Nie ma co ukrywać, że większość spotów wyborczych w naszej kampanii wyborczej do Parlamentu Europejskiego to dramat. Postanowiliśmy sprawdzić jak wyglądają reklamówki kandydatów z innych krajów. Większość to „gadające głowy” dobrze znane z polskich produkcji, ale jest też kilka ciekawych spotów.
Przeważająca (i przerażająca) większość spotów wyborczych polskich kandydatów do Parlamentu Europejskiego to powrót do lat 90. Pisaliśmy już o tym kilkakrotnie, więc nie będziemy powtarzać tych samych zarzutów. Niektóre sztaby chyba po pewnym czasie reflektują się jaki błąd popełnili, bo z sieci zniknął słaby spot z Anną Fotygą.
Postanowiliśmy sprawdzić jak wyglądają produkcje w innych krajach. Nie powinniśmy się równać do Stanów Zjednoczonych, gdzie marketing wyborczy jest lata świetlne przed nami.
Ale porównywanie dokonań PR-wców z innych krajów członkowskich Unii Europejskiej jest jak najbardziej uprawnione. Trzeba przyznać, że na tym tle wcale nie wypadamy tak źle. Bo tylko niewielka próbka spotów z Danii, Estonii, Szwecji, Holandii, Czech czy Włoch.
Widać, że – podobnie jak w Polsce – nie są to drogie produkcje, często kandydaci przygotowują je na własną rękę. Nie ma tam prób silenia się na żarty (obwód w pasie Ryszarda Kalisza) ani mało zrozumiałych gadżetów (rząd teatralnych krzeseł w spocie Ewy Wójciak). Co ciekawe, udało się też uniknąć skaczącej kamery – widocznie tam ta moda jeszcze nie dotarła, albo już przeminęła.
Podobnie reklamówki kandydatów ocenia ekspert. – Spoty polskich polityków wcale nie są dużo gorsze niż te w innych krajach – ocenia dr Olgierd Annusewicz, politolog z Instytutu Nauk Politycznych UW. Zwraca uwagę, że wysyp takich produkcji to nie nowe zjawisko. – Indywidualne spoty zaczęły się pojawiać w czasie kampanii samorządowej w 2010 roku, a prawdziwa fala wylała się podczas wyborów parlamentarnych w 2011 roku. Wcześniej takie produkcje przygotowywano tylko z myślą o emisji telewizji i poświęcano na nie odpowiednio większe budżety – przypomina.
Spotów było więc mało, a nagrywały je właściwie tylko partie, a nie indywidualni kandydaci. – Dzisiaj niemal punktem honoru jest dla każdego kandydata nagranie indywidualnego spotu – przekonuje dr Annusewicz. Twój Ruch nagrywa reklamówki dla każdego z trzynastu liderów list. – To zrozumiałe, bo politycy muszą budować rozpoznawalność w niemałych przecież okręgach. Polskie spoty mieszczą się tutaj w średniej – ocenia politolog.
– Za to na żenującym poziomie są spoty partyjne w tej kampanii – krytykuje. – Doprawdy nie rozumiem, dlaczego nie są w stanie wymyślić i nakręcić niczego, co miałoby sens, było merytoryczne, a jednocześnie ciekawe – ubolewa dr Olgierd Annusewicz.
Dlatego nie powinniśmy pastwić się nad poszczególnymi kandydatami – na nic lepszego nie wystarcza im pieniędzy. A kiedy chcą ten brak nadrobić pomysłem, często wychodzi tylko gorzej. Pozostaje nam tylko czekać na kolejne porcje tzw. LOLcontentu. A do 25 maja na pewno będzie go sporo.