Uliczne akwarium, na którym rośnie sałata, pomidory i zioła. Ryby zasilają nawozem rośliny. Człowiek zjada rośliny, a resztki wraz z karmą wyrzuca rybom. Wystarczy trochę prądu do podgrzania wody i koło się zamyka. Oto szwajcarski pomysł na automatyczną, przydomową hodowlę ryb i warzyw.
Do ulicznego akwarium Josef Husler z Bazylei ma kilka minut spaceru. Jeszcze przed śniadaniem wychodzi na parking przy stacji kolejowej MParc Dreispitz. Wchodzi do blaszanego kontenera połączonego ze szklarnią. W środku zrywa kilka liści sałaty na kanapkę. Jeśli ma ochotę na jajecznicę, zabiera szczypiorek. W soboty zazwyczaj zjada rybę, więc wyławia sobie żywą tilapię.
– No i po co uprawiać tysiące hektarów, faszerować ziemię i rośliny nawozami i wozić do miast. Wszystko można sobie zorganizować na parkingu pod domem albo na dachu – śmieje się brzuchaty Szwajcar.
Szwajcarska firma Urban Farmers testuje właśnie automatyczne kontenery do produkcji warzyw i ryb. To coś więcej niż przydomowe grządki. Technologia wykorzystuje zalety aquaponiki, czyli hodowli ryb połączonej z uprawą warzyw. Jak to działa? Kiosk składa się z dwóch części. Na parterze jest zbiornik z rybami. Ich odchody po odfiltrowaniu stanowią nawóz dla roślin rosnących na wyższym piętrze. Z kolei ich systemy korzeniowe oczyszczają wodę, która znowu trafia do ryb.
Sklep rybny i warzywniak w jednym
Wystarczy tylko trochę karmy i prądu do podgrzania i natlenienia wody (kontener pobiera mniej niż zużywa czajnik elektryczny), a system działa niemal automatycznie. Do hodowli w kontenerach idealnie nadaje się tilapia – ryba, która dobrze znosi trudne warunki, tłok, a do tego szybko rośnie i uchodzi za smaczną. Skoro firma Global Fish jest w stanie produkować egzotyczną tilapię pod Warszawą, to dlaczego w mniejszej skali nie mogłyby one "hodować się" w domowych warunkach?
Aquaponika jest niezwykle wydajna. Kontener o powierzchni 18 m2 dostarcza 60 kg ryb i ok. 120 kg warzyw. Taka ilość jedzenia wspomoże zasoby spiżarni wielorodzinnego apartamentowca. Do tego stale podlewane nawozem warzywa rosną szybko i bezproblemowo. – Nie sprzedajemy pomidorów, ale możemy sprawić że to ty będziesz je sprzedawał swoim sąsiadom – mówią Roman Gaus i Andreas Graber, założyciele Urban Farmers.
Ich pomysł ma uratować mieszkańców europejskich megamiast przed zalewem żywności wytworzonej przemysłowo. – Zwykły liść sałaty zanim trafi na kanapkę musi być nawożony, spryskany środkami ochrony roślin, przetransportowany samochodem do sklepu i utrzymywany w chłodni. To marnowanie zasobów planety – wylicza Roman Gaus.
Aquaponikę tak naprawdę wynaleźli Aztekowie. którzy uprawiali rośliny w wypełnionych rybami koszach zanurzonych w wodach jezior i rzek. Współcześni „Miejscy Farmerzy” sprzedali już kilka kiosków do Berlina, Hagi, Bazylei i Zurichu. Przymierzają się do otwarcia sklepu internetowego. Ich przedsięwzięcie z małego start-upu ma szansę rozwinąć się do skali sporego biznesu.
Ryby na dachy
Furorę robi tzw. ekonomia piątej elewacji, czyli zagospodarowanie dachów miejskich budynków na ogródki. – Połączenie hodowli ryb i uprawy roślin z racji bardzo małej ilości potrzebnego miejsca i zasobów, pozwoli wykorzystywać szereg dotychczas pustych miejsc w mieście do produkcji taniego, wolnego od pestycydów i antybiotyków pożywienia – mówi naTemat Marek Kuryłowicz, architekt i prezes znanej pracowni architektonicznej Apaka.
Architekci planując budowę nowych "zielonych budynków" chcą zapełniać ich dachy grządkami, – Gdy rozważamy zmiany, które mogą nastąpić w miastach w przyszłości, nowatorskie sposoby produkcji i dostarczania żywności są przedmiotem wielu rozmów. Dla mnie – Aquaponika jest modelem, który ma duże szanse na sukces – mówi Kuryłowicz.