Liga Polskich Rodzin namawia do głosowania na PO, chociaż jej program to niemal zupełne przeciwieństwo.
Liga Polskich Rodzin namawia do głosowania na PO, chociaż jej program to niemal zupełne przeciwieństwo. Fot. Wojciech Olkuśnik / AG
Reklama.
Egzotyczne koalicje to w polskiej polityce nic nowego - wystarczy wspomnieć, że w 2001 roku kandydaci Unii Polityki Realnej Janusza Korwin-Mikkego startowali z list PO. Ale chyba nikt się nie spodziewał, że w tych wyborach partia Donalda Tuska dostanie wsparcie od Ligi Polskich Rodzin. Kiedy już mija zdziwienie faktem, że ta partia w ogóle jeszcze istnieje, przychodzi kolejne. Wszak LPR i PO były zaciekłymi wrogami, szczególnie gdy ta pierwsza współrządziła z PiS-em.
W powstaniu tego nietypowego sojuszu swój udział miał niewątpliwie Roman Giertych, prawnik czołówki polityków PO (m.in. Sławomira Nowaka, Radosława Sikorskiego czy syna Donalda Tuska, Michała). Sam nie pełni już żadnych oficjalnych funkcji w partii, ale jego ojciec Maciej jest przewodniczącym jej kongresu. Nie ulega wątpliwości, że zajęty prowadzeniem kancelarii prawniczej Roman Giertych wciąż ma wpływ na formację, którą jeszcze kilka lat temu kierował.
Partia właściwie jest już wymarła, ale jej szyld nadal dla niektórych coś znaczy. I nadal niesie określony przekaz ideologiczny. A ten jest zdecydowanie antyunijny. To właśnie LPR najgłośniej protestowała przeciw naszemu wejściu do UE, a kiedy już się w niej znaleźliśmy, stanowczo opowiadała się przeciw poszerzaniu zakresu integracji. Inaczej niż PO Liga nie chce wprowadzenia euro i odrzuca jakiekolwiek formy unijnej konstytucji, a tą w istocie jest Traktat Lizboński, który Platforma popierała.
Także w sferze obyczajowej obie partie dzieli przepaść. Liga jest (czy raczej była) partią zdecydowanie antygejowską (czy jak to mówili politycy tego ugrupowania "antypedalską"). I chociaż w PO istnieje silna grupa oporu wobec legalizacji związków partnerskich, oficjalne stanowisko partii jest inne. Platforma popiera kompromis aborcyjny z lat 90., Liga uważa, że aborcja powinna być bezwzględnie zakazana.
Liga, gdyby nie przegrała w wyborach w 2007 roku, głosowałaby przeciw sztandarowemu projektowi PO, czyli uzawodowieniu armii i zawieszeniu powszechnego poboru. Liga kwestionuje osiągnięcia transformacji, nazywając ją "niespotykaną od czasów II wojny światowej degradacją Państwa".
Choć z natury rzeczy poparcie to coś, czym się chwali, w tym przypadku politycy Platformy będą raczej milczeć. Bo gest przyjaźni ze strony Ligi może odstraszyć część, szczególnie lewicowych wyborców. A przy wyrównanych sondażach inicjatywa ta może okazać się dla Platformy pocałunkiem śmierci.