Zakupy w centrum handlowym to dla niektórych prawdziwy koszmar. Okazuje się, że nie tylko dla dorosłych. Coraz więcej rodziców decyduje się, aby na ten czas (nawet na kilka godzin) zostawić dziecko w specjalnie przeznaczonych do tego miejscach. Problem w tym, że niektórzy rodzice traktują je niczym skrzynki na bagaż. – Najmłodsze dziecko, jakie zostawiono mi pod opieką miało 12 miesięcy – mówi była pracownica "bawialni" dla dzieci.
Wszystko jest dla ludzi, a place zabaw w supermarketach są odpowiedzią na potrzeby zaganianych rodziców. Dla dzieci pobyt w takim miejscu jest z pewnością o wiele bardziej atrakcyjny, niż czekanie na mamę mierzącą piętnastą sukienkę. Jednak nawet najciekawszy plac zabaw może się znudzić, jeśli mamusia albo tatuś zostawią w nim małe dziecko na kilka godzin. Jak się okazuje, jest to raczej norma niż wyjątek.
Na łamach "Wysokich Obcasów" ukazał się wstrząsający list czytelniczki, która zdecydowała się podzielić tym, co widziała w jednym ze sklepowych placów zabaw. Jak pisze, sama zostawiła swojego syna na pół godziny, który w tym czasie zdążył już skorzystać ze wszystkich atrakcji. Jej uwagę zwrócił jednak chłopiec, który leżał na podłodze i patrzył w sufit.
Trzy godzinki? Bez problemu
Aby zobaczyć na własne oczy, jak wyglądają dziecięce przechowalnie, pojechałem do jednego z warszawskich centrów handlowych. Podszedłem do pracownicy placu zabaw dla dzieci i zapytałem, na jak długo mógłbym zostawić u nich dziecko. – A na ile by pan chciał? – odpowiedziała kobieta. Stwierdziłem, że pewnie na trzy, cztery godzinki. – Ale czy pana dziecko jest takie, że dałoby radę? Wytrzyma tyle godzin? Bo wie pan, siusiu czy kupkę to trzeba przed wejściem. Bo jak pan nie zdąży przyjść gdy mu się zachce, to wie pan... – usłyszałem. Przy czym "wie pan" oznacza, że zrobi w spodnie, bo pracownicy takich miejsce nie mogą dotykać intymnych części ciała dzieci, czyli nie mogą pomóc im z toaletą.
Opiekunka stwierdziła, że nie ma problemu, abym zostawił u niej dziecko na trzy godzinki.– Ale wie pan, to są dzieci. Czasem pobawi się i siedzi tak, jakby go nie było. Ale inne co chwila czegoś chcą, a to siusiu a to kupkę, a ja stąd wyjść nie mogę – ostrzegała.
– Była ostatnio dziewczynka na trzy godziny i ona nic nie chciała. Siedziała cicho i tyle. A czasem to i po dziesięciu minutach dzieciak chce wyjść. I co, ma tutaj siedzieć i wyć? Wtedy dzwonię i rodzic leci. A miałam taki przypadek, że po trzech godzinach musiałam prosić ochronę, aby wyczytali rodziców, bo nie wracali – usłyszałem w warszawskim centrum handlowym.
Czytelniczka "Wysokich Obcasów" zwróciła uwagę, że dziś raczej nikt nie przyjąłby małego dziecka pod swoją opiekę w trakcie, gdy rodzice robiliby zakupy. Chcąc to sprawdzić, próbowałem przekonać w dwóch miejscach w Warszawie do tego, aby za dopłatą ktoś zajął się moją 2,5 letnią córeczką. Dowiedziałem się, że dziecko może wejść na plac zabaw, ale nie mogę zostawić jej ani na chwilę samej. Nie jest zatem tak źle.
Dziecko do przechowalni i na piwko
Porzucanie dzieci jest modne nie tylko na zakupach. Tak naprawdę każda okazja jest dobra, aby choć na kilka godzin pozbyć się potomstwa i odpocząć. Jedną z nich są pikniki oraz duże imprezy, zwane niekiedy "rodzinnymi". Jak się jednak okazuje, "rodzinność" może mieć wiele znaczeń.
Marysia z Krakowa pracowała kilka lat temu w agencji eventowej, która organizowała duże imprezy na świeżym powietrzu. W czasie takiej imprezy, rodzice mogli zostawić dzieci pod specjalnym namiotem, który był improwizowanym placem zabaw. – Do marketu idzie się po to, aby zrobić zakupy, więc zostawienie dziecka jest wygodą. Na takim pikniku uczestnicy z założenia mieli spędzać czas rodzinnie. Ale ci ludzie myśleli tylko o tym, jak pozbyć się dziecka, zostawić je komukolwiek pod opieką, nie sprawdzając właściwie niczego – mówi Marysia.
W czasie rozmowy o pracę Marysia usłyszała, że ma "regularne rysy twarzy, a dzieci lubią takie osoby", dlatego też została zatrudniona. To był jedyny wymóg który miała spełnić. To wystarczyło, bo jak się później okazało, rodziców nie interesuje komu i gdzie zostawiają dzieci.
– Najmłodsze dziecko, które dano mi pod opiekę, miało 12 miesięcy – wspomina Marysia. Rodzice położyli je na kocu i zapewnili, że będą na nie zerkać. Szybko jednak zniknęli i wrócili za półtorej godziny. – To dziecko wymagało ciągłej opieki. Śliniło się, przewracało i cały czas mogło coś połknąć. Ja nie miałam żadnego doświadczenia z dziećmi. Na szczęście to dziecko specjalnie nie płakało – wspomina moja rozmówczyni, która na co dzień zajmuje się PR-em, a nie opieką nad dzieckiem.
To nagroda dla dziecka
Nie jest jednak prawdą, że place zabaw w sklepach czy na piknikach to czysta patologia i nic więcej. Wielu rodziców z powodzeniem korzysta z nich, a dzieci wręcz dopytują się, kiedy będą mogły wrócić do supermarketu. Ewa, matka trójki dzieci regularnie zostawia je na placu zabaw w IKEA. Przyznaje jednak, że nie wyobraża sobie zostawienia dziecka z pieluszką.
Również Michał, ojciec dwójki dzieci zostawiał je na płatnych placach zabaw. Zawsze jednak starał się być o 5 minut drogi od nich i nie opuszczał ich na dłużej, niż półtorej godziny. – Niestety jestem w stanie sobie wyobrazić, że sytuacje opisane przez czytelniczkę "Wysokich Obcasów" zdarzają się naprawdę, bo rodzice są zniewoleni pracą i kredytami we frankach – mówi Michał.
Chyba nikt nie ma wątpliwości, że plac zabaw dla dzieci w centrum handlowym, czy jakimkolwiek innym miejscu jest rozwiązaniem dobrym. W końcu dla dziecka zakupy mogą być naprawdę męczącym i nużącym zajęciem, w przeciwieństwie od zabawy na placu zabaw. We wszystkich trzeba jednak zachować umiar. Co za dużo, to niezdrowo. Nawet jeśli chodzi o "zabawę"
Zapytałam opiekunkę, co się z nim dzieje, okazało się, że jest tam siódmą godzinę. W pampersie wiszącym do kolan, bez jedzenia, picie na szczęście jest na placu zabaw. Wydawało mi się to niewiarygodne, ale opiekunka powiedziała, że to normalne. Zaczęłam rozmawiać z innymi opiekunkami, potem paniami z innych placów zabaw. O niektórych historiach nie można zapomnieć. I nie dotyczy to rodzin patologicznych. To rodzice w markowych ubraniach i ich przywożone dobrymi samochodami dzieci. CZYTAJ WIĘCEJ
Marysia, pracuje w branży PR
Opiekowała się dziećmi w czasie imprez na świżym powietrzu
Rodziców nic nie obchodziło. Jak mieli potrzebę, aby napić się piwka lub zobaczyć jakiś koncert, to zostawiali dzieci i szli. To naprawdę była przechowalnia bagażu.