Google od lat zmaga się z wizerunkiem firmy, która jest głównie na usługach najpotężniejszych rządów. Trudno gigantowi z Mountain View będzie to zmienić po kolejnej kontrowersyjnej decyzji, która wygląda na realizacją zamówienia wprost z Kremla.
Google właśnie dołączyło bowiem do instytucji, które uznały aneksję Krymu przez Rosję. O tym, że Półwysep Krymski jest częścią Federacji Rosyjskiej, a nie Ukrainy przekonują już Google Maps. Choć nie na całym świecie w ten sam sposób. Rosyjska wersja serwisu przedstawia granicę odpowiadającą marzeniom Rosjan o powrocie Krymu do macierzy. Międzynarodowa wersja zamiast stałej, normalnej granicy przedstawia linię przerywaną, charakterystyczną dla granic nieustalonych.
W tej sytuacji Google nieoczekiwanie znalazło się jednak w jednym rzędzie z władzami państw takich, jak Armenia, Afganistan, Syria, czy Kazachstan, które należą do wąskiej grupy uznającej już rosyjską aneksję części terytorium Ukrainy. Na potwierdzenie aneksji dotąd oficjalnie nie zdecydował się nawet uzależniony pod każdym względem od Moskwy rząd Białorusi, czy odwieczny sojusznik Rosji w Ameryce, czyli Kuba.