Biznesmen z Olsztyna idzie na wojnę z [url=http://shutr.bz/1nvqV10]Google[/url].
Biznesmen z Olsztyna idzie na wojnę z [url=http://shutr.bz/1nvqV10]Google[/url]. Fot. Shutterstock.com / Antb

W latach 90-tych mafiozi dwa razy podpalili mu firmę, bo nie chciał płacić haraczu. Dziś po wpisaniu jego nazwiska w wyszukiwarkę Google można odnieść wrażenie, że… to on był gangsterem. Biznesmen twierdzi, że Google narusza jego dobrę imię i wytoczył firmie proces – pierwszy tego typu w Polsce.

REKLAMA
Przypadek pewnego powszechnie znanego w Olsztynie bandyty dowodzi... (tu imię i nazwisko biznesmena) dzierżawca (tu nazwa firmy): - żądał za rzekomą ochronę 3 tys. zł..." – takiej treści tekst pojawia się w wyszukiwarce Google, kiedy wpiszemy do niej imię i nazwisko pewnego biznesmena z Olsztyna. Trudno się więc dziwić, że mężczyzna nie jest z tego faktu zadowolony – twierdzi, że sugerujące gangsterską przeszłość fragment naraził go nawet na stratę biznesowych partnerów.
O co dokładnie chodzi? Przedsiębiorca w latach 90-tych miał problemy z gangsterami, którzy żądali od niego haraczy, a w związku z odmową dwa razy podpalili firmę. Dzięki jego zeznaniom bandyci poszli ostatecznie siedzieć. Sprawa stała się głośna, mężczyzna stał się nawet bohaterem tekstu w “Polityce”. I właśnie o ten artykuł chodzi w całej sprawie…
Problem polega na tym, że po wygooglowaniu nazwiska biznesmena ten właśnie tekst z archiwum “Polityki” pojawia się na pierwszym miejscu i, jak widzimy powyżej, dość wyraźnie sugeruje, że ofiara mafii jest w gruncie rzeczy “znanym w Olsztynie bandytą”. Dlatego olsztynianin domaga się od Google usunięcia go z wyników wyszukiwania treści oraz zadośćuczynienia wysokości 10 tys. zł. I wytoczył spółce proces.
Wyborcza.biz

Biznesmena reprezentuje mec. Konrad Łaski. Przekonuje, że wyszukiwarka odpowiada za to, co znajduje, i za opis. - O tym, co jest w opisie, decyduje automatycznie algorytm; losuje fragmenty z całej treści, które uznaje za najważniejsze - podkreśla mec. Łaski. CZYTAJ WIĘCEJ


Spółka broni się twierdząc, że “prawo do zapominania” może prowadzić do internetowej cenzury. Niemniej podobne sprawy toczą się już w innych krajach. Wyborcza.biz pisze, że w maju w podobnej do olsztyńskiego przypadku historii z Hiszpanii wypowie się Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu.

Źródło: Wyborcza.biz