza dla młodych kobiet. Gdyby na Facebooku można było przyznawać "antylajki", uprawnione byłoby porównanie ze skierowanym w dół kciukiem, który w starożytności oznaczał wyrok śmierci. I tak właśnie niezadowalającą liczbę lajków pod swoimi zdjęciami postrzega wiele młodych kobiet – jako prawdziwą tragedię. Krytykę ich wyglądu, osobowości i sugestię podjęcia diety, co w konsekwencji może prowadzić do zaburzeń w odżywianiu.
Autorzy badania "Facebook and College Women's Bodies: Social Media's Influence on Body Image and Disordered Eating" przepytali prawie tysiąc kobiet i doszli do wniosku, że "więcej czasu spędzonego na Facebooku może prowadzić do powstania negatywnych emocji i częstszego porównywania z wyglądem przyjaciółek". Facebook to alternatywny świat, gdzie użytkownicy wrzucają swoje najlepsze zdjęcia. Takie, na których udało się wyeksponować to, co ładne i ukryć nieco za duży nos albo kilka kilogramów za dużo.
To głównie kobiety przywiązują wagę do tego, jak prezentują się ich profile na portalu – dlatego są wściekłe, kiedy znajdzie się tam nieskonsultowane z nimi zdjęcie, na którym – jak uważają – nie wyszły dobrze. To dlatego korzystają z funkcji "untag", czyli odznaczania się na zdjęciach. Patrzenie na te idealne, wystylizowane zdjęcia prowadzi do wypaczonego poglądu na własny wygląd, uważają naukowcy.
Chude selfie mają więcej lajków
To, że selfie i komentarze oraz lajki, do których są przyczynkiem, powodują eksplozję samozadowolenia albo frustrację (a bywa, że niechęć do siebie i własnego ciała), potwierdzają użytkowniczki Facebooka. – Robienie selfie wpływa na samoocenę, bo takie zdjęcie jednak nas upiększa, możemy kontrolować to, jakie robimy miny i zmieniać wszystko do momentu, aż jesteśmy zadowoleni z rezultatu – mówi 20-letnia studentka, Magda. – Potem widzę, że moim znajomym podoba się zdjęcie, bo miło je komentują i klikają "lubię to" – dodaje.
A jak nikt nie lajkuje? Jak komentarzy mało? – To jest trochę dziwne, jak jest mały odzew, to robi się przykro. Szczerze, to czasami mam takie poczucie – czemu ona ma więcej lajków ode mnie? Robi się przykro. Jasne, że się porównujemy! Czasem widzę zdjęcie znajomej, na którym wygląda jak gwiazda i widzę że ma 200 lajków, a ja tylko 80 – dodaje dziewczyna. Z jej obserwacji wynika także, że te zdjęcia na Instagramie, na których są bardzo szczupłe dziewczyny, błyskawicznie zyskują setki "lajków". Szybciej niż te, które chude nie są.
Prosta droga do frustracji
Zmiana polega na tym, że do tej pory kobiety były niezadowolone ze swojego ciała i wyglądu, bo porównywały się z gwiazdami z filmów i okładek magazynów, nad którym nie dość, że pracuje tuzin specjalistów od makijażu, ubrań i fryzury, to jeszcze ich zdjęcia są obrabiane w Photoshopie. Teraz natomiast na potęgę porównują się między sobą. W przypadku gwiazd fakt, że porównanie wypadało na niekorzyść kobiety, był i jest do przełknięcia – w końcu mają tyle pieniędzy, a do dyspozycji sztab pomocników. Kiedy jednak blado wypadamy w porównaniu z koleżanką, zaczynamy czuć się źle. Wyniki tych badań, oparte na takich właśnie odczuciach kobiet, nie dziwią psycholog Izy Wojciechowskiej.
– Wszystkie porównania, czy w dół, czy w górę, wpływają albo na poprawę, albo na obniżenie naszej samooceny. Kiedy porównujemy się w dół, czyli z kimś, kto osiąga gorsze wyniki, ma gorszą pracę czy gorzej jeździ na nartach, czujemy się lepiej. Natomiast kiedy porównujemy się w górę, z ludźmi lepszymi od nas w różnych dziedzinach, może to dla nas być albo motywujące, albo frustrujące. Wydaje mi się, że większość osób ma tak, że kiedy ktoś ma lepiej, to trochę jesteśmy zawistni, plotkujemy, obniżamy rangę, żeby zdeprecjonować ten sukces czy osiągnięcie i przez to poczuć się lepiej – wyjaśnia założycielka bowarto.com.
Zawsze jest tak, że miejsce, które zajmujesz na jakiejś skali będzie miało wpływ na samopoczucie. Zwłaszcza dla nastolatków, którzy w internecie prowadzą równoległe życie. – To o tyle niebezpieczne, że jeśli ktoś jest osobą zewnątrzsterowną, to właśnie od opinii otoczenia uzależnia to, jak sam się postrzega. Dla nastolatki, która jest niepewna siebie i nie wierzy, że cenne jest to, ze jest oczytana, inteligentna, wysportowana. Wtedy fakt, że jakaś koleżanka ma ładniejsze zdjęcie, ładniej wykrojone usta czy bardziej klasyczną urodę może urosnąć do rangi prawdziwego problemu – mówi Iza Wojciechowska. Dla nastolatków to może być kłopot, bo ich równoległe życie toczy się w sieci, gdzie jego jakość jest wystawiona na nieustanną ocenę poprzez "lajki". Więcej lajków – fajniejsze życie. Mniej – nie takie fajne.
Fotograficzny handel ludźmi
To jednak tylko początek problemów związanych z pozornie niewinnymi "selfies". Gail Dines, profesor socjologii z bostońskiego Wheelock College i autorka książki "Pornland: How Porn Has Hijacked Our Sexuality" uważa, że wcale nie o próżności chodzi. "Sądzę, że chodzi o ludzką chęć bycia widzianym" – uważa badaczka.
Uważa ona, że dla mężczyzn to łatwiejsze, niż dla kobiet, bo dysponują oni liczniejszymi możliwościami na zaznaczenie swojej obecności. "Dla nas, kobiet, tylko wtedy wzrośnie zauważalność, kiedy podkreślimy naszą seksualność. Nazywanie tego narcyzmem oznacza obieranie indywidualnego, psychologicznego podejścia, zamiast socjologicznego, które skupione byłoby na pytaniu:" Co kultura oferuje dziewczynom i kobietom jako drogę do zaznaczenia swojej obecności?" – dodaje badaczka.
Podobnego zdania jest inny socjolog, profesor Ben Agger, autor "Oversharing: Presentations of Self in the Internet Age". "To męskie spojrzenie rządzi internetem". Uważa on, że poprzez robienie sobie zdjęć i wrzucanie ich do sieci kobiety wkraczają w świat "randek i godów" wiedząc, że żeby coś w nim osiągnąć, muszą się uprzedmiotowić. Najczęściej robią to w portalach randkowych, zdając sobie sprawę, że to rodzaj "fotograficznego handlu ludźmi". Patrząc na wyprężone na zdjęciach dziewczyny, które starają się, by ich oczy wyglądały na jak największe, usta – jak najbardziej wydatne, trudno się z nim nie zgodzić.
Niska samoocena, skrzywienie proporcji i zaburzona opinia na własny temat to nie jedyne niebezpieczeństwa, które czyhają na dziewczyny wrzucające na Facebooka słitfocie. Młodym kobietom wydaje się, że pozując przed lustrem w poszukiwaniu idealnej pozy i miny, robiąc zdjęcie, które potem pokazują znajomym, kreują i kontrolują swój wizerunek. Nic bardziej mylnego. "Kiedy zdjęcie znajdzie się w sieci, tracisz nad nim kontrolę", kwituje Andrew Keen, autor książki "Digital Vertigo: How Today’s Online Social Revolution Is Dividing, Diminishing, and Disorienting Us".