
Pan Grzegorz, mieszkaniec miejscowości nieopodal Krosna, został skazany za "przekroczenie granic obrony koniecznej" i musi zapłacić 500 złotych kary napastnikowi. Bronił się na własnej posesji. Ale postępowanie wobec agresora już umorzono - z powodu... niewykrycia sprawcy. Czy można wyobrazić sobie większy absurd?
"Nawet gdyby przyjąć, że oskarżony zastosował obronę wyprzedzającą atak, to i tak nie powinien był bić w głowę, a ewentualnie w kończyny" - czytamy w dalszej części uzasadnienia. Sąd powołał się na inne orzeczenia, zgodnie z którymi osoba używająca narzędzia śmiercionośnego przeciwko sprawcom niegroźnych zaczepek, choćby bezprawnych, nie może korzystać z przywileju obrony koniecznej. "Chociaż drewniana sztacheta nie musi być śmiercionośna jak np. nóż czy broń palna, to jednak może ona być bardzo niebezpieczna, zwłaszcza gdy uderza się nią mocno w głowę" - napisano w uzasadnieniu wyroku.
Wymiar sprawiedliwości zaznaczył przy tym, że siostra Grzegorza zdążyła wezwać policję, ale i tak jej brat uderzył Alberta C., gdy ten wstawał. Zdaniem sądu, C. wstawał, by odejść, a nie dalej atakować, zaś koledzy trzymali C. poza posesją, w związku z czym bicie po głowie miało być nie na miejscu.
Źródło: KrosnoCity.pl

